piątek, 28 czerwca 2013

Impresje otwarte nad "Układem Zamkniętym"


Z cyklu „Współżycie z potworem”
......
rozsądni mówią
że można współżyć
z potworem

należy tylko unikać
gwałtownych ruchów
gwałtownej mowy

w przypadku zagrożenia
przyjąć formę
kamienia albo liścia

słuchać mądrej Natury
która zaleca mimetyzm
oddychać płytko
udawać że nas nie ma

Pan Cogito jednak
nie lubi życia na niby ...
            Zbigniew Herbert, Potwór Pana Cogito



„Reakcja lekarskiego środowiska była natychmiastowa. Najpierw oskarżenie o złamanie tajemnicy lekarskiej. (…). Potem nakaz testów psychologicznych i sprawdzanie, czy dr Książek nie cierpi na zespół stresu pourazowego. I wreszcie informacja, że 18 kwietnia kończy się jego kontrakt z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym” – czytamy…

Dymitr Książek.  Czytał Herberta, czy jest tym, który nie wie, że siedzi już w siodle jego konia?
Twarz człowieka z "Anatomii upadku", który dość swobodnie dziwił się obyczajom medycznym panującym w dwóch sąsiadujących i nieco się do siebie upodabniających krajach.
Czy miał świadomość, że jego swoboda jest względna, warunkowana przez ruchy czujnych janczarów Potwora?
Czy znajdzie się teraz w obozie ryzykanckich przeciwników Potwora, czy tylko uświadomi sobie z przerażeniem  Jego istnienie i zacznie unikać ryzyka?

Ale zostawmy ten przypadek. To prawdziwy człowiek i prawdziwe kłopoty. Nie wiem, jak żył dotąd. Ale teraz żyje naprawdę.
Uchylmy kapelusza i życzmy mu wszystkiego najlepszego.
Zastanówmy się nad ogólnymi prawami współżycia z potworem, tak, jak to opisywał Poeta.

Jak kontakt z potworem "zwykłego zjadacza chleba" może skutkować przemianą.

„Układ Zamknięty”


Od razu na początku ustalmy. Ten film, jak na polski, jest zupełnie przyzwoity, porusza rzeczywiste problemy, nie zakłamuje rzeczywistości. Nie zajmuje się miauczeniem i nie wydziwia nad ciemnym, katolickim ludem.
Ale to wszystko. Dalej już będzie krytyka, zakładająca, że film "trzyma poziom". Czepiam się. Ja tak mam.

"Układ Zamknięty" zawiera, to prawda, "dowód" na istnienie Potwora. A także udowadnia, że Poeta miał rację, ostrzegając ludzi rozsądnych, żeby nie wykonywali gwałtownych ruchów i nie wychodzili na linię strzału myśliwego. Bo ten - tylko czeka, żeby upolować kogoś, kto go irytuje bezczelnym życiem na swobodzie.

Bo ja wiem zresztą, czy udowadnia? 
Udowadnia w sensie Herberta.
Dowodem na istnienie potwora, są jego ofiary
Jeśli niczego nie przekręciłem.

A film? ... jak film. Taki, trochę gorszy, Bugajski. 
Bo przemianę zjadacza chleba w bohatera to pokazał Bugajski kiedyś.
I odegrała go Janda w "Przesłuchaniu".  Nawet, jeśli ryzykowna "podmianka" pachniała podejrzanie amerykanizacją scenariusza. Na modłę "bohatera mimo woli".
Na domowym pokazie w latach osiemdziesiątych, kiedy Bugajski już był na emigracji, "kupiłem" to. Wówczas wydawało się mocne.

Teraz, kiedy wiem więcej o historii, i kiedy inni artyści, chociaż ciągle nieliczni, mieli szansę też opowiedzieć "swoją historię", już niezupełnie. 

Na przykład Wojciech Tomczyk przebił to "Inką 1946" o klasę. O wiele oszczędniejszymi środkami.
Nie pokazywał upartej, przyzwoitej idiotki, trzymającej, o dziwo, pion moralny. 
Tylko bohaterkę - giganta, mającą poczucie sensu walki i siłę moralną promieniującą nawet na oprawców.
A do tego kontekst, zakorzenienie, tragizm. Lojalność, wierność, waleczność. Kryształowa czystość i miłość. E tam, o klasę! Dwie klasy!

Minęły dekady. 
"Wolna Polska". Czas balangi i ciepłej wody w kranach. Bugajski chyba "jeszcze dojrzalszy"?
Ma za sobą świetnego Generała Nila. Fakt. A teraz ?
"Układ zamknięty."
I całkiem inna przemiana, w najlepszym wypadku - „wyjście obronną ręką”.
Ludzie z serialu "Galeria", którzy zaplątali się w tryby machiny.

Jeśli to zarzut, to nie do obrazu czasów i typów (bo jest odpychająco wierny), tylko do rysunku postaci.
Postaci, jak ze szkicownika za 5 złotych w 15 minut na Starym Mieście.
Albo, jak z rozmowy z pociągu. Wychodzimy z kina i jakbyśmy wysiedli z Intercity po paru godzinach podróży biznesowej. 
Ktoś nam się zwierzył z niewiarygodnych perypetii...

To Stawski(postać) - Sadowski(aktor). Nie miał wielkiego pola do popisu. Tę parę "momentów"? 
Na pewno nie z tego powodu przejdzie do historii. CV sobie poprawi. W końcu film znanego reżysera i, jak na polski, niezły.

Pozostałych nie zapamiętałem. Nazwiska nic mi nie mówią. A ja do nazwisk i tak nie mam pamięci. Sadowskiego pomyliłem z Dorocińskim. 
Zatrzymałem się na Konradzie (Marku) i Gajosie - prokuratorze. Nie - Janku Kosie. 
Bo Gajos się rozwinął. Nie osiągnął legendy Kreczmara, Holoubka, Świderskiego, Łomnickiego, Dziewońskiego i im podobnych, których można by spisać na wołowej skórze, ale jest wybitnym aktorem. Tylko obawiam się, że grozi mu zmanierowanie, jak zagra jeszcze jednego ubeka.
To są dla mnie aktorzy "młodego pokolenia". A ci - niech już uwodzą młodszych...

Jeden przetrwał, bo pod celą odmawiał różaniec. Ale... czy to różaniec pomógł, czy też po prostu od razu oddał akcje, żeby uniknąć najgorszego?

Młodego człowieka, którego przecwelowali, też, żeby kupić parę akcji, lepiej zapomnieć. 
W tym Intercity - siedział w kącie, wrak człowieka wpatrzony w okno i tylko pokazywano na niego dyskretnie ze współczuciem.
Teatralny szept:
Sprzęt mu zniszczyli.
Już nie uprawia joggingu! Tsss.
O jego ponurym dramacie lepiej nie opowiadać. Niebezpiecznie.

Jedyny wyraz dumy i pogardy, filmowe zgaszenie niedopałka w szklance mleka, przez gwiazdę estrady, żyjącą na księżycu, darujmy sobie. Numer z filmów klasy B. Ale amerykańskich!

Ich kobiety? Dajcie spokój. Nowe Matki Polki. Mężowie w ciupie, a my wpadamy w depresję!
Przyjaciele? Wspólnicy zza granicy? Społeczność obywatelska? Media?
BIAŁORUŚ.
No nie, żeby nie było po białorusku, wykreowano jakiegoś faceta z Marsa, który pracował w mediach. I mu coś podobno puszczą. Ale już w następnym filmie.

Niby w ponurej grotesce z Becketa, nie ma bohatera pozytywnego. 
Nikogo, kto działa tak, że nadaje sens istnieniu, przeciwstawiając się Potworowi.
Kto trzyma świat w równowadze i nie pozwala mu osunąć się w otchłań piekła.
Nie ma, bo naprawdę nie ma, czy nie ma, bo już jest NIE DO POMYŚLENIA?
----------------------------------

Czy to są moje zarzuty w stosunku do ostatniego filmu Ryszarda Bugajskiego?

Hmmm.

Jeśli już, to jako forma okazania szacunku dla jego potencjału.  
Bo przecież to dobra publicystyka antykorupcyjna i jakiś szkic do diagnozy stanu "tego kraju". A właściwie tego, co pozwoliliśmy sobie z niego zrobić.

A obraz "nas"?
Czy naprawdę jesteśmy tacy plastykowi? Tacy naiwni i tacy słabi, że palcem nas wystarczy popchnąć?
Grzeczni chłopcy? I płaczliwe baby?

Przypomina mi się dialog z jakiegoś peerelowskiego filmu.
       - "Poproszę cztery piwa"?
       - "Duże"?
Piwa zamawia ubek, grany przez Witolda Skarucha, dla czatujących kolegów, więc - "są na służbie", chociaż incognito.
       - "Małe"
       - "Wszystko małe?" 
Kpi złośliwie coś wyczuwająca bufetowa
       - "To by się okazało!"
Odpowiada zuchowato i uwodzicielsko Skaruch.

Ta scena z filmu, którego tytułu ani reżysera (zaangażowanego) nie pamiętam a i pewnie pan Witold też nie chce już pamiętać, bo się nim w Wiki nie chwali, jest dla mnie synonimem blefu, za którym nic się nie kryje. Zupełnie nic. Nawet para z waletem.

Kilku renegatów, godnych pogardy, z którymi nawet bufetowa z prowincjonalnej knajpy, gdyby wiedziała, nie chciała by mieć nic do czynienia.

Wtedy żyli jeszcze ludzie rozpoznający prawdziwego człowieka. Po wielkości zamawianego kufla piwa, albo po tym, czy patrzy prosto w oczy, wszystko jedno.

Czy teraz takich nie ma? Oczywiście, że są. Tylko dlaczego kręcą ciągle filmy o jakichś mimozach?
Czy dlatego, że próbują z nas zrobić wiecznie podrygujących, w tańcu lub podczas stosunku, playbojów z Wólki, mylących balangę z życiem?

Którzy myślą, że jest demokracja a gra biznesowa - to zajęcie dla bon - vivantów?
Gdzie są nasi "Maratończycy i inni ", szarzy ludzie z amerykańskich filmów?

Czy Bugajski albo ktoś inny, (ktokolwiek!) jeszcze potrafi wykreować takiego człowieka na ekranie?
I da nam nadzieję i impuls, da ducha?! Ducha!

Czy już zawsze będziemy skazani na pokłosie marnego życia bez pielęgnowania cnót i upartego wysiłku brnięcia w stronę dobra?
Bo dobro, to prawdziwe a nie to wymyślone przy komputerze, jak nowa, fajna gra, "za którą należy mi się kasa i fajno jest, lecę", zawsze wymaga prawdziwego męstwa.
Takich ludzi szukajmy!

A nie epatujmy Polaczków obrazami beznadziei i złudzeniami, że Układ się otworzy i .. będzie dobrze.
Nie będzie! Bo Układ to my stwarzamy.
Wybieramy tych, którzy już się zdemaskowali, tych plastykowych piłkarzyków i ministrów - katastrofa.
Albo antypaństwowych marszałków. 

Tolerujemy bezczelność w nieprawości. 
Niesprawiedliwi sędziowie i prokuratorzy. "Łagodni"  albo też "surowi". Zawsze odwrotnie. Bo odwrotnie - byle zgodnie z niesprawiedliwością - jest korzystnie.
"Sprawni" albo "nieudolni" komornicy i antyterroryści. Najsprawniejsi - w pacyfikowaniu małych dziewczynek i wdowiego grosza.

Na tę zuchwałą nieprawość - bezradne pytanie leminga Stawskiego-Sadowskiego: "Dlaczego nie wysłaliście mi wezwania? Przecież bym przyszedł!"

Bugajski zrobił nienajlepszy film. Chociaż, przyznajmy to uczciwie, jest on lepszy o rząd wielkości od wszystkich miauknięć Adasia M. razem wziętych.

Za to poetów mamy przynajmniej - pierwsza klasa! 
Taka cecha polskości. Niepraktyczni poeci dla piśmiennych. Z braku wieszczy z kamerą. Bo z kamerą mamy nadmiar postmodernistycznych psychologów świadomości narodowej, układających swoje ponure hagady po polsku.

Herbert i Potwór Pana Cogito.
Czytany  w tych samych latach osiemdziesiątych. Kiedy oglądało się lepszego Bugajskiego i występy lepszego Teatru Ósmego Dnia.
Wydawało się, że te czasy przeminą, jak smrodliwy, trujący tuman.
Wiersz zaś będzie można traktować, jak szum północnego, polskiego wiatru w szczelinach ruin starych twierdz Jury Krakowsko - Częstochowskiej. Tymczasem to wiersz genialny i wieczny.

Nasi Poeci  – pierwsza klasa. Odseparowani od świata przez niemodny środek wyrazu i egzotyczny język.

A my?  Co z tego mamy?
Chyba nic... , ale możemy mieć.

Możemy mieć świadomość życia prawdziwego, w czasie takim, jak inne z naszej historii.
Nie mamy czego zazdrościć przodkom.
Mamy szansę zrobić coś, żeby nasi potomkowie nam zazdrościli...

----------------------
Linki do recenzji filmu.
Mój "ulubiony" recenzent Ł.Muszyński
Recenzja w jego stylu: Mieszanie polityki w najgorszy, możliwy sposób.
Wychodzi taki potworek, że PiS się czepia (?) i sam nakręcił zły film. :)
Ale Bugajski niewinny.

Że film nienajlepszy - to się zgadzam. Ale dlaczego, to na pewno bym się z panem Łukaszem nie zgodził.

Mam dwóch sąsiadów - recenzentów na blogspocie.
Ich recenzje swym profesjonalizmem są o lata świetlne od p. Ł.

Pierwszy sąsiad:
 O układzie zamkniętym
Entuzjazm, którego nie podzielam, ale jest mi sympatyczny.
Przypomina mi czasy, kiedy cieszyło mnie każde "przywalenie komunie".
Niestety dzisiaj patrzę na to z dystansem, wiedząc, że to my pozwalamy, żeby komuna dalej się panoszyła.

Ostatnio w pewnej dyskusji (fachowej) zostałem przez skądinąd chamskiego, ale inteligentnego trolla zaatakowany, jako "wychowanek PRLu". To dopiero boli!

Zimno się robi. Ja? I co ja mu zrobiłem?
On nawet Układu Zamkniętego nie zrozumie dobrze.
Zna wszystko z telewizji. I z grepsów przy piwie.
A ja żądam, żeby nakręcić nie Układ, tylko Sagę o splątanym świecie i Jeźdźcu Znikąd, który pokaże drogę do rozplątania...

Drugi sąsiad:
O układzie zamkniętym
Profesjonalizm w opisie szczegółów i kontekstu realizacyjnego.
Dający w sumie optymistyczny obraz dobrego filmu. No fakt. Niezły. Jak na polski.
Optymizmu nie podzielam, ale trochę mi się udziela. Pocieszająca recenzja. Nie widzą tego smutnego, co ja, śledziennik jeden.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz