Notatnik

Uwaga: 

Prowadzę dziennik lektur na osobnym blogu

Notatnik

5 sierpnia 2015, czyli po wielu miesiącach, w świecie napawającym optymizmem, w wigilię odejścia do niesławnej pamięci pewnego polityka, który nie umie kończyć tak, żeby cokolwiek dobrego mu zapamiętano. Upał w sierpniu, czyli Globcio rzeczywiście istnieje, ale i tak żadni nobliści nic mu nie zrobią

Spadłem z księżyca na urlopie
30 stopni mniej więcej, cisza, mogę nawet coś napisać, co nie ma związku z żadnym obowiązkiem. No to skorzystam.

O czym to ja...
Otwórzmy ozdobny notatnik od zięcia, gdzie ukradkiem coś zapisuję i nawet nie wiem, czy to ma sens i coś zrelacjonujmy, piąte przez dziesiąte, zanim nie zostanę porwany...

No dobrze, będzie o filmie policyjnym z PRLu w dobrej obsadzie (Łapicki, Horawianka, Cześć kapitanie!).
Ł. gra szpiega bez maski, Horawianka zaś kobietę z przeszłością, ale niejasną.
Tutaj tylko wzmianka, jak całość napiszę, będzie link do Silva Rerum.
Zafrapował mnie dialog między szpiegiem, który po częściowym zdemaskowaniu bada mozliwości wciągnięcia do współpracy partnerkę podróży.
Dialog tak pełen niedomówień, drugiego dna, aluzji i ... skreśleń cenzury(?)

Marny ze mnie krytyk, ale czasem nadarza mi się okazja i czuję się, jak człowiek, "który widzi więcej".
Chyba ten film widziałem w młodości (rok produkcji 67 r.) ale z całą pewnością zakwalifikowałem go, jak propagandowy gniot i natychmiast zapomniałem. I to JEST gniot. Zagrany bez zarzutu przez rzemiechów - mistrzów.
Ale fachowiec może odczytać więcej. Jaki fachowiec? Nie wiem. Taki, jak ja, który nagle, słuchając dialogu imperialistycznego szpiega i kandydata na jego pomocnika, doznaje przyjemności odkrycia drugiego dna.
Jakie to dno?
Czekaj na link. Może uda mi sie dokończyć ten wpis...

12 października, upał w październiku, no może ciut przesadzam...

Nie jestem zagorzałym kibicem. Czterdzieści lat temu - to tak, byłem większym.
Polska - Niemcy              2:0
Kornery                           0:8
Strzały na bramkę           4:24
Procent czasu
posiadania piłki              38:62

Czyli wygraliśmy tylko na gole. Resztę wysoko przegraliśmy. Jak to dobrze, że w piłce nożnej obowiązują zasady i Niemcy też ich muszą przestrzegać!

Dokładnie czterdzieści lat temu, w półfinale mistrzostw świata, było dokładnie odwrotnie: Wygraliśmy we wszystkich klasyfikacjach z wyjątkiem tej jednej jedynej : Niemcy nam strzelili jedynego, właściwie przypadkowego gola (Miller, ach ten Miller, król pola karnego!). Na basenie w Niemczech, chyba większym, niż w meczu z Anglią, na Narodowym.
Ale po mistrzostwach wszystkie dziennikarskie, półoficjalne a nawet niektóre prawie oficjalne rankingi wygrywaliśmy, a Lato został królem strzelców. Nie Deyna!
No i co wolicie? Te dwa marne gole? No dobrze, już się zamykam. Polska! Biało czer ...woNI!

16 lipca, upał w lipcu, nareszcie coś zaskakująco normalnego

Siedzę sobie na urlopie. Nigdy nie sądziłem (ale to było dawno ... i nieprawda), że emeryt mógłby być na urlopie!
Słucham czasem, jak zdążę, Radia Wnet, bo Radio nadaje w godzinach pracy.
Redaktor Skowroński, w ramach wakacyjnej wizytacji kraju, robi wywiady z mieszkańcami pasa północ południe (szlak bursztynowy).
Gdzieś w okolicach Ciechocinka rzuciło mi się na uszy, jak rozmawiał z pewnym oponentem miejscowej władzy samorządowej, że "nie ma ona inicjatywy rozwojowej", bo ... nie jeździ do Brukseli, żeby zachęcać do inwestowania w tym rejonie.

Nie wiem, jakie opcje polityczne stoją przeciw sobie w "tym rejonie", ale zdałem sobie nagle sprawę, jak nisko upadliśmy, jako Polacy.

Jedyne, lub prawie jedyne "pomysły rozwojowe", jakie pojawiają się w naszych głowach, to mityczni już "inwestorzy zagraniczni", którzy stworzą "kilkaset miejsc pracy" w jakimś rejonie. Po dwudziestu pięciu latach "wolności" i "dynamicznego rozwoju"!
Może jakiś nowy hipermarket? Na A, na C czy na T?
A może jakieś europejskie (a może nawet światowe!) centrum telefoniczne, gdzie wybrani Polacy, za średnią krajową, będą szlifować języki obce w konwersacji typu: "Czy pan jest zainteresowany naszą wspaniałą ofertą?"
A sami nic nie możemy?!

Tak nas wychowała nasza polityczno - społeczno - kulturalna elyta.
I pomyśleć, że ta straszna sanacja potrafiła zbudować potężne państwo, które przynajmniej godnie ginęło pod ciosami dwóch sprzysiężonych, zbrodniczych potęg!

Jeśli nie chcemy pamiętać, jak się ginie za Polskę, to może przynajmniej pomyślmy, kim by dzisiaj był Raginis, Sucharski, Pilecki, czy Anoda?
Albo ich wnuki, wychowane lepiej, niż prawnuk naszego noblisty, o mentalności menela?

Patriotycznym obowiązkiem jest dziś ginąć za Polskę:

  • ryzykując wywalenie z pracy za wierność sumieniu, 
  • lincz medialny za odważne świadectwo, czy wreszcie 
  • "samobójstwo" za bycie niepożądanym, upartym świadkiem.


Ech, idę na plażę. Mam urlop!

1 lipca roku pamiętnego. 70 lat od Powstania, sto od wyruszenia 1-szej kadrowej

Howgh, powiedział Winetou.

Czyli, jak stary Krzysio wyobraża sobie rozumowanie młodego leminga, który ma trochę większy rozumek od Kubusia Puchatka.

Państwo pozwolą na krótki, umiarkowanie złożony sylogizm:
"1. Rządzą nami szumowiny. Czy to zdanie wymaga dowodu? Jeśli tak, proszę sobie udowadniać na własną rękę. Ja "czuję się zwolniony".
2. Szumowiny boją się PiSu. I to poważnie, nie propagandowo. Mówią ze strachem między sobą. Czy ten PiS - to coś, jak Jeździec Znikąd, czy co?
3. Ja bym wiele dał, żeby te szumowiny odciąć od koryta, bo koryto odciąga ich uwagę od mojej wody w kranie. Na razie jest jeszcze letnia, ale jak tak dalej pójdzie...
4. Czyli, wychodzi na to, że tylko może PiS to zrobić. Szumowiny będą się bronić. Mają broń atomową mediów brudnego ścieku i całą masę różnych szemranych typów (zwanych fachowo - biznesmen obrotowy), wynajmujący słupów albo pałki.
Zaryzykuję z tym PiSem. Wolę, żeby rządzili socjaliści pobożni, niż liberałowie bezbożni. Obiecywali wodę w kranie a okazało się, że są tylko szumowiny.".


27 czerwca.
Byłem na spotkaniu pewnej firmy, która zorganizowała biznes wokół rzeczywistych potrzeb (ochrony zdrowia) ludzi starych. Ten biznes, na pierwszy rzut oka, jest dobrze pomyślany. 
Koszt ok. 6 (sześć) złotych dziennie, czyli koszt małej czarnej. Nieograniczony dostęp do specjalistów, do badań laboratoryjnych, rehabilitacji i dietetyki, profilaktyki dietetycznej itp. Trzeba podpisać umowę na trzy lata, gwarantowaną przez bank.
Jeden slajd pokazywał alternatywę: pawilonik państwowej przychodni oblężony przez zdesperowanych pacjentów. Podobno zdjęcie autentyczne.

Albo to nabieranie ludzi, albo dowód na to, że "służbę zdrowia" można by też zorganizować tak, żeby nie tylko starzy ludzie mogli się dostać do lekarza. Pod warunkiem, że wzięli by się do tego specjaliści.
Czyli e l i t a  umysłowa Narodu, a nie te szumowiny, które nami "rządzą" a właściwie krzątają się wokół swoich spraw, przy okazji sprawowania synekur, nazywanych "wysokimi urzędami".

Teraz ich ktoś zdyscyplinował, bo, jak się okazało, bezpieczne krzątanie się wokół swoich spraw tych szumowin wymaga spełniania jakichś warunków. Na przykład sprzedania jakiejś fabryki za bezcen, albo innej, cenniejszej, za normalne pieniądze. Albo niezbudowania pewnego portu. Albo ... itd.

Dzisiaj słyszałem takie zdanie: Hunowie, którzy nas najechali, w końcu odeszli, ale zostawili nam w spadku swoich dziedziców, którzy upodobnili się do nas. I teraz nami rządzą. Między sobą mówią po huńsku.
Hmmm. A może Hunowie po prostu nas zarazili i my też już tacy jesteśmy?
A może jeszcze gorzej? Może ten wirus, wirus wygodnictwa, geszefciarstwa i zaprzaństwa tkwił w dużej części z nas, tych co przeżyli Apokalipsę? I działa w najlepsze?

20 - 23 czerwca, który trwa. Krótkie notatki, co mi się majaczy

Operacja "III RP. Pacyfikacja"
10 10 2010. Początek.
Uderzenie i wywołanie zamętu, wykorzystanie go i przygotowanie dalszych działań.
Spacyfikowanie obudzonych nastrojów jedności w Narodzie, obudzenie motłochu tubylczego, niesiołowszczyzna, palikociarnia, biedronizm i grodzkizm, czyli budowa człowieka bez właściwości.

Nawiązanie współpracy Kontrwywiad RP - FSB. Reaktywacja WSI zainaugurowana otworzeniem szampana przez generała D.
Opluwanie i upokarzanie Polaków i badanie reakcji, czyli tzw. "badanie katastrofy smoleńskiej".

Hasło "Polacy, nic się nie stało", jako maksyma rządzenia. (Dzisiaj też piłkarzyki chcą użyć tego grepsu!)

Do czerwca 2014.
Czyli ostatnie cztery lata. Kontynuacja. Usypianie, odpalanie różnych pomniejszych bomb, hucpa kontrolna, testowa.
Badanie reakcji kamratów z Zachodu, czy się nie zaczną oburzać. Przygotowanie do wrogiego przejęcia, nieudane lub jeszcze odwracalne próby, blokowanie i przeszkadzanie (gazoport nieoddany, łupki zablokowane), ale i ostatnio udane (Azoty, Ciech).

Ale niestety, musimy (kto to jest my, zgadnij koteczku) grać na różnych fortepianach. A tu Majdan, a tu Syria...
I Obama się budzi.
Musimy zacząć właśnie teraz. (Z niewiadomych na razie powodów przyp.KR)
No i zaczynamy!

Rozpoczęła się akcja uprzedzająca - akcja wymiany zużytych patafianów, plastykowych piłkarzyków na nowy garnitur, zapasowy. Trochę się odsłaniamy, żeśmy wleźli prawie wszędzie i teraz już idziemy na całego!
Jacy my? Ci sami, którzy wykorzystali Katastrofę Smoleńską do obezwładnienia pewnego państwa między Bugiem a Odrą.

Czy ta akcja wymiany będzie przebiegać bez zakłóceń?
Nie wszystko zależy od "nich", tych za zasłoną.
Coś zależy od nas. Teraz jest czas, kiedy pali się światło i reflektory błądzą po aktorach. Rozglądajmy się i myślmy!
Myślenie ma kolosalną przyszłość.
5 sierpnie roku pamiętnego, czyli 2015

18 tego czerwca, czwarty dzień afery taśmowej, której pewnie nie będzie, podobnie, jak wszelkich dotąd.

Przytaczam z pamięci w kolejności sekwencji jej zasobów:
Afera przeciekowa (Janusz, a właściwie nocny Marek, przeciek z Mariotta, późniejszy niedoszły premier z rekomendacji Romana nacjonalisty, oskarża demaskatorów o spowodowanie strat moralnych)
Afera łzawa (łapowniczka płacze, Polacy wybierają jej mocodawców i odwracają się od agenta uwodziciela)
Afera hazardowo-cmentarna (premier wyrzuca (dobrze, że nie ścina) posłańca przynoszącego złe nowiny i oskarża go o przekroczenie uprawnień. Okazuje się, że w Polsce policja nie ma uprawnień, żeby łapać łapowników u władzy)
Afera info - w toku zamiatania
Afera taś..., której nie było. Podobnie, jak podobno nie ma już naszego państwa. Stwierdził to jeden z najważniejszych ministrów, szef służb specjalnych. Ja mu wierzę.
O jakiejś zapomniałem?

No dobrze, ja nie o tym. Ja o naszych rządcach sprzed wojny. A właściwie o naszych prawicowych demaskatorach, tych od "Obłędu" i "Samobójstwa". Bo teraz jest moda na prawicy, żeby na nich nalatywać. Nawet w rodzinie muszę ich bronić, bo straszne niedojdy były, ci nasi Przywódcy - przodkowie. A nasi prawicowi publicyści na pewno byliby mądrzejsi, dzielniejsi i w ogóle.
Ufff. Bez komentarza.
Zacytuję Chestertona:
"Demokraci (demokraci? prawicowcy - konserwatyści XXI wieku! przyp.KR)  popełnili błąd, który legł u źródeł choroby toczącej nasze czasy. Umniejszyli dawną wspaniałość, zamiast ją  r o z s z e r z y ć (podkr.KR). Nie powiedzieli zwykłemu obywatelowi: "Jesteś równie dobry jak książę Norfolk". Użyli nędznego demokratycznego sloganu: "Książę Norfolk nie jest wcale lepszy niż ty".

6 szóstego, Fantastyczny, deszczowy poranek

Muszę to odnotować.  Ale, w przeciwieństwie do notatki sprzed miesiąca (wychodzi mi miesięcznik, ale dobre i to), jest to poranek na plus. Wahadło w górę.
To znaczy nic się materialnie nie zmieniło. Tylko wzrósł mój optymizm, czyli mówiąc po polsku wzrosła nadzieja, matka głupich. Ja tam zresztą się nie wstydzę swojej głupoty, której stary Erazm nie mógł się nachwalić, a ja nie mogłem się oderwać od spóźnionej lektury (5 zł, piękna twarda, czerwona okładka).

Poranek Radia Wnet i trzej goście. 
1) Profesor Ewa Thompson z Teksasu, znana mi z mądrych analiz politologicznych publikowanych przez Arcana. Teraz, zamiast szukać w starych rocznikach i pracowicie przepisywać mogę zacytować dwa fragmenty z Dziennika, kiedy się jeszcze go czytało z nadzieją i jeden fragment z pamięci.
Pierwszy z 2007 roku, kiedy już zupa się wylała i Kaczyńscy dostali pierwszą czerwoną kartkę od lemingów, wzruszonych krokodylowymi łzami łapowniczki:
Skolonizowany umysł to nie to samo, co Miłosza umysł zniewolony. Zniewolenie jest w znacznej mierze narzucone, skolonizowanie zaś - w okresie postkolonialnym, w który Polska wstąpiła po 1989 roku - jest dobrowolnym wyborem.
Drugi z tego samego roku, orzeźwiający wywiad o Sarmatyzmie stawiający w prostych słowach na nogach nasz stosunek do samych siebie. 


W sarmatyzmie ujawnia się arystotelesowsko-tomistyczne pojmowanie rzeczywistości, zgodnie z którym powszechnie wiadomo, czym jest dobro, a czym zło, czym jest sprawiedliwość, a czym niesprawiedliwość itd.
(...)
Każda postawa życiowa ma swoje wynaturzenia. I tak jest też z sarmackim warcholstwem, które polega na wywyższaniu jednostki ponad państwo i społeczeństwo, ale właśnie kosztem i państwa, i społeczeństwa. Ale to margines - jego uparte eksponowanie pozostaje jednym z rezultatów kolonializmu. Wyraża się to w nieustannym pokazywaniu najgorszych cech Polaków, z czego wyrasta brak szacunku polskiej inteligencji do samej siebie i do własnego narodu. 


Bez komentarza.
Trzeci z pamięci, z dzisiejszego ranka:

Czekam na autora nowego eposu narodowego. To odbuduje naród.
Geniusza zatrudnię? 
Dopowiada żartobliwie nieoceniony redaktor K.Skowroński...

O matko, to Ona też? Ja ciągle się błąkam z wizją nowego mitu polskiego i nie mogę nawet wydać okrzyku: 
Wołam o mit!
A Ona? Tak po prostu?! Co za kobieta!

2) Irena Lasota z Waszyngtonu. 
Mieszka pół godziny piechotą od Białego Domu. Ale przyjechała do Polski na 4-tego czerwca. I zauważyła, że Obama ogłosił nową epokę. 
Najpierw jego służby uważnie wyśledziły stan świadomości polskiego społeczeństwa. 
I Obama nie wygadywał już głupstw o polskich obozach śmierci. Powiedział wszystko, co trzeba. Zaczynając od tego, że ciągle byliśmy opuszczani przez sojuszników w swoich dążeniach do wolności. Obiecał, że to się nie powtórzy.
Wiadomo, że to tylko obietnica. 
Ale ona padła publicznie, wobec kilkudziesięciu przywódców europejskich. To własnie nowa epoka, może na miarę tamtej, którą zapowiedział Churchil, o zapadnięciu żelaznej kurtyny. Nie na herbatce u cioci, tylko PUBLICZNIE.

3) Jegor Sobolew minister ds. lustracji w rządzie Ukrainy

Jestem, (ja, Kris) człowiekiem Solidarności. Tej z 80/81-dziewiątego. Byłem członkiem założycielem "S" na Mazowszu (moje koło w Tekomie miało nr 9), konsultantem Regionu Mazowsze, członkiem podziemnych struktur, kolporterem podziemnej "S", mężem zaufania "S" podczas wyborów 4 czerwca. Zaświadczam. Ten Jegor mówi, jak ludzie Solidarności.

Buduje państwo wolne od agentów komunistycznych i od korupcji. Wolne od skorumpowanych sędziów, milicjantów i urzędników. Nie wierzy w komunistycznych fachowców. 
Tak dyskutowana i prawie nigdy nie zrealizowana w Polsce opcja zerowa jest budowana na Ukrainie.
Jegor nawiązuje współpracę z polskim IPNem i kierownictwem CBA. I słucha uważnie. Oni mu mówią to samo. "Nie wierz w komunistycznych fachowców."

Czy mu się powiedzie? 
Jeśli porównać Majdan z Solidarnością to nie oglądając się na wybrzydzanie prawicowych rozsądniaków spod znaku Korwina, nazywających wszystkich innych idiotami albo cwaniakami, to powiem krótko:
Solidarność w pewnym sensie przegrała. Ludzie się od niej odwrócili. Wybrali opcję postkolonialną. (Ewa Thompson).
Majdan w pewnym sensie wygrał. A w każdym razie jeszcze nie przegrał. Stan wojenny zostanie wprowadzony (jeśli zostanie) w interesie ukraińskiej Solidarności.
Ukraina ciągle ma szansę na odbudowanie suwerennego państwa. Może wówczas rozsądniacy przyznają nam rację, przestaną wytwornie marszczyć noski?

Może jeszcze Polska będzie się wzorować na jej rozwiązaniach?
Ja jestem z nimi. Z Ukraińcami. Jak trochę się odkują, zapytam ich o Banderę. Nie wcześniej.

5 maja, Idiotyczna, płytka wypowiedź Jerzego Stuhra

Tylko chwila. Muszę to odnotować
Polski katolicyzm jest płytki, niedouczony i fanatyczny (...) Rozmawiałem z Roberto Benigni i powiedziałem, że nie mógłbym w Polsce nakręcić takiego filmu, jak Życie jest piękne. A on: "Mieszkasz za blisko Auschwitz"...
Chciałem zrobić małą notkę ale mi wyszedł felietonik. Nie polecam. Ale jak ktoś chce koniecznie....

28 kwietnia, Dziękczynienie za Świętego Jana Pawła

Wróciłem i dociera do mnie to, co jest we mnie, mimo, że nie mam na to czasu i co jest poza mną, a czego się obawiam, że zbliży się tak, że nie będzie tego można ignorować. Że każdy, który uważa, że to go nie dotyczy, zobaczy, jak bardzo się myli.

Zło i dobro. 
Skała i grząskie bagno. 
Skała zdająca się być ulotna, jak wczorajsza atmosfera, uwieczniona na pendriv'ie w ramach dobrej usługi kogoś bliskiego na dyżurze.

I grząskie bagno siły, buty i hucpy znanych sprawców, ale ukrytych za modnymi maskami i eufemistycznymi nazwami "separatystów".

Pięciominutowej homilii Pasterza Świata, pożywnej, jak kęs chleba, odkrywczej, jak aforyzm, o skandalu ran, z których wypływa Miłosierdzie wysłuchali wielcy tego świata. Z powagą.

Krótkiego oświadczenia bezpaństwowego, pokojowego Terrorysty, o porwaniu wszystkich członków misji OBWE, w celu uczynienia ich swoimi gośćmi, wysłuchali ci sami wielcy. 
Z taką samą powagą. 
Pokojowo nastawione państwo, które tylko w trosce o swoje bezpieczeństwo, ustawiło w pozycji do ataku na granicach z sąsiadem, tysiące wojska, nie mające oczywiście nic wspólnego z porwaniem, jest proszone o interwencję i obiecuje pomoc.
Zestawmy to z "niepoważnymi" rewelacjami zapomnianego Pawła Piskorskiego, które mogą się okazać równie niepoważne, jak rewelacje śp. Andrzeja Leppera. Który z kolei był nieostrożny i musiał popełnić samobójstwo. 
Mamy naprawdę niepokojącą mieszankę? Najwyraźniej gdzieś została podjęta decyzja o poważnych zmianach politycznych w Polsce. 
Moim skromnym zdaniem, po ludzku sądząc, nasza sytuacja staje się "prawie" beznadziejna. Do następnego rozdania kart, przy diabelskim stoliku.

Święty Janie Pawle, który bez jednej dywizji, nawet bez kamizelki kuloodpornej, pokonałeś Imperium Zła za życia, teraz, będąc całkowicie kuloodpornym i mając nieskończone możliwości, zrobisz coś?

Nie chodzi o to, żebyśmy "my" wygrali, a "oni", żeby zostali przykładnie ukarani.
Chodzi o zgorszenie, o skandal panoszenia się nagiej, bezwzględnej siły, buty i hucpy. 
Odpowiedz nam szybko, czy tak ma być? Czy to ma sens? Czy mamy pić z tego kielicha?
Pewnie ma. Ale jak długo?

Zanim wrócę do swoich, nie cierpiących zwłoki, spraw, pomedytuję chwilę, czy mam prawo zachowywać się teraz tak, jak podpowiada rozsądek...
"Co ja mogę?".  "Co to da?" 
Nie jestem Mojżeszem a to nie Amalekici. Mogę opuścić ręce. Tylu jest ochotników.
No właśnie. Ilu jest?
A ilu jest ochotników, którzy twierdzą, że wszystko gra, a ja przesadzam?

Mogę się zająć swoimi sprawami i nie emocjonować się tym, co się dzieję na Wschodzie?
Obiecuję codzienną modlitwę. 

Zgorszenie ran. Zgorszenie urągania Sprawiedliwości. Która musi zderzyć się oko w oko ze swoim Zaprzeczeniem, ubranym w łudząco podobną szatę.

Tajemnica zbawienia.
Czy to jest trop, który wskazuje sposób odczytania sensu tych wydarzeń?

Jakakolwiek jest odpowiedź, niech będzie błogosławiony Bóg, który Ciebie prowadził.
Święty Janie Pawle, prowadź nas, cokolwiek się stanie!

25 kwietnia, Św.Marka Ewangelisty

Dzisiaj zdobyłem się na duży wpis. Na bocznym blogu, bo za bardzo osobisty. Kanonizacja mojego ukochanego Ojca Duchowego i moja nieobecność na niej, choćby przed telewizorem, skłania mnie do takiego zadośćuczynienia. 

Wpis ten chciałbym ofiarować in pectore oraz w intencji przebudzenia Polaków na miarę Wielkiego Powiewu Ducha, który zaczął się rok po pierwszej pielgrzymce św. Jana Pawła do Polski.

Jestem już na kwaterze, w przededniu całodziennej jutrzejszej pracy, ale w pokoju hotelowym mogę oglądać w telewizji Trwam wywiad z fotografem papieża, Arturo Mari.
Najpierw było zaskoczenie i niepewność. Skąd on? Z Afryki? Z Polski. Jaki on będzie? Ale od razu zdobył nasze serca. Poprosił Rzymian o pomoc: "Jeśli się pomylę, poprawicie mnie." To było takie szczere, prosto od serca. 
On nas prosił o pomoc! W "Waszym", nie! - w naszym języku!  Dał nam sygnał, że się z nami utożsamia. Szok i wielkie wzruszenie.
Już był nasz.
Wyborem Wojtyły bardzo się ucieszyłem znając go już wcześniej. Od razu wiedziałem, że to właściwy człowiek na te czasy. 
Żyłem, patrzyłem i słuchałem - świętego. Rzymianie byli tego świadkami podczas całego pontyfikatu.  Gdy zaczynał, gdy padał ugodzony pociskiem.  
Właśnie po zamachu - okazał wręcz nadprzyrodzoną siłę. Ugodzony, mógłby się cofnąć, osłabnąć. On od razu się podniósł. Zaczął używać owoców cierpienia. I wszystko się odradzało: Kościół, młodzież, rodziny, państwa.  
W oczy mówił wielkim tego świata, co myśli. "Jesteś kryminalistą. Dajesz broń do ręki, żeby oni się zabijali!" Wielcy tego świata, "wszechmocni" zobaczyli, kogoś mocniejszego, Jana Pawła II - papieża,  Człowieka, który zmienia oblicze świata.  
Rzymianie byli z nim. Odczuwaliśmy wszyscy niewiarygodne promieniowanie charyzmy. Gdy nawiedzał, chorował i wreszcie - umierał. Zawsze byliśmy z nim. Ja - w odległości pół metra.  Żyłem obok niego przez 27 lat. Cierpiałem z nim, cieszyłem się i modliłem. Czułem jego charyzmę. 
Transparenty Santo subito na pogrzebie były dla mnie oczywistością.
Słyszałem gdzieś taki dowcip Meksykanów: Jan Paweł kochał Polaków bo ... musiał. Ale nas, Meksykanów - kochał z wyboru serca!
Do niego przyznają się Litwini, bo jego matka pochodziła z Litwy, Ukraińcy... jeszcze ktoś? Tak, jeszcze... Cały świat ludzi, którzy Go kochają. Chociaż nie muszą.

10 kwietnia 2014, Posiedzenie zespołu parlamentarnego d/s katastrofy smoleńskiej

Pewien duński inżynier,
Źródło zdjęcia
Glenn Joergensen ...
 (Może niektórzy wiedzą, dlaczego daję ucha inżynierom? Jak kto nie wie, a się zainteresował tą wrzutką, daję linka...)
                          ...występuje właśnie na tym posiedzeniu.

Coś powiedział, jak człowiek. Wiecie co?
Coś o prawdzie i społeczeństwie. Inżynier!

Dalej mi wyszło za długo. Piszę o tym gdzie indziej. (Na razie w Wordzie :))
Ponieważ pod linkiem do zdjęcia inżyniera autor niedokładnie relacjonował wypowiedź inżyniera Glenna. Całkiem niedokładnie.

Szala w górę. Drgnęła zaledwie.
Targalski (Radio Wnet, 10 kwietnia rano) wieszczy koniec. Socjolog. Niedoczekanie!

7 kwietnia 2014, Generał Andrzej Błasik i Bogdan Zdrojewski, czyli od rzemyczka do koniczka

Cytat z mojego komentarza pod własnym tekstem.

"Ale "my" musimy pamiętać, że jak "MY" (TKM! przyp. KR dzisiaj, 7-mego) dojdziemy do władzy, będziemy "słuszniej" się "mylić", manipulować, sekować i hejtować.

I nie można uczynić wyłomu nawet w najdrobniejszej sprawie!!!

Przecież złapani na kłamstwie, pomyłce, manipulacji, nieuctwie, niechlujstwie (niepotrzebne skreślić) będziemy się słuszniej wykręcać, zamilczać, udawać greka i stosować strategię na przeczekanie."

Właśnie runęła w gruzy najpodlejsza akcja czarnego pijaru w Polsce między niewolami. 
Generał Andrzej Błasik został oczyszczony z oszczerstw. I wszyscy "porządni", tzn prawicowi publicyści oburzają się, że Tusk nie przeprosił.
Z drugiej strony, ja pamiętam o tekście sprzed ośmiu miesięcy. Gdzie oczerniono "platformersa" Bogdana Zdrojewskiego. Taka malutka "omyłka". I potem udawano, że jej nie było, nie reagując na moją korespondencję. Ani nie pisząc sprostowania.

Ktoś mnie pocieszał, że to tylko taki modus operandi redaktorów wszystkich czasów. Niby anegdota o wiarołomnym mężu, złapanym in flagranti. 
Zaprzeczać, udawać Greka, robić miny niewiniątka, przecierać oczka, niby obudzony z głębokiego snu, który nie wie, o co chodzi.

Skoro ten wynalazek jest tak ponadczasowy, to przecież nie dziw, że i nasz umiłowany przywódca korzysta z dorobku ludzkości w tym zakresie, prawda?
I zdaje się, że balangujący Polacy, którzy się nieco zaniepokoili, czy im wyłączą nadawanie Tańca z gwiazdami podeszli do tego ze zrozumieniem.

"Nie był pijany? Super, ale to przecież niczego nie dowodzi. Być trzeźwym w pracy, też mi zasługa!"

Taka mniej więcej argumentacja lata w Internecie. Nieistotne, czy to szybcy interwenci na służbie, czy kretyni. Ważne, że to nie jest banowane a facebook nie wysyła do autora surowych upomnień, że jego działalność narusza "regulamin". Jest uprawnione.

Bo dorobek ludzkości w zakresie wycofywania się z błędów i kłamstw został wprowadzony, jako zasada postępowania. Zamiast odszczekiwania, jako pies i woru pokutnego, wprowadzono "przekaz dnia".
I na prawicy, w GP, GPC i innych słusznych gazetach "słuszniej" się "mylą", manipulują, sekują i hejtują.
I "jakby" w drobniejszych sprawach. U "nas" pomyłka - u "nich" podła akcja, wołająca o pomstę do nieba. Ale pewną zasadę mamy taką samą. Zasadę z piekła rodem.

Oni są gorsi? 
Ale oni są bardziej solidarni i mniej nienawistnie się nawzajem zwalczają. Nie gadają ze sobą, jak Rydzyk z Kaczyńską, Korwin z Kaczyńskim, Isakiewicz z Sakiewiczem, Ziemkiewicz z Macierewiczem i Michalkiewicz z Terlikowskim.

No i ciemny lud, patrząc na te igrzyska światłych mężów i podłe harce umiłowanych przywódców 
zaczyna się gubić. Którzy są lepsi? Sondaże wskazują, że ciągle nie jest zdecydowany...

20 marca 2014, Walka o Ukrainę, cd... "trzy okręty ukraińskiej floty wojennej przeszły na stronę Rosji"

A u nas?
Konflikt na tle stosunków z Ukrainą (pomagać czy okazać neutralność i się nie emocjonować, bo nasza chata z kraja) między Gazetą Polską a księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim.
Byłem bardzo zadowolony, kiedy się spierali tak elegancko i ostro.
Zasmuciłem się, gdy się rozstali gwałtownie.

Przeraziłem się tonem wypowiedzi księdza, jej ostrością i agresywnością. Nie wiedziałem, czy naprawdę potraktowano Go tak podle?
Po wywiadzie księdza dla Radia Wnet wyrobiłem sobie zdanie następujące:

 Coś JEST "nie hallo".
Interpretując to na korzyść Wielebnego Księdza o niekłamanych zasługach - dał się ponieść emocjom.

Jednak ksiądz i to tak doświadczony w różnych bojach i emocje w sprawie przecież dość standardowego sporu? 
To bardzo smutne. Albo zastanawiające. 

Jeszcze raz przeczytałem po tym wywiadzie felieton pani Gojskiej-Hejke. Nikt nie "robi z niego ruskiego agenta". Z wyjątkiem niektórych co bardziej krewkich internautów.
A więc ksiądz albo w emocjach, albo specjalnie, kreuje się na ofiarę nagonki. I przykleja do sprawców - swoich byłych współpracowników. Nieładnie.

A zaczął wywiad jakoś inaczej : 
"spór ideowy". 
A więc - wypowiedź NIESPÓJNA. Emocje? 
No i ta nieładna schadenfreude : 
GP, która upada i dziennikarze szukają sensacji.... 

W sumie - po tym wywiadzie - nie dziwię się, że GP zerwała współpracę. Smutek.

Szala zdecydowanie w dół.

24 stycznia 2014, Walka o Majdan, cd...

Przypominają się dni sierpniowe. Tutaj walka jest nie w bezpiecznej, mimo wszystko, przestrzeni stoczni i kopalń, które trzeba było zdobywać, jak twierdze.

Tutaj walka toczy się w polu. Nie w cieple polskiego sierpnia, wspierana przez Białego Olbrzyma, który znaczył coś w świecie i wobec świata mógł się o walczących upomnieć.
Ale na kilkunastostopniowym mrozie. Nie miesiąc, ale trzeci miesiąc.

Tutaj się strzela. I negocjuje.

I trafia. - Uwaga snajperzy! To lepsze niż ciężkie czołgi. Tacy snajperzy byli już użyci w "Wujku". Generał Kiszczak na szczęście nic o tym nie wiedział.
Tutaj się porywa, torturuje i zabija. A nie straszy i puszcza.

Można jeszcze sobie wyobrazić (bujna wyobraźnia), że gdzieś "sztab kryzysowy" obraduje w sali z wielkimi ekranami transmitującymi obraz satelitarny z Majdanu. Pada rozkaz: Cel nr 3, pal!
Zastrzelili prostego demonstranta. Na próbę, co będzie?

Jak ustrzeli jakiegoś berkutowca, będzie można wprowadzać stan wyjątkowy.
Czy ustrzeli, czy nie, nie zależy od mniejszego satrapy, wasala, tylko od większego, suwerena.

Z kim walczą?
Z ludźmi upominającymi się o sprawiedliwość. Coś, zdawało by się w Europie, oczywistego.
Nie o żadne "prawa człowieka".  Ludzie od wieków łaknący sprawiedliwości.

Czy ponoszący takie ofiary ludzie, którzy nie żądają w zamian nic, prócz sprawiedliwości, zasługują na nią?!

Jeśli tak, wspierajmy ich. 
Oprócz balangowiczów emocjonujących się tańcem z celebrytami i poczynaniami "złowrogiego Macierewicza" tego wroga publicznego III RP, są w Polsce zastępy ludzi solidarnych, którzy udzielają moralnego i materialnego wsparcia.

Ci łaknący sprawiedliwości z Majdanu i ci z nimi solidarni - oni przejdą do historii.

A tamci, z gadżetami XXI wieku, uzbrojeni w strategiczne telebimy i taktyczne celowniki laserowe przegrają. Nie mają przyszłości.

23 stycznia 2014, Walka o Majdan, ale po ukraińsku, nie po polsku

Jaka różnica?

Ano taka, że tam zabijają niemal jawnie, strzelają nie żeby spacyfikować okupujących kopalnię górników, ale żeby zastraszyć demonstrantów. Wywożą do lasu i nie grożą, że zabiją, tylko zabijają, a właściwie - zamęczają. 
Czyli działają o wiele okrutniej i o wiele bezczelniej, na oczach całego świata. 
I konfrontują się masowo z ludźmi, którzy są gotowi to zaryzykować i potrafią się czasem obronić. Powściągliwość, ale o wiele bardziej twarda postawa. 

Wobec polskiego mazgajstwa, pięknoduchostwa i przemądrzalstwa, która to postawa tak rozzuchwaliła rodzimych mafiozów, postawa Majdanu musi budzić szacunek. 
"Nasi" mafiozi nie muszą jeszcze tak się napinać. Ale na wszelki wypadek uchwalili już ustawy. 
"W razie czego - bratnia pomoc". 
Czyli póki co - u polskich pętaków - bezczelność i hucpa, ale nie bez zapobiegliwości.

A jakie są analogie?
Wszystko to dzieje się w przytomności europejskich pętaków. Pętaków suwerennych, którzy właśnie poddawani są próbie charakteru. Dokładnie tak samo, jak przed i po 1863 i 1939-tym. Ale tamte, dawne pętaki - to przy tych dzisiejszych (obym się mylił) - to giganci ducha.

Ach te pętaki dzisiejsze i ich żałosne piski i nawoływania do "pokojowego rozwiązania" i porozumienia - już nie "d...y z batem", tylko bandyty z jego zakładnikiem, na równych prawach! 

Tylko ośmielają bandytę. No i ten  - obcina tępym narzędziem palec po palcu zakładnikowi. A pętaki rżną głupa i pokazują, że nie trzeba ich traktować poważnie.

Rosyjska Smuta, ciągle jeszcze trwająca na początku stulecia, 10 kwietnia 2010 roku została zakończona. Zachodnie pętaki się nie przygotowały, bo balangowały. Życie jest piękne...

A mafiozi nie zasypiali gruszek w popiele.
Gruzja już "wybrała przyszłość". I wybrała kogo trzeba, na jej przybliżenie.
Ukraina się waha. Miedzy demokracją pętaków i satrapią zblatowanych mafiozów, większego i mniejszego.



Nie ma Lecha Kaczyńskiego, żeby zmontować koalicję solidarności. I żeby powiedzieć bestii - "dosyć!"

Satrapa ma już zdolnego ucznia i wasala. Ale to ten wasal i uczeń, co go widać, jak na dłoni.
Nawet nasi "oficerowie wyszkolenia bojowego" nie mogą udawać, że go nie widać.

A ci, co ich (podobno) nie widać?  U nich i u nas?
Imperium zła ma twardy żywot. Podjęło dzieło po krótkiej pieredyszce


Czy to, co się dzieje na naszych oczach, dotyczy nas tylko dlatego, że z Warszawy do Kijowa jest tylko około 700 kilometrów, prawie dokładnie tyle co z Przemyśla do Szczecina?
Myślę, że nie. To tylko bardziej brutalny przejaw tego samego procesu, który u nas udaje się prowadzić (na razie/w przeważąjacej części) w aksamitnych rękawiczkach.
Trup nie ściele się tak spektakularnie. 
Ludzie, jeśli już umierają, umierają dyskretniej. W czasie jakiegoś meczu, na przykład. Albo w piwnicy, gdzie nikt nie zachodzi.
Kanonada na ulicach tylko z okazji kilkugodzinnych "zadym". Bez snajperów, mających dobre oko i celujących w oko. 
Jest za to kanonada w mediach, gdzie autorytety mówią satrapą, jako jego resortowe i ideowe dzieci i wnuki.
----------------------

Niestety Polacy i Ukraińcy walczą o swoją wolność i sprawiedliwość, każdy po swojemu i każdy w swoim rytmie.
Ale przynajmniej rośnie poczucie wspólnych losów i wspólnych dążeń.
Giedroyć chciał nas zbratać piórem. Trochę mu się udało. Ale mało.
Czy polska solidarność z Ukraińcami w 2013/2014 będzie miała takie owoce, jak polska solidarność z Węgrami 1956?
Oto jest pytanie!

18 grudnia 2013, wypowiedź premiera Tuska o Macierewiczu w Polskim Radiu

Motto - reminiscencja reakcji na tę notkę na Facebooku:

Przekleństwem kultur są legendy skłamane - wcześniej czy później zostaną zdemaskowane i zamiast żywić - trują pokolenia. Bohdan Urbankowski

1. Pojednanie z Ukraińcami

Wzmiankuję tylko o artykule historyka Roberta Czyżewskiego w świątecznym wSieci. - "Wyjść z historycznej i politycznej pułapki"

Wyciąga on ciekawe wnioski z ostatnich wydarzeń na Ukrainie. Ukazuje optymistyczną perspektywę polityki wobec Ukrainy. A przede wszystkim, co najbardziej krzepiące, pokazuje mocne intelektualne fundamenty politycznej akcji - wizyty Jarosława Kaczyńskiego na Majdanie. Przez opisanie kilku innych, niedawnych akcji Kaczyńskiego  - szukania i upamiętniania epizodów łączących nasze narody - wykazał, że Kaczyński myśli, jak mąż stanu, a jeśli chodzi o politykę wschodnią, otacza się ludźmi czynu i myśli (np. Michał Dworczyk, czy - prawdopodobnie - sam autor - RC).

Jednocześnie ten wywód taktownie ( a to jest dziś - ewenement!) dialoguje z godną szacunku postawą ks.Isakowicza - Zalewskiego.
Odnotuję tu również podobną postawę szacunku i sporu w zespole Gazety Polskiej.
Ciekawe, co na to wielebny bojownik o pamięć pomordowanych Wołynian?

Spory i kryzysy są próbą politycznej i ludzkiej przyjaźni.

Ale równie ciekawe, co na to mój greko-katolicki przyjaciel :) ?
Może perspektywy pojednania jednak nie są takie złe?

Szala w górę.

2. Premier pokazuje klasę

Nie chodzi o to, żebym się użalał nad Macierewiczem. Mój osobisty stosunek do tego posła i działacza politycznego nie ma tu nic do rzeczy. Nawet to, że Janusz Korwin-Mikke, mój były guru, z którego zdaniem ciągle się nieco liczę, ma o nim jak najgorsze zdanie, też nie ma nic do rzeczy.

Premier powiedział mniej więcej coś takiego:
"Ten człowiek (Macierewicz) obiektywnie szkodzi Polsce. Jakoś tak mu wychodzi. Może subiektywnie chce dobrze. Ale obiektywnie - szkodzi."
Na pozór, zwykła, uprawniona opinia jednego polityka o drugim. Ale ta opinia została wypowiedziana w kontekście całkowicie wyssanej  z palca afery z tłumaczeniem na rosyjski raportu o działalności WSI, oczywiście z poduszczenia złowrogiego Macierewicza.

Dzisiaj ukazała się informacja, że szef Służby Kontrwywiadu całkowicie zdezawuował wszelkie zarzuty wobec Macierewicza na ten temat. To znaczy - "wycofał się ze słów, które wypowiedział na poprzednim posiedzeniu sejmu."  (GPC)
Powstaje pytanie, czy premier wykazał się tylko brakiem klasy i pośpieszył się z dokopaniem przeciwnikowi politycznemu, czy też, przyznam, co bardziej prawdopodobne, uczestniczył w medialnej akcji?
Jeśli by to była ta ostatnia możliwość, to byłoby to haniebne i niestety typowe dla poprzednich zachowań tego człowieka wobec śp.prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Mnie to by nie dziwiło, ale ciekaw jestem ile podłości trzeba się dzisiaj dopuścić, żeby się skompromitować?

Przy okazji upieczono jeszcze jedną pieczeń: utrwalono mit o ogromnej szkodliwości ujawnienia raportu. Ja uważam, że raport, którego zasadnicza część zresztą wisi w Internecie i można sobie poczytać o sprawkach np. urzędującego prezydenta, powinien być nie to, że tajny. Powinien być obowiązkowym materiałem badawczym na każdych studiach humanistycznych, przedmiotu politologia, historia polityczna, socjologia polityki itp.

Można uruchomić jakiś kurs komercyjny dla cudzoziemców w języku rosyjskim.

A tutaj wrzawa jest taka, jakby ujawnianie raportu było przestępstwem podobnym do homofobii. Mit "ścisłej tajności" się utrwala!

Może głównie o to chodziło? Bo Macierewiczowi już nic nie może zaszkodzić. 
Ta nieustanna strzelanina zamienia go powoli w pomnik.

Szala dostaje migotania przedsionków...

4 grudnia 2013, pisane z głowy

Chwile, rzadkie chwile, gdy coraz bardziej panoszący się Przeciwnik, jakby się cofał....

Te wydarzenia na Euro-Majdanie, przemówienia jedno po drugim, dzień po dniu, zgodnie - u pobratymców w gościach - Polacy, ci spisani na straty, bo się chyba już zaparli i zapadli, i ci spisani na straty, bo skazani na wieczne niepowodzenie, przemawiają w tym samym duchu, grają w tej samej tonacji na kilku fortepianach i na kilku strunach harfy.
Prawią sobie nawet wzajemnie powściągliwe komplementy. 

Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i nikt już nie powie: 
"Ja was, panowie, przepraszam...". 
Zresztą co do tego - na pewno nie ma obawy. Kto by się na to zdobył?
Trzeba formatu...

A widzowie na placu, nie wszyscy, pewna część, ci trochę z oddali, wymachujący czerwono-czarnymi flagami nie krzyczą "Smiert' Lachom", tylko jakoś przyjaźnie... z wdzięcznością...wiwatują!

Swoją drogą, te barwy czerwone i czarne. To wdzięczne połączenie dwóch najbardziej złowrogich barw dla Polaka. 
Cyt. Ja tu mam medytować, a nie stawać na barykadzie.
Ale co tam ja. Ktoś inny im potem wypomni, że ich swoboda jakoś źle się mu kojarzy i dostanie mocno e-komentarzem w zęby od pobratymca w wierze. 
To tylko incydent. Znamienny. Prawdziwy.
My - pamiętamy, nie przebaczamy, wypominamy... 


My - znaczy "oni", ale oni myślą "my", ....no .... nie rozumiemy, nie przyznajemy i idziemy w zaparte, bo potrzebny nam jest Mit. Innego nie mamy. Macie zapomnieć, nie wyolbrzymiać, wykazać polityczne wyczucie i współczucie.

Tamto, - to na placu, na tym mrozie, gdzie już parę głów nadkruszono - jest ważniejsze. 
Historia toczy się dalej i wyprzedza nasze ludzkie zapiekłości i upartości. 

Czy takie samo ""u nich"/"u nas" odrętwienie od nawykowego uścisku nie przebitego kołkiem osikowym Upiora, uparcie wstającego z grobu, któremu trzeba przemocą rozwierać zaciśniętą pięść, palec po palcu, czy to przeżywane tożsame doświadczenie stanie się doświadczeniem wspólnym, czy rozpadnie się na dwa odrębne, silne odczucia, z których znów nic nie wyniknie?

Szala się waży....

3 grudnia 2013, dr Gabriele Kuby w Radiu Wnet na pytanie redaktora Krzysztofa Skowrońskiego

Czy to nie charakterystyczne? Piszę ciągle o wykształconych i mądrych kobietach. Może zostanę feministą z odchyleniem nacjonalistyczno-prawicowym?

Ale ad rem (jak zwykle cytuję z pamięci):

Red. Skowroński:
Jaki jest cel tego działania, tych wszystkich, coraz bardziej wszechogarniających działań środowisk i wyznawców ideologii gender?
dr. Kuby: Widzę to, znam dobrze, coraz lepiej. I potrafię opisać. Nie potrafię zrozumieć celu tych działań.

Znamienna, godna szacunku powściągliwość. Naukowcy!
Ale ja? Z moim kameralnym audytorium, gdzie nawet rodzina nie zagląda? 
Odwagi!
Jakie cele ma ... hmm... ta istota, której imienia nie wymienię? Mieć jak największe towarzystwo w swoim nieszczęściu? 

Tak raźniej?

28 listopada 2013, dr Barbara Fedyszak-Radziejowska o tożsamości Polaków

Jak ten czas leci! Kiedyś śmiałem się z opowieści o staruszce, której cały dzień zajmowało wysłanie kartki z pozdrowieniami do przyjaciółki. Nie mówiąc o pewnym strasznym dziadydze, którego nieudana próba podlania ogródka kończyła się tajemniczym pojawieniem się grabi w kącie kuchni. I dlatego "oni" nigdy nie mieli czasu. 

Nie będę się skarżył. 

Z dumą oświadczam, że mam mało czasu. Na wszystko. Nie mam czasu nawet wymieniać na ile rzeczy nie mam czasu. Moja żona podała by konkurencyjną listę - więc okazało by się, że nie mam czasu na całkiem inne rzeczy, niż zeznaję. 

Dobra, szybko ad rem. Szkoda czasu, kruca bomba...

Ponieważ ciągle, z braku ..., mniejsza o powód, nie napisałem rozważań o Micie narodowym, postanowiłem tu zapisywać najcenniejsze myśli do tego wiekopomnego traktatu.

Ale poważnie, bez żartów. Żarty (niepokojąco przypominające rzeczywistość) się skończyły. Podobno są niezbędnym składnikiem dobrego felietonu. Ale bez przesady.

Radio Wnet z tego Poranka.
Dr. Barbara Fedyszak-Radziejowska:
"Tożsamość narodowa Polaków jest tożsamością polityczną, podobnie, jak tożsamość narodu amerykańskiego, dlatego tak łatwo przyswajała sobie różne, pozornie odległe, obce tożsamości (czy też one - te tożsamości - przyswajały sobie tę polską tożsamość?)".
Notuję z nasłuchu radiowego. Muszę to koniecznie sprawdzić. Bo to może być albo pointa albo punkt wyjścia.

Ale szybkie przeszukanie internetu pokazuje arcyciekawy wykład pani doktor na ten temat..

Następnie idąc tropem mojej ulubionej społeczno-politycznej komentatorki polecam ciekawego blogera, analizującego wojnę polsko-polską w duchu pani Barbary.

Swoją drogą, ta żywość intelektualna polskiego Internetu budzi nadzieję.
Przecież nie mogą nas tak po prostu związać w paczki i wynieść!
Jak nam nie wyłączą Internetu, zawsze jakoś się odnajdziemy?
No własnie. A jak wyłączą?
Trzeba czasem się spotkać w realu. Częściej niż na Marszu.

Sursum corda!


5 listopada 2013, nowa inicjatywa ...Szala w górę, szala w dół

Swoje notatki z lektur, ze słuchania i patrzenia - przeniosłem do Silva Rerum. 
Komentarze Romeusa też mogę przenieść. A może sam Autor, uprzejmie je przeklei, będą wówczas miały jego nick w tytule? Przypisując je do odpowiednich wpisów?

Tutaj będę pisał krótkie notki pod hasłem "Szala w górę, szala w dół, wahanie szali".
Dawno się nosiłem z tą myślą, nie miałem jednak pomysłu na formę.
"Notatnik" wydaje się formą optymalną. Będzie miał charakter kronikarski, a jednocześnie osobisty. 
Będzie świadectwem wzrostu ciśnienia krwi w starych, ale jeszcze w dobrym stanie, żyłach.
A jednocześnie świadectwem bólu lub radości.
Będzie dotyczył kolei losu "słonia a sprawy polskiej".

Bezpośrednim impulsem były dwa wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich dniach.

Trzecie, z dnia 5 listopada 2013. Lista seryjnego samobójcy.

Porażająca lista. Jest dużo szczegółów. A nazwisk tak dużo, że można zrobić analizę,
To jest program połączenia  kompetencji.

Drugie, z dnia 5 listopada 2013. Przejęcie Dziennika Polskiego przez niemiecki koncern, który stał się praktycznym monopolistą na rynku prasy lokalnej.


Bez komentarza. Szala w dół 

Pierwsze, z dnia 29 października 2013. Pobicie posła Przemysława Wiplera przez policję.

W historii III RP a nawet PRL jest to wydarzenie chyba bez precedensu, porównywalnego bodaj tylko z pobiciem Stefana Kisielewskiego (ale on już wtedy nie był posłem, tylko byłym posłem, dobrze, że nie zniknął w ogóle), lub z nagonką na członka Rady Państwa PRL, Jerzego Zawieyskiego, zakończoną jego przedwczesną śmiercią rok później.
Niezależnie od wszelkich teorii wyjaśniających lub zaciemniających tło i genezę tego wydarzenia, przekroczona została kolejna bariera.

Czy to było testowanie tej bariery? 
Jeśli tak, wypadło bardzo pomyślnie dla władzy. Kpin i śmichom chichom nie ma końca. Niezawodny Mazurek, nie mam już wątpliwości, prawicowy wykształciuch, też jest na posterunku.
Idiota albo agent wpływu. Ale najpewniej - idiota, tyle, że prawicowy.

Czy nastąpi reakcja i otrzeźwienie? - Wahanie szali.

8 komentarzy:

  1. Ależ ze mnie lebiega....

    Dopiero teraz "zauważyłem" ten "Notatnik". Przeczytałem zaledwie część, ale już mogę napisać, że ciekawy bardzo. Inna tu poetyka niż na blogu. Bardziej spontanicznie i chropawo. Tylko komentować trochę ciężko, bo nie można pod każdym tekstem tylko pod całością.

    A propos fimu "goebbelsowskiego"... Nie oglądałem, gdyż jedną z konsekwencji mojego ponad dwudziestoletniego już zawodowego związku z TVP jest fakt, że... kilka lat temu przestałem w ogóle oglądać telewizję. Każdą. No, może z wyjątkiem różnych zobowiązań zawodowych i rzadkich przypadkowych "okazji". Mimo to wierzę, że film jest "gobbelsowski". TVP to dziwna firma. Raz jako jedyni na naszym rynku dadzą w porze wysokiej oglądalności uczciwy spektakl o Ince Siedzikównie, a raz... takie coś.

    Zresztą, może z pewnych względów dobrze się stało. Może wreszcie Polacy zobaczą, jak o nas myślą "bracia Niemcy". I skojarzą to z proniemieckimi inklinacjami np. Donalda Tuska. W rezultacie jego notowania polecą jeszcze bardziej w dół. Z drugiej jednak strony trudno oprzeć się wrażeniu, że program TVP zaczyna nam układać ambasada Republiki Federalnej Niemiec. Dawniej była to ambasada sowiecka, a dziś niemiecka (choć zapewne i tamta druga, a pewnie i trzecia, nazwijmy to, bardziej egzotyczna, trzyma rękę na pulsie).

    Na wszelki wypadek wyjaśniam, że nie miałem najmniejszego wpływu na decyzję o emisji "Naszych matek...". Mimo to zdaję sobie sprawę, że pewien "osad" ludzkiego oburzenia może spadać i na mnie, jak zresztą i na każdego pracownika TVP. Sam czasem nie wiem, co myśleć. Z jednej strony nigdy nie ukrywałem w pracy swoich poglądów, a z drugiej czasem sumienie gryzie, czy przyapdkiem nie staję się jak ci, co to "współpracowali, ale nie szkodzili". No i czy w kontekście mojej zawodowej sytuacji mam moralne prawo pisać filipiki przeciwko konformizmowi? Ba... Będę musiał omówić sprawę ze swoim spowiednikiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Romeusie, w mojej altance ogrodowej. Nie ma ona odpowiednich urządzeń domowych, szuflad, półek itp. Wszystko leży w rogu. Chyba się w tej formie nie utrzyma.

    Po prostu przeniosłem do Internetu swój notatnik Silva R,. któremu grozi spalenie w piecu.
    Jeśli się sprawdzi, a Ty chyba jesteś jedynym kandydatem do wydania opinii (mamy tu na moim blogu fajną kłodę dla dwóch górali na hali, pyfko, przyjacielu?)
    ...jeśli się więc sprawdzi, będę musiał utworzyć oddzielnego bloga. Tamten wymaga zbyt dużo czasu i wysiłku, więc ma leniwy rytm. I niektóre zamierzenia się kiszą.
    Liczba niedokończonych, niedojrzałych i niedowarzonych produktów rośnie mi w tempie zastraszającym. Prawie tak szybko, jak liczba nieprzeczytanych książek :)
    cdn

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Twoich dylematów sumienia, chcę Cię trochę uspokoić.

    Miałem to samo w stanie wojennym.
    Pytałem o to swojego kolegę, mój autorytet w sprawach sumienia.
    Pracowałem również dla zakładów prowadzących produkcję wojskową.
    On zresztą też.
    Krzywił się strasznie ale mówił coś takiego -

    "Trzeba utrzymywać poziom sztuki inżynierskiej, metod obliczeniowych, umiejętności informatycznych.
    Jak będzie wolna Polska, to kto będzie fachowcem? Sami partyjniacy i kolaboranci?"

    Znam jednego porządnego pracownika TV.
    Mogę dać namiar, to się spikniecie.
    Tutaj należy przyjąć radę św.Jana Chrzciciela. Pamiętasz, co radził - żołnierzom, celnikom i innym zanurzonym (nie mówię umoczonym - bo to jest podła manipulacja rzeczywiście umoczonych - chcą mieć towarzystwo) w system?
    "Rób to, co powinieneś, na swoim stanowisku, ale UCZCIWIE".

    Swoją drogą, moja wyobraźnia z lat dziewięćdziesiątych była za mała, żeby przyjąć że tak szybko zaczniemy w Polsce mieć podobne dylematy.
    Muszę wyznać, że ja w zasadzie od 89 roku pracowałem zawsze na swoim.
    Ale co z tego? Faktury się wystawia KLIENTOM.
    I co? Mam odmawiać niektórym usług?
    Bo miałem (i mam) takich, których powinno się zlikwidować.
    I co JA mam robić?
    Jak Ci, co istnieją "słusznie", nie wyczerpują moich "możliwości przerobowych".
    Stwierdzam zresztą, że tak duży udział "klientów niesłusznych" jest jakimś wskaźnikiem "pewnego trendu".
    Po prostu stosunek "słusznych" do "niesłusznych" stale się powiększa.
    Co to oznacza? To już temat na oddzielną dyskusję.

    Pozdrawiam serdecznie.
    Trochę tu wieje po nogach i psy wyją.
    Pobudujemy coś solidniejszego. Do zobaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Psy niech sobie wyją, ale karawana powinna jechać dalej. :-) Dlatego głosuję za utrzymaniem "Notatnika". Znam Twój "ból"... Ja też staram się jak najlepiej przygotować i "wygładzić" swoje blogowe teksty. A to trwa, no i przez to "trwanie" wiele ich porzuciłem w trakcie pisania, bo jeszcze chciałem coś tam dopracować, ale nie stało czasu, chęci i w tzw. międzyczasie pojawiały się inne, pilniejsze tematy.

    Dzięki za słowa "zawodowego" wsparcia. Sam się czasem pocieszam myślą, że przecież pierwsi chrześcijanie też pracowali "w służbie reżimu", bo przecież inaczej się wówczas nie dało. No i "przebudowali" ten reżim od środka, po swojemu. Cała rzecz w tym, by nie dać się urobić przez "onych". Przeciwnie - pomału urabiać ich, apostołować choćby tą uczciwością, o której wspomniałeś. Szansa jest, bo już niejeden raz się przekonałem, że "oni" też potrafią zachować się przyzwoicie, też są ludźmi nie pozbawionymi sumienia. Rzeczywiście, róbmy więc swoje, bądźmy jak najlepszymi fachowcami i módlmy się, byśmy w chwili próby nie zdradzili Chrystusa.

    Pozdrowienia

    R.

    OdpowiedzUsuń
  5. PS:
    "stosunek "słusznych" do "niesłusznych" stale się powiększa."
    Tak napisałem?
    Chyba nie to chciałem powiedzieć. :)
    Ale...nie jestem badaczem trendów. Jestem "spekulantem" myśli na ten temat. :)
    Może więc była to "słuszna" pomyłka?
    Optymizmu!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zrozumiałem zgodnie z intencją Autora, czyli "pesymistycznie". :-) Jednak ten lapsus jest znaczący, zdradza chrześcijańskiego ducha, który - z definicji - powinien być "optymistyczny". Bo przecież, jeśli On z nami, któż przeciwko nam? Zatem i ja składam samokrytykę i przechodzę na stronę spontanicznego optymizmu. I - jak pięknie śpiewał Niemen - "mocno wierzę w to, że ludzi dobrej woli jest więcej". :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Romeus w sprawie głosowania.
    To głos najważniejszy, tym bardziej, że ... jedyny :)

    Z zadowoleniem przyłączam się do samotnego stanowiska o kontynuowanie chropowatości i spontaniczności.
    We dwóch raźniej.

    Może forma dojrzeje z czasem?
    Ale to było wszystko odnośnie "meritum".

    Jeśli zaś chodzi o "technikę", to prawdopodobnie na dłuższą metę to się po prostu wywali. Albo przepełni.
    A może cały blog szlag trafi. To tylko głupia maszyna. :)

    Nie można bowiem w ramach jednego bloga prowadzić efektywnie dwóch stron z oddzielnymi notkami.

    Dlatego prawdopodobnie będę zmuszony utworzyć drugiego bloga (to znaczy - trzeciego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak "technika" zawiedzie i trzeba będzie drugi (a właściwie trzeci) blog robić to trudno. W każdym razie ja już dziś polecam się szanownej pamięci Autora i upraszam o ewentualnego linka. :-)

    OdpowiedzUsuń