poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Pochwała głupoty



Czyli, jak oczekiwać przełomu

Wiosenne przesilenie

Tygodnik Uwarzam Rze, który należy zaliczyć, bez urazy, do papierowych mediów głównego nurtu, przechodzi do sekty smoleńskiej! Zamach - to już słowo zwyczajne.

Ciekawe są te „delikatne” korekty linii redakcyjnej.
Wydawnictwo, które publikuje dziennik Rzeczpospolita wraz z tygodniowym dodatkiem Plus Minus i tygodnik Uwarzam Rze, przechodziło nieraz metamorfozę. Nie mam zamiaru robić jakiejś napuszonej, prasoznawczej analizy, ale pozwól, zabłąkany tu czytelniku, na kilka spostrzeżeń walczącego ze zmiennym szczęściem z uzależnieniami „homo politicus” blogera, którego dusza wyrywa się do innych, „wyższych” tematów. Jeszcze nie teraz. Ale  już ostatni raz. Może.

Geneza dziennika ginie w mrokach stanu wojennego, kiedy Ślepiec postanowił grać na nucie państwowotwórczej. Wznowił pismo o przedwojennych korzeniach zimą ‘82 – go, umieścił w winiecie orła podobnego nieco do sępa i nadał mu linię, niby świecką odmianę Paxu.

Długo by opisywać krętą i czasem dramatyczną drogę dziennika w „wolnej Polsce”, po godnej szacunku, zgodnej z europejskimi standardami, decyzji premiera Mazowieckiego, oznaczającej względną niezależność redakcji od państwowego właściciela.

Odnotujmy tylko symptomatyczny fakt śmierci „na posterunku”, chociaż z przyczyn naturalnych, dwóch redaktorów naczelnych: Dariusza Fikusa i Macieja Łukaszewicza. Kadencje Aleksandrowicza i Gaudena nie należą do szczególnie znaczących, ale faktem jest, że pismo powoli, ale konsekwentnie przesuwało się na prawo i nigdy nie obniżyło lotów do poziomu, który Gazeta Wyborcza, czy Dziennik osiągały w tydzień.

Sukces na prawicy

Jednak czas świetności dziennika Rzeczpospolita nadszedł dopiero z chwilą, gdy padło ostatnie pismo codzienne o linii radykalnie konserwatywnej, Życie „z kropką” (2002) i kiedy zamknięto katolicki tygodnik Ozon (2006).
W 2006 roku, pod rządami „strrrasznych Kaczorów”, trwała już w najlepsze wojna polsko-polska. A Platforma Obywatelska z partii bliskiej ideowo PiS, autorki marzenia o IV RP i specjalistki od gospodarki, rozsądku i umiaru przeradzała się w demagogiczną, wrzaskliwą zgraję sfrustrowanych, dyszących żądzą władzy polityków, przedstawianych w mediach głównego nurtu, jako rozsądną alternatywę dla kartofeln.
W tej wrzawie Rzeczpospolita zachowywała umiar, przyzwoitość i zmysł taktyczny. Nie dała się zepchnąć na „prawicowy margines”, przechodziła obronną ręką przez różne burze, omijała rafy. Zwiększała wpływy i nakład.

Nie uniknęła wpadek. A może wyrzucała „murzyniątka” np. pod postacią Bronisława Wildstena, z szalupy, broniąc się przez najgorszym?
Ale ewenementem na polską, (a może nie tylko?) skalę był sukces Rzepy pod wodzą prawicowego, ultrakatolickiego naczelnego, Pawła Lisickiego.

Pracował on tam ponad dwadzieścia lat, bez rozgłosu, cierpliwie, na różnych stanowiskach, aż do stanowiska zastępcy redaktora naczelnego. Ale znany był głównie, jako niszowy eseista, roztrząsający hobbystycznie kardynalne problemy natury Boga i człowieka. Oraz niuanse i meandry ortodoksji w Kościele Katolickim pod wodzą kolejno - polskiego zbyt łagodnego gołąbka i niemieckiego panzer-kardynała.
I ten człowiek stał się nagle rekinem medialnego biznesu. 

O jego klasie intelektualnej i zmyśle medialnym świadczy prowokacja, jakiej się dopuścił na swoim blogu na jesieni 2007 roku. Prześmiewczą „spowiedź agenta Tomka” medialni kretyni dyszący żądzą krwi Kaczorów potraktowali poważnie, kompromitując się w sposób niezawodnie przewidywalny. Lisicki jednak dowiódł wówczas całkiem czego innego. Dowiódł istnienia teflonowej powłoki, jaką posiadają protegowani wpływowego środowiska medialnego.

To był jednak czas zwykły. Czas walki politycznej. Czas gierek demokratycznych. I bezkrwawych gier operacyjnych.
No może niezupełnie bezkrwawych.
Czasem wprawdzie ktoś chciał popełnić samobójstwo. Ale go odratowali. Czasem kogoś zabili nieznani sprawcy, ale to pewnie jacyś kryminaliści. Albo syn niespełna rozumu. Kogoś przejechała ciężarówka ze żwirem, ale wypadki chodzą po ludziach.

To był czas zwykły. Kiedy trudno odróżnić agenta wpływu od głupca i pożytecznego idioty od członka lobby, które sobie może kupić za 3 miliony ustawę sejmową.
Jednym słowem można uprawiać normalną publicystykę, ale nie należy ulegać manii teorii spiskowych. Chronić image człowieka rozsądnego, którego zapraszają do telewizji.
Nadszedł jednak czas próby

Katastrofa Smoleńska

Ten splamiony krwią najlepszych synów Polski papierek lakmusowy przyzwoitości, odwagi i pryncypialności. Patriotyzmu i miłości prawdy.
Najdroższy z możliwych papierek lakmusowy wrażliwości na jeszcze jeden przejaw, ku zniecierpliwieniu większości,  odwiecznego, tragicznego losu narodu.
Papierek lakmusowy wrażliwości na Znak, który był dany.
Wigilia Miłosierdzia Bożego, na nieludzkiej ziemi.
Jeszcze jeden katyński wagon, czy absurdalna katastrofa, przejaw polskiego nieudacznictwa, naburmuszonego uporu i pchania się, gdzie nas nie chcą i gdzie nas nie wysyłają?
Ludzie rozsądni są, na szczęście, po obu stronach politycznej sceny obrotowej, wiedzą, jak się zachować.

Spokojnie, to tylko zwykła katastrofa. Nie ulegajmy paranoi.
Dajmy im szansę.
Dajmy szansę Putinowi, żeby okazał się przyzwoitym człowiekiem.
Dajmy szansę Tuskowi, żeby okazał się twardym, polskim premierem. Chytrym, jak lis i mądrym, jak sowa. Nieustępliwym, jak osioł.
Dajmy szansę prokuraturze, specjalistom lotniczym, odpowiedzialnym ministrom, dowództwu Biura, które ma chronić naszych rządzących. I zastępcom dowódców, którzy zginęli.
Niech się Państwo sprawdzi.
Niestety.

Było pełno głupców. Którzy od początku wiedzieli swoje. Jak to głupcy. Czuli, że coś tu śmierdzi. Od początku.
Od kiedy na podstawie doniesień z telewizji, wykazując się zdecydowaniem marszałek sejmu orzekał o śmierci prezydenta i przejmował władzę. Od momentu, kiedy pruto kasy pancerne w Kancelarii, bo nie było kluczy. Wykazując się stanowczością.
Od kiedy pierwszym zamiarem nowego prezydenta było usunięcia niestosownego i nieestetycznego Krzyża Smoleńskiego. A najważniejszą sprawą prezydenta Warszawy, było zlikwidowanie idiotycznej manifestacji paranoicznej rozpaczy. Nareszcie nastali odpowiedni następcy. Zdecydowani i stanowczy. Przeciwieństwo archaicznego, politycznego nieporozumienia, na dodatek - niskiego wzrostu.

Rzepa pod presją

W tej nowej sytuacji, kiedy wszystkie demony polskiego piekła harcowały, jak podpici balangowicze zwołani przez fejsbuka, Rzepa w zasadzie się sprawdziła.
Zastosowała sprawdzoną metodę umiaru, rozsądku i powściągliwości. Ze wstrętem odcinała się od kompromitujących ekscesów w prasie i na Krakowskim.

Jednocześnie z taktem, mądrą miną i elegancko zatykając nos, dystansowała się od głupców.
Teorie spiskowe, to nie jest rzecz dla ludzi z lepszego towarzystwa. Zamach to słowo nieeleganckie.
Wybitny może, ale niezbyt mądry, (a może nawet głupi, ale bądźmy miłosierni) pisarz publikuje jakieś niewczesne bzdury, niewyważone wiersze, służalcze wobec Tragicznego ale Przegrywającego Na Własne 

Życzenie Polityka. Poeta ten patronuje grupce młodych poetów, którym szkodzi, a w każdym razie nie potrafi ich uchronić przed kiczem nekrofilii.
Marnuje swój talent na idiotyczne eseje historyczne, w których podważa właściwie podstawy naszej cywilizacji.

Zrobimy mu kocówę w kilku numerach i komentarzach naczelnego?
Żyjemy w normalnym państwie, mamy wielkie osiągnięcia a to wydziwianie tradycjonalnej inteligencji i jej samozwańczego guru to dowód jej niedostosowania i nieudacznictwa. Z żywymi naprzód iść!
Obserwowałem te próby z bólem ale i ze zrozumieniem. Trochę Ziemkiewicza, Wildsteina i Masłonia. I dla równowagi trochę Horubały, Skwiecińskiego i Warzechy. Pluralizm. Dyskusja różnych punktów widzenia. Umiar. Utrzymać się w głównym nurcie rozsądku za wszelką cenę. W jego prawej części.

Czasami czytając ten dziennik przypominała się anegdota o kameleonie, opowiedziana przez Jonasza Koftę.
Jak to on umiał okrywać się powłoką bardzo … sophisticated. Nie tam jakieś różne kolory. To żenada. W taką drobną pepitkę.
Nie do końca się udało się. Wykupili wydawnictwo. Szurnęli najlepszego redaktora.
Kameleon i tak się przekręcił.

Na szczęście udało się w ostatnim momencie, zamiast wyrzucać z szalupy najczarniejsze „murzyniatka”, zbudować solidną krypę i przesiąść się na nią.
Mamy więc Uważam Rze. Kolejny sukces medialny. Cieszmy się wszyscy. Czym by był rynek bez tego synka Rzepy, enfant terrible głównego nurtu?
Kiedy jego mamusię właśnie pomału przerabiają na zwykłą papierową wyrobniczkę z prawicową odchyłką ala późny Wołek?

Ale konkurencja nie śpi.  Trzeba uprawiać tajemną mieszankę rozsądku i umiaru oraz niezbędnej przytomności umysłu. Bo sytuacja jest dynamiczna.
Gazeta Polska i jej dziennik – to wprawdzie oszołomy, które szkodzą sprawie. Od początku bezwstydnie żerowali na Katastrofie, nie uważali na nuty, otwarcie, coraz bardziej zdecydowanie brali pod uwagę wątek zamachu. Przed wyborami 2011 ogłosili wprost tezę o zamachu. Co za głupota! Co za nekrofilia polityczna!

Zwycięstwo głupoty

I te oszołomy, do kłótliwej spółki z „biznesmenem z Torunia” spowodowały cud.
Kretyńska teza o zamachu, smoleńska religia zaczyna być na tyle silna, że trzeba się z nią liczyć. Nie można zostać, jak głupi(jak głupi? Co jest do licha, przecież byliśmy cały czas rozsądni!) w tym głównym nurcie, który pomału, faktycznie!, co za odkrycie, zaczyna śmierdzieć, jak brudny ściek.

Rozsądne towarzystwo zaczyna więc zdradzać nerwowość.

Sakiewicz był oklaskiwany na wiecu politycznym!
No i Mazurek odnotował to z niesmakiem i zagroził, że więcej pod pałac nie pójdzie.

                - Mazurek! Weź się chłopie ogarnij! Przytomność umysłu jest ważniejsza od umiaru.
                - Umiar teraz znaczy coś innego, niż wczoraj!

Do przykładania oszołomom z GP został wyznaczony teraz mistrz Łysiak.

                   - Mistrz trochę się powtarza. Niby przyłożył po mistrzowsku, ale nie zauważył, 
                   że taka poetyka już została zajęta przez Niesiołowskiego i Palikota. 

                   - Ja wiem, że mistrz był pierwszy i jak kiedyś Ojca Rydzyka potraktował, 
                     to ręce i szczęka opadały. 
                     Wtedy to też było chamskie i płaskie, ale przynajmniej świeże i oryginalne. 
                     Teraz to już żenada i palikotyzm. Buuuuu!

Zakończenie

Nie jestem pisiorem. A byłem na wiecu. Faktycznie czasem nie chciało mi się klaskać, wtedy, kiedy wszystkim się chciało. Czytam Uważam Rze i Gazetę Polską. Czytam Łysiaka i Wencla. Lisickiego i Sakiewicza.

Nawet czasem śmieję się z dowcipów Mazurka. Ale jeśli chodzi o te pięknoduchowskie rozważania Mazurka, który okazał przynajmniej tyle wyczucia, że nie umieścił tego w swojej rubryce „Z życia opozycji”, to  uważam, rze to … rzenada. Ma dwie córki a marze się, jak dziewczynka. Ę i ą.

Co do zaś rozważań Mistrza, to cóż. Nic nie powiem. Mistrz to mistrz. Ma z czego tracić. To czasem … traci. Zdarzyło mu się już co najmniej  drugi raz. O ile ja pamiętam.
A ja mogę tylko powiedzieć, jak ambasador radziecki na przyjęciu u angielskiej, starej Królowej Matki. „Biorę to na siebie.”
To nie dowcip. To aluzja do dowcipu. Nie znacie? Trudno, świetnie, niezbyt elegancki.

piątek, 13 kwietnia 2012

Tak Amerykanie przygotowują się do kampanii wyborczej

Ameryka jeszcze nie zginęła a Murzynek Bambo wróci na karty książek dziecięcych.

Ameryka ma siły, żeby odwojować: Prawdę, Prawo, Sprawiedliwość i Wolność.

Jak będzie w listopadzie?
Zobaczymy.
Ale niech to nam doda otuchy, że i Polska jeszcze nie zginęła.
Taki mam dzisiaj nastrój.

Sursum Corda!


czwartek, 12 kwietnia 2012

Refleksje wokół jednego żartobliwego zdania

Motto
Dwa wybuchy w helu na podmienionym horyzoncie? ;)
Mój korespondent




Dostałem list od kolegi. Na neutralny, biznesowy temat.
Kolega jest człowiekiem rozsądnym, fachowcem dobrym, a nawet wybitnym. O poglądach politycznych nie rozmawiamy. Ze znajomymi, z którymi nie jest się zbyt blisko, można rozmawiać o dzieciach, o samochodach, o wakacjach, o …pogodzie.

O tym, że są idiotyczne przepisy. Bez zbytniego wnikania, kto je uchwalił.
O zbyt dużej emeryturze agenta Tomka. Bez wyjaśniania, że go wywalili z pracy za skuteczność.
O terminach zapisów do neurologa na jesień. Bez żadnych aluzji do pana/pani minister.

No i o pracy. Tak, o pracy to możemy rozmawiać wiele godzin. To jest nasz żywioł.
Do dziedziny, którą się zajmuje mój kolega nie dotarła jeszcze polityka współczesna. Ta z łam gazet. Bo do niektórych naukowców, czy ogólniej - fachowców - już tak.

Profesor Andrzej Zybertowicz opowiedział, co się wydarzyło podczas prelekcji pewnego naukowca. Wystąpienie, wobec kolegów z branży, skupiało się warunkach eliminacji korupcji. Nagle, jeden ze słuchaczy, szeptem rzucił do sąsiada:
                - To pewnie jakiś pie….ny pisior!
Profesor Zybertowicz potraktował ten incydent, jako przyczynek do swoich socjologicznych teorii. Ja mam mniejsze ambicje. Stosownie do swoich socjologicznych kwalifikacji. Ograniczam się więc tylko do odnotowania, że nie wszyscy mają takie szczęście, jak ja. 

Nie wszyscy mogą zajmować się dziedziną, w której nie będą kwalifikowani z racji swoich merytorycznych poglądów, jako pisiory. Ściśle mówiąc, excusez le mot, jako pie….one pisory, dalej w tekście, pp.
Mamy już pp socjologię, ba, pp aerodynamikę.
Mamy oczywiście pp ekspertów, immanentnych ignorantów, na których używają sobie blogerzy salonu24.

Mamy (od dawna) pp dziennikarzy, pp pisarzy i pp poetów.
Mamy pp agentów służb, których się wywala za skuteczność. Ich patronem już po wsze czasy nie pozostanie polski James Bond, Marian Zacharski. Który za złapanie za guzik paru agentów rosyjskich, kiedy guzik się urwał, musiał wyjechać z kraju.
I nawet nie super szeryf Mariusz Kamiński, któremu wybito z głowy propaństwowość i współpracę z premierem z wrogiego obozu. 

Zostanie nim skromny agent Tomek, z za dużą emeryturą.
Strach pomyśleć, co to będzie, gdyby pp wygrały wybory! Będziemy mieli pp rząd i pp sejm. Porządni ludzie już się boją.
Na razie cieszmy się więc, że nam to jest oszczędzone i wracajmy do naszego motta, autorstwa bezpartyjnego fachowca.

Takie zdanko… Żart. Ale … czy to żart piętrowy czy płaski?
Sarkazm, czy persyflaż? Subtelny dowcip, czy sygnał pogardliwego lekceważenia?
Zdanie za krótkie, żeby sobie wyrobić pogląd. Takie czasy. Wieloznaczność jest dobra w ściśle zdefiniowanym kontekście. Niejednoznaczna wypowiedź w niejednoznacznym kontekście - to labirynt możliwości. Źródło nieporozumień.
Postanowiłem sprawdzić.

List pierwszy
Drogi,
Dwa wybuchy w helu na podmienionym horyzoncie? ;)
Dokładnie DWA, słownie dwa.
To oczywiście nie przesądza jeszcze tezy o zamachu. Mógł np. wybuchnąć bimber, którym się upił generał Błasik. Nie ma wprawdzie dowodu, że go wiózł. Ale nie ma też dowodu, że go nie wiózł.
No dobrze, żart za żart. A teraz żarty na bok.
Notabene, nie wiem, czy wiesz, że wybuchy zostały odkryte na podstawie wykresów przytoczonych przez Anodinę. Tylko Anodina ich nie skomentowała. Zrządzeniem losu, opublikowała dość dokładne, w dobrej rozdzielczości, z podaniem skali czasowej, zapisy parametrów lotu. I zajęła się analizą psychologii II pilota oraz wpływu na nią dwóch kluczowych czynników: pancernej brzozy i pijanego generała.
Miller próbował poprawić po Anodinie. Wykres zepsuł, schował skalę i w ogóle, zachował się. Ale zupa się wylała.
A może miała się wylać?
W końcu „wszyscy” i tak dawno wiedzą, co się stało. Tylko udają, że nie wiedzą (rzą).
Nie mamy pewności na 100%, że to zamach, ale wykrycie wybuchu tę tezę uprawdopodabnia.
Rozumiem, że dopóki nie podadzą tego w TVN, nie uwierzysz?
A teraz zagadka:
„Gdy już republikanie dojdą do władzy, Murzynek Bambo Obama zostanie ogłoszony najgorszym prezydentem od czasów Roosevelta, może się zdarzyć, że jego jakiś doradca zostanie skazany, jako szpieg Sowietów.
Bo np. będzie nowa zimna wojna i Amerykanie uznają, że trzeba … Ruskim  pokazać ruski miesiąc.
Ogłoszone zostaną taśmy z przebiegiem i rozszyfrowane rozmowy z „lotem nr 1”. Podjętych zostanie wiele innych spektakularnych akcji, od których zatrzęsie się cala mainstreamowa prasa światowa.”

Czy to jest pp rozumowanie?
PP?  OK.

No to weźmy rozsądne rozumowanie (RR):
Adam Michnik uważa, że JEDYNĄ przyczyną katastrofy jest WYLOT samolotu nr 101 z Okęcia. Koniec. Kropka. 10 kwietnia 2010 trzeba było nie lecieć.

To jest najmniej absurdalna opinia, jaką znam. Jest po prostu absurdem zmieszanym z hucpą. Nie wiem, czy więcej hucpy, dlatego znam bardziej absurdalne.

Np. Hypki, do spóły z blogerką salonu24,  o wdzięcznym nicku Lilou, twierdzi, że Binienda i Nowaczyk to jacyś nieznający się na rzeczy ignoranci. Skompromitowali się. Jako argument blogerka podała … Małysza. I miała setki komentarzy, większość ją popierających.

Ale, jeśli chodzi o Michnika, to: Prawda, czy fałsz?
I czy to Ci wystarcza?
Podejrzewam Cię podle właśnie o to: „A niech was wszyscy diabli”, jak powiedział Felicjan Dulski.
OK. Baw się dobrze.

Co z zagadką?
Jak myślisz, czyjego jest autorstwa ten oszołomski tekst o przyszłych wypadkach ze światowej polityki?  
Dla ułatwienia: NIE MÓJ. Tzn. trochę go podkręciłem, żeby zyskał na wyrazistości, a Ty, żebyś  nie mógł zapytać wujka G. Bo facet jednak uważa na nuty. Jest mainstreamowy. Ale sens był prawie dokładnie taki.
To trawestacja wypowiedzi znanego eksperta spraw międzynarodowych. Bez nazwisk.
„No i jeżdżą ciężarówki ze żwirem”. Znasz to powiedzenie? Pochodzi z książki pewnego pp dziennikarza. Wojciech Sumliński, „Z mocy bezprawia”. Został aresztowany na podstawie pomówienia funkcjonariusza WSI. Mimo braku innych dowodów, jego proces ciągnie się od czterech lat.

Żaden z nas nie jest expertem. Ani Hybkim, ani wolnym.
Ale jesteśmy wolnymi ludźmi, nie (… tu w liście jest zdanie, które teraz nie przeszło przez cenzurę polityczna, ze względu na ostrożność procesową J przypis.KR ), to możemy jeszcze normalnie pogadać?

Nie wiedziałem, czy dostanę odpowiedź na ten list. Ale dostałem. Korespondent nie odniósł się do mojej analizy. Odrzucił jednak imputowanie mu określonych poglądów. 
Fakt. Nie znam jego poglądów. Drążę więc dalej.

List drugi
(O Twoich poglądach) - nie wiem nic J
Z wyjątkiem:
a)      Że szydzisz z FAKTU o wybuchach
b)      Że, według Twoich własnych słów, jesteś stronnikiem hipotezy „pancernej brzozy”.

W którym miejscu odczytałeś coś więcej?
Chyba, że to:
„Podejrzewam Cię podle właśnie o to: „A niech was wszyscy diabli”, jak powiedział Felicjan Dulski. OK. Baw się dobrze.”

Sens tego zdania – hipotezy jest taki, że Ciebie, być może,  ta sprawa nie interesuje. Masz swoją rodzinę. Swoje środowisko. I swoją pracę.
Nie chce Ci się mieszać do „idiotycznych przepychanek”. To jest właśnie jeden z celów ludzi organizujących przestrzeń publiczną. Jedni mają być nabuzowani na Kaczora i Macierewicza, inni mają mieć wszystkiego „potąd”, być „naczyniem pełnym”, które nie przyjmuje już informacji..

Na podstawie tego „nic”, co wiem o Tobie, traktuję Cię, jako kogoś, z „drugiej strony”, ale nie przeciwnika, albo łotra. Po prostu kogoś, kto daje wiarę tej hucpie, która dla mnie jest po prostu nie do zniesienia.

Nie trafiłem? Ba.
W PRLu, przynajmniej na imieninach u cioci, rozmawiało się o polityce. Były spory, ale MOŻNA było rozmawiać.

A w „wolnej Polsce”?

Wiozłem kiedyś znajomego i na moją jakąś  żartobliwą uwagę, typu, „noooo, w naszej demokracji to typowe, że się coś twierdzi wbrew oczywistości”, odpowiedział ni z gruchy, ni z pietruchy: „a ja i tak będę głosował na Platformę! Czy mam wysiąść?

Żartował. Pojechaliśmy dalej i atmosfera się nie popsuła. Do kwestii „oczywistości” już nie wróciliśmy.
Nasze rozmowy jakby jałowieją. Pewnych tematów się nie porusza. A kolejny temat  może również okazać się zbyt ryzykowny.

Jest i powiększa się jakaś dziwna przepaść.

Kilka lat temu spotkaliśmy się w gronie dawnych członków Solidarności, które trzymało się razem przez cały stan wojenny. Byliśmy jakby „jednego ducha”.
Dotąd nasze spotkania były zawsze okazją do ostrych sporów politycznych. Ostrych, ale z zachowaniem szacunku i przekonaniem, że adwersarz jest człowiekiem dobrej woli.
Było to kilka dni przed wyborami w 2007 roku. Tego dnia w ogóle nie rozmawialiśmy o polityce. I to było nasze ostatnie spotkanie.

 „Nie przyszedłem pana nawracać” Ks.Twardowski.
Kiedyś nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi. Ksiądz? Teraz już rozumiem. Nie da się nawrócić opowiadając „swoją” prawdę. Tak, prawda jest jedna. Ale każdy musi JĄ odkryć sam.

Prawda jest jedna. I każdy musi ją odkryć sam. Dopóki jest otwarty na prawdę, po prostu, bez epitetów, nic nie jest stracone.