środa, 28 kwietnia 2010

Cnoty i .. polityka


Jestem byłym homo politicus.  

Staram się ograniczyć czytanie gazet, kupuję je, i to tylko „odpowiednie”, nie – codziennie. Ciągle sobie obiecuję, że to już ostatni raz o polityce. A potem nie wytrzymuję.
(Podam tu kilka linków do mojego starego bloga na Frondzie. Zwłaszcza ze względu na ciekawe dyskusje moich gości. Tutaj też się trafiają.Przypis mój 10.5.2013)
Jak choćby ostatnio, o „nieśmiertelnym”, Drogim Bronisławie.
Przedostatnio pisałem o cnocie męstwa
W związku z listem naukowców, który, jak tego się obawiałem, rozejdzie się po kościach. 

Starałem się tam trzymać z dala od polityki, ale chyba mi się to nie udało. Jeden z moich ulubionych komentatorów nieufnie szukał tam polityki i jej niechrześcijańskiego zapachu. Ledwo się obroniłem.

Co do wpisów stricte apolitycznych: Jakiś czas temu – pisałem o powściągliwości. A również o posłuszeństwie, co wzbudziło żywą dyskusję.

Ta notka jest próbą pisania o polityce – apolitycznie. 

Jest reakcją na krótki wpis – link blogerki verre, Teraz on nie działa. Ale usuwanie kolejnych linków nic nie da, Panowie, Dbający, Żeby Nic Się Nie Stało!
Szybko znalazłem nowy (przyp. 10.5.2013)

Link do poruszającego wykładu Thomasa Schumana (Jurija Bezmienowa), filipińczyka, zbiega z ZSRR, byłego pracownika agencji Novosti, specjalisty od agresji ideologicznej.

Nie wiem, kto zauważył i kto potraktuje poważnie ten link. Postanowiłem go promować na swój sposób.
I nie tylko ten. Ale o tym potem. Na razie wstęp. Na zachętę.



Można ten youtubowy serial zadedykować wszystkim „rozsądnym” przeciwnikom teorii spiskowych. Ale pomińmy to. Ja skupię się na wątku, który wiąże ze sobą aspekt „polityczny” z aspektem „apolitycznym”.

Wystąpienie Schumanna, jak każdy solidny przegląd spójnej wiedzy, ma wiele aspektów. Każdy może sobie go przemyśleć. To czterdziestominutowy zapis  fragmentu (podsumowania?) wykładu z zakresu strategii wojny ideologicznej, poparty konkretnymi przykładami z historii XX wieku. 

Wojny, która w atakowanym kraju, w końcowym efekcie, prowadzi do przejęcia władzy przez marionetkę Kremla.
Kończy się zaskakującymi, ale tylko dla tego, kto nie wysłuchał go uważnie, „religianckimi” wnioskami.
Jak zapobiec fatalnemu następstwu etapów agresji ideologicznej, kończącej się złowrogą „Normalizacją” pod egidą Kremla, której przykładem jest rok 68-my w Czechosłowacji?

Pamiętam. Sam krzyczałem wtedy: Polska czeka na swego Dubczeka! Nie doczekała się. Za to Czechosłowacja doczekała się rychło swojego Husaka.

Klasyczny proces „agresji małych kroków” sformułowanych przez chińskiego filozofa Sun Tzu wygląda na schemacie następująco:

Demoralizacja ->; Destabilizacja ->; Kryzys ->; Normalizacja


Afganistan, Nikaragua, Bangladesh, Liban, Czarna Afryka – wiele przykładów opisanych również przez naszego genialnego, szalejącego reportera, Ryszarda Kapuścińskiego, który dziwnym trafem był zawsze tam, gdzie wybuchały rewolucje marksistowskie.

Schuman odwołuje się do postaci i ich dalszych losów, po spełnieniu roli (często dopełnionych przy akompaniamencie odgłosu strzału rewolwerowego).

Można zresztą do tych przykładów dodać Chile (jako przypadek udaremnionego procesu), Kubę, osiemnastowieczną Polskę (procesów "udanych"), oraz jedyny, jaki mi przyszedł do głowy, a z którym prawdopodobnie Kreml nie miał nic wspólnego, osiemnastowieczną Francję.

Nie będę rozważał, jak mnie (lub Wam, drodzy czytelnicy) kojarzy się ten schemat i na którym etapie jest Zachód, na którym zaś „nasz nieszczęśliwy kraj”. Nie piszę o polityce.

Według prelegenta, na każdym etapie ten proces można powstrzymać. Najłatwiej jednak to zrobić, zgodnie zresztą z ogólną zasadą techniczną, na początku. A więc, podczas trwania pierwszego etapu – Demoralizacji.

Od siebie dodam, że niezależnie od tego, czy ktoś wierzy w sowiecki/rosyjski spisek, czy nie, zastanawiający ciąg etapów od demoralizacji do destabilizacji widać jak na dłoni we wszystkich krajach „Zachodu”, łącznie z naszym.

A ostatnio – w krajach północnej Afryki.
Ja nie wiem, czy to jest spisek. Jeśli spisek, to i tak potrzebna jest dla niego społeczna gleba. Właśnie dla demoralizacji. Ale ta tendencja jest bardzo niepokojąca.

Prelegent podał również przykłady państw, po których zostało tylko blade wspomnienie: Mohendżo-Daro, Egipt, Majowie, Inkowie, Babilon.

Wszystkie te państwa upadły, zdaniem Schumana, gdy utraciły swoją religię.

Cytuję z pamięci:
„Nie spotkałem nigdy człowieka, który gotów by oddać życie za taką bezdyskusyjną prawdę, jak 2+2=4. 

Ale miliony oddały majątek, wolność, życie, wszystko, za Boga, za Jezusa Chrystusa.

To jest coś, co spaja społeczeństwo. Nie trzeba strzelać do sowieckich/rosyjskich agentów, nie trzeba uderzać rakietami na siedzibę władców Kremla.

Uderzać trzeba mocą swojej mocy duchowej i wyższości moralnej.

Aby przetrwać, jako społeczeństwo, jako państwo, trzeba mieć WIARĘ.

Jeśli nie ma w nas tej mocy, to czas najwyższy, aby zacząć nad tym pracować.

Jak na wykład z zakresu strategii wojny, zaskakujący wniosek, nieprawdaż?

Na koniec, dwie refleksje.

Pierwsza.

Wspomnienie, z lat siedemdziesiątych.
Spędziłem wówczas wieczór u jakiegoś znajomego. W towarzystwie bynajmniej nie opozycjonistów, po prostu kilku normalnych ludzi po trzydziestce, którzy zasiedzieli się po zbyt krótkiej prywatce. 

Ktoś wyciągnął niewielką książeczkę agencji Nowosti z propagandowymi grepsami. Nigdy by mi nie przyszło do głowy brać tego świństwa do ręki.

Spędziliśmy na wspólnej, głośnej lekturze resztę wieczoru. Nie pamiętam, kiedy jeszcze tak się uśmiałem. Po pewnym czasie śmieliśmy się nawet z najniewinniejszych zdań.

Pamiętam jedno, zapadło mi na całe życie:
Kto to są dysydenci? Jest to garstka odszczepieńców.

Młodym ludziom, którzy nie kojarzą, wyjaśniam: chodziło o „wyjaśnienie” sowieckiego punktu widzenia na  rolę rzeczywiście garstki opozycjonistów w Związku Radzieckim, o których działalności dochodziły nas słuchy. Wówczas działali tam tacy „odszczepieńcy”, jak Andrzej Sacharow, Anatol Szczarański, Włodzimierz Bukowski.

Mało śmieszne? A pokładaliśmy się po podłodze. Zwykli peerlowscy inteligenci, nie czytający jeszcze żadnej bibuły, słuchający pewnie trochę Wolnej Europy. Nie pamiętam dokładnie, ale było to chyba jeszcze przed wyborem papieża Jana Pawła II – giego.

Mieliśmy jakiś wbudowany filtr, który nas nie tylko impregnował na tę propagandę, ale wobec bezczelnej hucpy, nie mającej nawet świadomości swojej kompromitacji, wyzwalał naturalny odruch, .

Ten śmiech nas wówczas połączył mocniej niż gdybyśmy mieli za sobą wiele wspólnych formacyjnych, opozycyjnych, antykomunistycznych, nielegalnych zebrań. Kilka lat później nie trzeba było zbyt wielu słów, żeby wspólnie zakładać jedno z pierwszych w Regionie Mazowsze kół, nie żadnego „związku zawodowego”. Po prostu Związku Wolnych Ludzi.

Wyczucie absurdu i poczucie humoru – to, być może, pierwszy warunek oparcia się agresji ideologicznej, tego specyficznego oblicza demoralizacji: rozbrojenia ideowego.
Ale nie tylko niewystarczający, lecz i zwodniczy.

Skoro bowiem osławiona Agencja wydawała miliony dolarów na „taką śmieszną” propagandę, widocznie byli tacy, którzy gotowi byli w to uwierzyć. Świat nie kończy się na Polsce, a Polska nie kończy się na wesołym zebraniu paru inżynierów i prawników, w tym jednego prokuratora. Ani nawet na cichych, porządnych, pracowitych chłopach spod Rzeszowa, czy choćby spod Ostrołęki.

Bo przecież i w Polsce do dzisiaj sprzedaje się koszulki z nadrukiem „wielkiego” Che. Istnieją portale komunistyczne, ba, nawet wydawnictwa.

Dzisiaj już śmiech zamiera mi czasem na ustach, gdy widzę głoszone mega – absurdy i giga – hucpę.

Dlatego teraz będzie … refleksja drugia:

Warunek konieczny – to oparcie na cnotach właśnie. Ludzie cnotliwi, czyli roztropni, powściągliwi, mężni i sprawiedliwi nie ulegną podszeptom „róbta, co chceta”.

Nie pomylą wolności i odpowiedzialności z samowolą i krzywdą innych, bez odpowiedzialności.
Nie ulegną stadnemu pędowi linczu. Nie pójdą za pierwszym lepszym „wodzem”, obiecującym „ostateczne rozwiązanie” ich problemów i różne cuda.

Będą odporni na manipulację i nie dopuszczą do przejścia do etapu drugiego: destabilizacji.

Zagadka: Dlaczego niektóre agresywne reżimy, oparte na przemocy, tworzą nieubłagany front walki z religią?

Bo jest ona oparciem dla pielęgnowania cnót. A cnota jest wrogiem każdego reżimu, opartego na przemocy a nie na prawie naturalnym.
Idee mają konsekwencje. Jeśli Boga nie ma, to …

I tak doszliśmy do polityki. O nie! Basta!
W tył zwrot.
Ja tylko promuję jedną z inicjatyw pielęgnowania cnót: Wspólnotę Marto. To jest działanie „polityczne”. W najlepszym i pierwotnym tego słowa znaczeniu.
Jaki będzie jej los? Bóg jeden wie, ale ...Niech jej Bóg sprzyja!


Jakie to dziwne…. Teoretyk wojny psychologicznej odkrył ewangeliczną prawdę :
"Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane"
Czy on o tym wie?