piątek, 28 czerwca 2013

Impresje otwarte nad "Układem Zamkniętym"


Z cyklu „Współżycie z potworem”
......
rozsądni mówią
że można współżyć
z potworem

należy tylko unikać
gwałtownych ruchów
gwałtownej mowy

w przypadku zagrożenia
przyjąć formę
kamienia albo liścia

słuchać mądrej Natury
która zaleca mimetyzm
oddychać płytko
udawać że nas nie ma

Pan Cogito jednak
nie lubi życia na niby ...
            Zbigniew Herbert, Potwór Pana Cogito



„Reakcja lekarskiego środowiska była natychmiastowa. Najpierw oskarżenie o złamanie tajemnicy lekarskiej. (…). Potem nakaz testów psychologicznych i sprawdzanie, czy dr Książek nie cierpi na zespół stresu pourazowego. I wreszcie informacja, że 18 kwietnia kończy się jego kontrakt z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym” – czytamy…

Dymitr Książek.  Czytał Herberta, czy jest tym, który nie wie, że siedzi już w siodle jego konia?
Twarz człowieka z "Anatomii upadku", który dość swobodnie dziwił się obyczajom medycznym panującym w dwóch sąsiadujących i nieco się do siebie upodabniających krajach.
Czy miał świadomość, że jego swoboda jest względna, warunkowana przez ruchy czujnych janczarów Potwora?
Czy znajdzie się teraz w obozie ryzykanckich przeciwników Potwora, czy tylko uświadomi sobie z przerażeniem  Jego istnienie i zacznie unikać ryzyka?

Ale zostawmy ten przypadek. To prawdziwy człowiek i prawdziwe kłopoty. Nie wiem, jak żył dotąd. Ale teraz żyje naprawdę.
Uchylmy kapelusza i życzmy mu wszystkiego najlepszego.
Zastanówmy się nad ogólnymi prawami współżycia z potworem, tak, jak to opisywał Poeta.

Jak kontakt z potworem "zwykłego zjadacza chleba" może skutkować przemianą.

„Układ Zamknięty”


Od razu na początku ustalmy. Ten film, jak na polski, jest zupełnie przyzwoity, porusza rzeczywiste problemy, nie zakłamuje rzeczywistości. Nie zajmuje się miauczeniem i nie wydziwia nad ciemnym, katolickim ludem.
Ale to wszystko. Dalej już będzie krytyka, zakładająca, że film "trzyma poziom". Czepiam się. Ja tak mam.

"Układ Zamknięty" zawiera, to prawda, "dowód" na istnienie Potwora. A także udowadnia, że Poeta miał rację, ostrzegając ludzi rozsądnych, żeby nie wykonywali gwałtownych ruchów i nie wychodzili na linię strzału myśliwego. Bo ten - tylko czeka, żeby upolować kogoś, kto go irytuje bezczelnym życiem na swobodzie.

Bo ja wiem zresztą, czy udowadnia? 
Udowadnia w sensie Herberta.
Dowodem na istnienie potwora, są jego ofiary
Jeśli niczego nie przekręciłem.

A film? ... jak film. Taki, trochę gorszy, Bugajski. 
Bo przemianę zjadacza chleba w bohatera to pokazał Bugajski kiedyś.
I odegrała go Janda w "Przesłuchaniu".  Nawet, jeśli ryzykowna "podmianka" pachniała podejrzanie amerykanizacją scenariusza. Na modłę "bohatera mimo woli".
Na domowym pokazie w latach osiemdziesiątych, kiedy Bugajski już był na emigracji, "kupiłem" to. Wówczas wydawało się mocne.

Teraz, kiedy wiem więcej o historii, i kiedy inni artyści, chociaż ciągle nieliczni, mieli szansę też opowiedzieć "swoją historię", już niezupełnie. 

Na przykład Wojciech Tomczyk przebił to "Inką 1946" o klasę. O wiele oszczędniejszymi środkami.
Nie pokazywał upartej, przyzwoitej idiotki, trzymającej, o dziwo, pion moralny. 
Tylko bohaterkę - giganta, mającą poczucie sensu walki i siłę moralną promieniującą nawet na oprawców.
A do tego kontekst, zakorzenienie, tragizm. Lojalność, wierność, waleczność. Kryształowa czystość i miłość. E tam, o klasę! Dwie klasy!

Minęły dekady. 
"Wolna Polska". Czas balangi i ciepłej wody w kranach. Bugajski chyba "jeszcze dojrzalszy"?
Ma za sobą świetnego Generała Nila. Fakt. A teraz ?
"Układ zamknięty."
I całkiem inna przemiana, w najlepszym wypadku - „wyjście obronną ręką”.
Ludzie z serialu "Galeria", którzy zaplątali się w tryby machiny.

Jeśli to zarzut, to nie do obrazu czasów i typów (bo jest odpychająco wierny), tylko do rysunku postaci.
Postaci, jak ze szkicownika za 5 złotych w 15 minut na Starym Mieście.
Albo, jak z rozmowy z pociągu. Wychodzimy z kina i jakbyśmy wysiedli z Intercity po paru godzinach podróży biznesowej. 
Ktoś nam się zwierzył z niewiarygodnych perypetii...

To Stawski(postać) - Sadowski(aktor). Nie miał wielkiego pola do popisu. Tę parę "momentów"? 
Na pewno nie z tego powodu przejdzie do historii. CV sobie poprawi. W końcu film znanego reżysera i, jak na polski, niezły.

Pozostałych nie zapamiętałem. Nazwiska nic mi nie mówią. A ja do nazwisk i tak nie mam pamięci. Sadowskiego pomyliłem z Dorocińskim. 
Zatrzymałem się na Konradzie (Marku) i Gajosie - prokuratorze. Nie - Janku Kosie. 
Bo Gajos się rozwinął. Nie osiągnął legendy Kreczmara, Holoubka, Świderskiego, Łomnickiego, Dziewońskiego i im podobnych, których można by spisać na wołowej skórze, ale jest wybitnym aktorem. Tylko obawiam się, że grozi mu zmanierowanie, jak zagra jeszcze jednego ubeka.
To są dla mnie aktorzy "młodego pokolenia". A ci - niech już uwodzą młodszych...

Jeden przetrwał, bo pod celą odmawiał różaniec. Ale... czy to różaniec pomógł, czy też po prostu od razu oddał akcje, żeby uniknąć najgorszego?

Młodego człowieka, którego przecwelowali, też, żeby kupić parę akcji, lepiej zapomnieć. 
W tym Intercity - siedział w kącie, wrak człowieka wpatrzony w okno i tylko pokazywano na niego dyskretnie ze współczuciem.
Teatralny szept:
Sprzęt mu zniszczyli.
Już nie uprawia joggingu! Tsss.
O jego ponurym dramacie lepiej nie opowiadać. Niebezpiecznie.

Jedyny wyraz dumy i pogardy, filmowe zgaszenie niedopałka w szklance mleka, przez gwiazdę estrady, żyjącą na księżycu, darujmy sobie. Numer z filmów klasy B. Ale amerykańskich!

Ich kobiety? Dajcie spokój. Nowe Matki Polki. Mężowie w ciupie, a my wpadamy w depresję!
Przyjaciele? Wspólnicy zza granicy? Społeczność obywatelska? Media?
BIAŁORUŚ.
No nie, żeby nie było po białorusku, wykreowano jakiegoś faceta z Marsa, który pracował w mediach. I mu coś podobno puszczą. Ale już w następnym filmie.

Niby w ponurej grotesce z Becketa, nie ma bohatera pozytywnego. 
Nikogo, kto działa tak, że nadaje sens istnieniu, przeciwstawiając się Potworowi.
Kto trzyma świat w równowadze i nie pozwala mu osunąć się w otchłań piekła.
Nie ma, bo naprawdę nie ma, czy nie ma, bo już jest NIE DO POMYŚLENIA?
----------------------------------

Czy to są moje zarzuty w stosunku do ostatniego filmu Ryszarda Bugajskiego?

Hmmm.

Jeśli już, to jako forma okazania szacunku dla jego potencjału.  
Bo przecież to dobra publicystyka antykorupcyjna i jakiś szkic do diagnozy stanu "tego kraju". A właściwie tego, co pozwoliliśmy sobie z niego zrobić.

A obraz "nas"?
Czy naprawdę jesteśmy tacy plastykowi? Tacy naiwni i tacy słabi, że palcem nas wystarczy popchnąć?
Grzeczni chłopcy? I płaczliwe baby?

Przypomina mi się dialog z jakiegoś peerelowskiego filmu.
       - "Poproszę cztery piwa"?
       - "Duże"?
Piwa zamawia ubek, grany przez Witolda Skarucha, dla czatujących kolegów, więc - "są na służbie", chociaż incognito.
       - "Małe"
       - "Wszystko małe?" 
Kpi złośliwie coś wyczuwająca bufetowa
       - "To by się okazało!"
Odpowiada zuchowato i uwodzicielsko Skaruch.

Ta scena z filmu, którego tytułu ani reżysera (zaangażowanego) nie pamiętam a i pewnie pan Witold też nie chce już pamiętać, bo się nim w Wiki nie chwali, jest dla mnie synonimem blefu, za którym nic się nie kryje. Zupełnie nic. Nawet para z waletem.

Kilku renegatów, godnych pogardy, z którymi nawet bufetowa z prowincjonalnej knajpy, gdyby wiedziała, nie chciała by mieć nic do czynienia.

Wtedy żyli jeszcze ludzie rozpoznający prawdziwego człowieka. Po wielkości zamawianego kufla piwa, albo po tym, czy patrzy prosto w oczy, wszystko jedno.

Czy teraz takich nie ma? Oczywiście, że są. Tylko dlaczego kręcą ciągle filmy o jakichś mimozach?
Czy dlatego, że próbują z nas zrobić wiecznie podrygujących, w tańcu lub podczas stosunku, playbojów z Wólki, mylących balangę z życiem?

Którzy myślą, że jest demokracja a gra biznesowa - to zajęcie dla bon - vivantów?
Gdzie są nasi "Maratończycy i inni ", szarzy ludzie z amerykańskich filmów?

Czy Bugajski albo ktoś inny, (ktokolwiek!) jeszcze potrafi wykreować takiego człowieka na ekranie?
I da nam nadzieję i impuls, da ducha?! Ducha!

Czy już zawsze będziemy skazani na pokłosie marnego życia bez pielęgnowania cnót i upartego wysiłku brnięcia w stronę dobra?
Bo dobro, to prawdziwe a nie to wymyślone przy komputerze, jak nowa, fajna gra, "za którą należy mi się kasa i fajno jest, lecę", zawsze wymaga prawdziwego męstwa.
Takich ludzi szukajmy!

A nie epatujmy Polaczków obrazami beznadziei i złudzeniami, że Układ się otworzy i .. będzie dobrze.
Nie będzie! Bo Układ to my stwarzamy.
Wybieramy tych, którzy już się zdemaskowali, tych plastykowych piłkarzyków i ministrów - katastrofa.
Albo antypaństwowych marszałków. 

Tolerujemy bezczelność w nieprawości. 
Niesprawiedliwi sędziowie i prokuratorzy. "Łagodni"  albo też "surowi". Zawsze odwrotnie. Bo odwrotnie - byle zgodnie z niesprawiedliwością - jest korzystnie.
"Sprawni" albo "nieudolni" komornicy i antyterroryści. Najsprawniejsi - w pacyfikowaniu małych dziewczynek i wdowiego grosza.

Na tę zuchwałą nieprawość - bezradne pytanie leminga Stawskiego-Sadowskiego: "Dlaczego nie wysłaliście mi wezwania? Przecież bym przyszedł!"

Bugajski zrobił nienajlepszy film. Chociaż, przyznajmy to uczciwie, jest on lepszy o rząd wielkości od wszystkich miauknięć Adasia M. razem wziętych.

Za to poetów mamy przynajmniej - pierwsza klasa! 
Taka cecha polskości. Niepraktyczni poeci dla piśmiennych. Z braku wieszczy z kamerą. Bo z kamerą mamy nadmiar postmodernistycznych psychologów świadomości narodowej, układających swoje ponure hagady po polsku.

Herbert i Potwór Pana Cogito.
Czytany  w tych samych latach osiemdziesiątych. Kiedy oglądało się lepszego Bugajskiego i występy lepszego Teatru Ósmego Dnia.
Wydawało się, że te czasy przeminą, jak smrodliwy, trujący tuman.
Wiersz zaś będzie można traktować, jak szum północnego, polskiego wiatru w szczelinach ruin starych twierdz Jury Krakowsko - Częstochowskiej. Tymczasem to wiersz genialny i wieczny.

Nasi Poeci  – pierwsza klasa. Odseparowani od świata przez niemodny środek wyrazu i egzotyczny język.

A my?  Co z tego mamy?
Chyba nic... , ale możemy mieć.

Możemy mieć świadomość życia prawdziwego, w czasie takim, jak inne z naszej historii.
Nie mamy czego zazdrościć przodkom.
Mamy szansę zrobić coś, żeby nasi potomkowie nam zazdrościli...

----------------------
Linki do recenzji filmu.
Mój "ulubiony" recenzent Ł.Muszyński
Recenzja w jego stylu: Mieszanie polityki w najgorszy, możliwy sposób.
Wychodzi taki potworek, że PiS się czepia (?) i sam nakręcił zły film. :)
Ale Bugajski niewinny.

Że film nienajlepszy - to się zgadzam. Ale dlaczego, to na pewno bym się z panem Łukaszem nie zgodził.

Mam dwóch sąsiadów - recenzentów na blogspocie.
Ich recenzje swym profesjonalizmem są o lata świetlne od p. Ł.

Pierwszy sąsiad:
 O układzie zamkniętym
Entuzjazm, którego nie podzielam, ale jest mi sympatyczny.
Przypomina mi czasy, kiedy cieszyło mnie każde "przywalenie komunie".
Niestety dzisiaj patrzę na to z dystansem, wiedząc, że to my pozwalamy, żeby komuna dalej się panoszyła.

Ostatnio w pewnej dyskusji (fachowej) zostałem przez skądinąd chamskiego, ale inteligentnego trolla zaatakowany, jako "wychowanek PRLu". To dopiero boli!

Zimno się robi. Ja? I co ja mu zrobiłem?
On nawet Układu Zamkniętego nie zrozumie dobrze.
Zna wszystko z telewizji. I z grepsów przy piwie.
A ja żądam, żeby nakręcić nie Układ, tylko Sagę o splątanym świecie i Jeźdźcu Znikąd, który pokaże drogę do rozplątania...

Drugi sąsiad:
O układzie zamkniętym
Profesjonalizm w opisie szczegółów i kontekstu realizacyjnego.
Dający w sumie optymistyczny obraz dobrego filmu. No fakt. Niezły. Jak na polski.
Optymizmu nie podzielam, ale trochę mi się udziela. Pocieszająca recenzja. Nie widzą tego smutnego, co ja, śledziennik jeden.





środa, 26 czerwca 2013

Zygmunt B. Filozof z naganem


z Żołnierzami Wyklętymi w tle ...

Przedmowa

Uff. 10 tys znaków. A teraz jeszcze przedmowa. .... Nie można uciec przed samym sobą. Nie jestem baronem Münchhausenem  i nie wyciągnę się sam z bagna gadulstwa. Pozostaje mi z tego bagna przesyłać suche komunikaty. :)

Tak się złożyło, że na tym blogu tego tekstu nie było. Był na Frondzie i odbyła się tam nawet ciekawa, uzupełniająca i pouczająca rozmowa z "incydentami". PÓŁTORA ROKU TEMU.


A sytuacja opisana w poniższym wpisie - BEZ ZMIAN. Wiki polska trochę podretuszowała. 

Wstęp

Stefan Kisielewski jest autorem pewnego komentarza z lat osiemdziesiątych, pełnego gryzącej ironii, na temat praw Polaków do niepodległości. Niestety nie dysponuję oryginałem, czytałem to w jakiejś podziemnej publikacji, zacytuję z pamięci. (Może ktoś podrzuci namiary?)

Tekst w poetyce własnej, nie ośmiela się naśladować papieża polskiej felietonistyki:

„Zachodni bojownicy o prawa Murzynów z Konga czy z innego Czadu strasznie się indyczą w sprawie niepodległości tych malowniczych krain. Organizują akcje protestacyjne przed ambasadami imperialistycznej Francji i Belgii, piszą sążniste manifesty i zbierają podpisy ludzi dobrej woli. Jednak w sprawie niepodległości Polaków nikt się nawet nie zająknie.
Żaden nawiedzony pies z kulawą nogą nie zaszczeka: „Niepodległość dla Polski!”. Ale, między Bogiem a prawdą, po co Polakom niepodległość?”

Koniec niby cytatu. 

Przepraszam, nie mam oryginału i jestem zmuszony stręczyć podróbkę.
Echa tego komentarza słyszę w felietonach Stanisława Michalkiewicza, który jest wynalazcą określenia o „mniej wartościowym narodzie tubylczym”.

Tak mi się skojarzyło. Skąd? 5 tys znaków. Jak dobrze pójdzie. Cierpliwości.

Jak trafiłem na Zygmunta B.

Otóż chciałem się nieco podciągnąć w filozofii. I szukałem bliższych danych o guru polskiego i światowego postmodernizmu, najważniejszego gościa ostatniego Kongresu Kultury Polskiej, profesora Zygmunta Baumana.

Najpierw oczywiście sprawdziłem w polskiej Wikipedii. Uderzyło mnie, że nie ma tam żadnych danych biograficznych, podanych „jako takie”. 

Przypomniało mi to przypadek poseł Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej. Po uzyskaniu przez nią prominentnej pozycji w Platformie Obywatelskiej, z jej życiorysu w Wikipedii zniknęła wzmianka o jej wstydliwym epizodzie z marca ’68.

Początkowy passus mający związek z życiorysem naszego bohatera brzmiał tak:
Zygmunt Bauman (ur. 19 listopada 1925 w Poznaniu) – polski socjolog, filozof, eseista, jeden z twórców koncepcji postmodernizmu(ponowoczesności, płynnej nowoczesności, późnej nowoczesności). Znawca i interpretator Holocaustu. Nagrodzony m.in. nagrodą im.Theodora W. Adorno i nagrodą Księcia Asturii w dziedzinie komunikacji i nauk humanistycznych, zwaną też "hiszpańskim Noblem".




Zdjęcie
Notabene, pod zdjęciem profesora jest następujący podpis:

Czy to hasło encyklopedyczne, czy sprawozdanie z benefisu?

A może ( dla równowagi, takie zdjęcie pana B., Majora, lat 28?


 Źródło: Niezmiernie ciekawy artykuł o Baumanie. Dostępność 26 czerwca 2013. Może warto ten tekst zarchiwizować? Bo kto wie, czy będzie za jakiś czas dostępny?
Bauman musi jednak płacić przynajmniej cenę grillowania za swoje prawo do brylowania.
Przyp.autora z 26 czerwca 2013) 

Ale wracamy do mojego tekstu sprzed półtora roku.

Polscy wikipedysci, dzielący się na zwolenników zachowywania standardów i na „bezstronnych redaktorów”, rozważających, w którym miejscu, żeby zachować proporcje, należy umieścić wzmiankę o współpracy ze służbami (czy też o pracy w służbach), dyskutują zawzięcie już od pięciu lat. Bez dojścia do porozumienia. Pięć lat. W międzyczasie moja córka doszła już do klasy maturalnej.

„Kontrowersyjne” fakty z życiorysu, zredagowane w 348 słowach, prawdopodobnie wskutek tej gorącej dyskusji, umieszczone są w efekcie na końcu hasła, pod maskującym tytułem: „Druga wojna światowa i lata powojenne”, zaraz po rozważaniach stricte filozoficznych i „wróżbiarskiej” wypowiedzi naszego autorytetu intelektualnego o przyszłości Europy. Może w nadziei, że nikt tu już nie dobrnie?

                               Źródło: Polska Wikipedia   (teraz już trochę przeredagowana treść, uwagi krytyczne o umieszczeniu szczegółów biograficznych na końcu i pod maskującym tytułem - nieaktualne - bo UWZGLĘDNIONE, co za sukces! dotyczą stanu z lutego 2012, ale po analizie zmian - potwierdzam je w całej rozciągłości. Notabene - historię zmian można prześledzić w wiki. Główny wniosek: Polscy wikipedyści otrzymali rozkaz: Tak trzymać! przyp. autora 26 czerwca 2013) 

A co mówi anglojęzyczna Wikipedia?

Tam SĄ zachowywane standardy. Notka bibliograficzna na 848 słów znajduje się na początku. Ponad dwukrotnie więcej, niż w zakamuflowanej - polskiej.

Skupię się na tym, czego nie ma w polskiej wersji, te nowe fragmenty wytłuszczam (tłumaczenie własne):

Bauman zgłosił się do służby w kontrolowanej przez Sowiety Armii Wojska Polskiego, gdzie pracował jako oficer polityczny,  biorąc udział w bitwach o Kołobrzeg i Berlin. (…)

Według pół-oficjalnych enuncjacji historyka z polskiego Instytutu Pamięci Narodowej (chodzi o Piotra Gontarczyka. przyp.mój) w konserwatywnym piśmie Ozon w maju 2006 roku, od 1945 do 1953 Bauman pełnił podobną funkcję w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW),  formacji utworzonej w celu zwalczania nacjonalistów ukraińskich i resztek Armii Krajowej.
Jak twierdzi pismo, Bauman wyróżnił się jako dowódca oddziału, który schwytał wielu żołnierzy podziemiaPonadto autor przytacza dowody, że Bauman pracował jako informator(TW – przypis mój)  Informacji Wojskowej od 1945 do 1948 roku. Jednak charakter i zakres jego współpracy pozostają nieznane, a także dokładne okoliczności, w których współpraca została przerwana.

W wywiadzie dla The Guardian, Bauman potwierdził, że był zagorzałym komunistą w trakcie i po II wojnie światowej i nigdy nie robił z tego tajemnicy. Przyznał jednak, że przystąpienie do służby w Informacji Wojskowej w wieku 19 lat było błędem. Ale była to tylko "głupia" praca biurowa i nie pamięta (podkreślenie moje) o żadnym fakcie donoszenia na kogokolwiek.
(…)

Podczas służby w KBW Bauman najpierw studiował socjologię w warszawskiej Akademii Nauk Społecznych. Poszedł na studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim  (…)
W KBW Bauman w 1953 roku dosłużył się rangi majora (w wieku 28 lat! Głupia papierkowa praca i taka kariera! Przyp. mój), kiedy nagle został karnie zwolniony po tym, jak jego ojciec zwrócił się do Ambasady Izraela w Warszawie z prośbą o wizę emigracyjną.

Tu ciekawy jest odpowiedni fragment polskiej Wikipedii:
„a z którego został usunięty w 1953 pod zarzutami politycznymi.”
Koniec cytatów.

Refleksje zrodzone z lektury obu wersji są dwojakiej natury.

(I nie unieważniają ich poprawki redakcyjne, bezczelne w swej drugorzędności, w polskiej wersji encyklopedii, uczynione po mojej notce. Nadają im jednak poczucie płynności i konieczności ciągłej czujności. Są ochotnicy do nękania betonowych administratorów WIKI??? przyp. mój 26 czerwca 2013)

O postaci Zygmunta Baumana i o Wikipedii

Zacznijmy od treści, którą analizowaliśmy, abstrahując od tego, przez jakie pułapki musieliśmy się przedrzeć.

Refleksja I  Zygmunt Bauman.

Jedna z "najwybitniejszych postaci postmodernizmu". I jego wstydliwa część życiorysu. To dla niego twardy orzech do zgryzienia.

Jego legenda: Głupota roboty papierkowej, przypadkowość oraz „bezwartościowość” służby komunistom nie wytrzymuje krytyki nawet na podstawie tej krótkiej, encyklopedycznej treści.
Obejmując w wielkim skrócie jego drogę życiową, można by powiedzieć, że od studenta z naganem doszedł do zaszczytu generalissimusa polskiej kultury i tę godność odebrał opowiadając anegdoty z wysokości kongresowej mównicy w najlepszym oskarowo-amerykańskim a jednocześnie postmodernistycznym stylu.

Ten człowiek, pasowany na czołową postać polskiej elity intelektualnej, fetowany na Kongresie Kultury Polskiej, zachowuje się jak chłopiec, złapany na gorącym uczynku. Nie pamięta. Lekceważy. Banalizuje. 

Przyparty do muru, mówi o Żołnierzach Wyklętych, których zwalczał z bronią w ręku, jak o  terrorystach.
Z uwagi na jego aspiracje, całkowicie to go kompromituje. Można się zadumać nad kondycją polskiej kultury, jeśli najwybitniejszy jej przedstawiciel– to były zupak, chodzący na wykłady z naganem w kieszeni, do dzisiaj mający problem ze swoją przeszłością.

Ale jako  oficer polityczny i członek dowództwa oddziału zwalczającego podziemie niepodległościowe, trzeba przyznać, to niezwykle uzdolniony, inteligentny, groźny przeciwnik. Przełożeni docenili jego walory i skierowali go już w czasie służby na studia. Kierunek został wybrany zgodnie z jej wymogami.

Błyskotliwa kariera (major w wieku 28 lat) została przerwana nie wskutek nieprawomyślności ideologicznej i utraty wiary w ideały komunizmu, lecz w wyniku utraty zaufania przełożonych. 

Kontakty rodziny ze światem zachodu, zwłaszcza z Izraelem, sojusznikiem Stanów Zjednoczonych wykluczały w latach stalinowskich pracę w tak drażliwych strukturach, jak walka z polskością.

Z takimi przeciwnikami musieli walczyć nie tylko Żołnierze Wyklęci ale każdy Polak, któremu były drogie Bóg, Honor i Ojczyzna. Bezwzględni i przekonani o swojej ponadnarodowej misji, kształceni na najlepszych uczelniach, uprzywilejowani.

Refleksja II Wikipedia

Takie wnioski można wyciągnąć czytając uważnie tekst angielskiej Wikipedii. Przekaz nieco drewniany, mamy chwilami wrażenie, że autor nie bardzo wie, o czym mówi. Te historie z zamierzchłej przeszłości, to poplątanie losów tych dziwnych, zaciekłych Polaków…

Ale stara się zebrać dostępne informacje. I to mu się chyba udaje.
Standardy go ratują. Te standardy są zresztą explicite podane w części dyskusyjnej hasła. Wiadomo, jakie kryteria będą decydowały o zdyskwalifikowaniu fragmentów tekstu: Przede wszystkim brak źródeł dla podawanych faktów. Chroni to redagujących Wikipedię przed bezpłodnymi dyskusjami, czy dany fragment umieścić na końcu, czy jest za dużo na temat nieistotnego fragmentu życiorysu itp.  

Standardy, wpływające na intelektualną formację ludzi zajmujących się angielską Wikipedią mają udział w tym, że to wersja bardziej wiarygodna.

To moja, subiektywna ocena postaci na podstawie krótkiego tekstu. Plus trochę wiedzy, znajomości realiów życia i doświadczenia. Czyli – po prostu - czytanie ze zrozumieniem.

Fakt - Bez Polskiej Wiki życie byłoby trudniejsze a odpowiedzi na szybkie pytania – trudniejsze. Ale ta konfrontacja dwóch wersji pierwszego z brzegu, nieco tylko kontrowersyjnego hasła– sądząc nie po intencjach, ale po wyniku, jest miażdżąca.

Czy fakt, że najczcigodniejszym przedstawicielem polskiej kultury na Kongresie we Wrocławiu był właśnie Zygmunt Bauman ma jakiś związek z faktem, że między polską a angielską wersją Wikipedii jest taka „maleńka różnica”?

Epilog

I tu aż się prosi zapytać, na cholerę Polakom taka porządna wersja Wikipedii?
Po co nam lustracja, po co oddzielanie ziaren od plew? Po co nam prawdziwe, niekłamane postaci z jednej bryły, które nigdy nie uległy a mimo zapowiedzi Marszałka Piłsudskiego, nie zwyciężyły?

Po co nam sprawiedliwość, prawda o historii, o przyczynach Katastrofy Smoleńskiej?

Po co nam polskość, patriotyzm? 
To dobre dla Anglików, Niemców, Francuzów. No i Rosjan.
Ale nie dla „mniej wartościowego narodu tubylczego”.

Tak? 

Oj, coś się komuś roi. I chyba bardzo się pomyli.

Tylko - Polacy! Na miłość Boską, trzymajcie standardy, pracujcie solidnie, z roztropnością i męstwem.
Bo wasze niechlujstwo, zbytnia, służalcza ostrożność, zapatrzenie na obce, zachodnie wzory  a naśladowanie ..całkiem innych, z innego kierunku, zostanie kiedyś obnażone.

A zwycięstwo będzie tych, co nie ulegli!

PS:
Zajrzałem do wiki dzisiaj, (26 czerwca 2013), po półtora roku od ogłoszenia tego wpisu na Fondzie. Notka o Baumanie niemal nietknięta!

Większość wstydliwych informacji przemilczano, lub podano je w "łagodnej" encyklopedycznej - a la "Diderot - propagandysta postępu" formie.

Lizusowskie zdjęcie z benefisu - zastąpiono normalnym zdjęciem nieszkodliwego staruszka, któremu nagan zardzewiał i nie ma co staremu esesmanowi (ups - enkawudziście) wypominać błędów młodości.

A więc: Polacy zasługują na więcej?!
A Polacy - encyklopedyści = potrafią więcej?

Optymizm!
Mimo, że sytuacja jest dokładnie taka, jak w tekście Aleksandra Ściosa "Państwo Baumana"

piątek, 21 czerwca 2013

Sąsiedzi według Krisa


                                      Czyli Dzieci Goebbelsa
Film "Nasze matki, nasi ojcowie."
Oprócz filmu są i niemieckie komentarze, coraz bardziej butne.

Cierpienia Młodego Wertera na wojnie na Wschodzie. 
Cierpienia nadludzi. Ziiiiimno na tym Wschodzie. Nie wzięli szalików. 
Co do mnie, to niech tam sobie rozważają. Może coś to da, kto wie?

O co ta wojna? Z kim?
Na tle pod-ludzi - Polaczków i Ukraińców. I nie-ludzi, czyli Żydów. 
Chociaż - z Żydami - to jest jednak trochę inaczej. Z Żydami - dzisiaj żartów nie ma. 

Był tam jeden Żyd, uważający się za Niemca. Pokazali "pełnokrwistą", "pogłębioną" postać. Nie jakieś bełkocące łamaną polszczyzną kreatury budzące odrazę, czy prawie niemych Ukraińców latających z pałami.
Chciał nawet spełniać patriotyczny obowiązek. Czy może jego ojciec? Nie patrzyłem tak dokładnie. 
Wychodzi na to, że ten Żyd - to był  niesprawiedliwie wykluczony ubermensch.

No to gdyby Hitler wziął  Żydów na pokład? Może by niektórzy z nich też wystawiali transparenty na granicy "Willkomen in Polen!" ?

A gdyby tak zauważył, że oprócz Ukraińców, Rosjanie też chcą się wybić na niepodległość i nienawidzą bolszewizmu bardziej, niż on?
Zawojował by świat?  I mielibyśmy wtedy do czynienia nie z - Wielką Apokalipsą, tylko z Apokalipsą Ostateczną?
 Brrr.  Nie kombinujmy i nie poprawiajmy Pana Boga. Pan Bóg dopuszcza zło, ale miarkuje je. Wbrew pozorom. Bo jednak w końcu sczezł ten pomiot szatana. Ale czy na zawsze?

Nie kombinujmy, co by było, gdyby?!
W Polsce niektórzy mądrale już w tym duchu kombinują. Bo akurat nam to proponował!


 A myśmy odmówili i co z tego teraz mamy?

 Jeden mądrala (oczywiście prawicowy, o lewicowym bym się nawet nie zająknął) nawet napisał o tej odmowie: 


"Potwornie błędna decyzja" 

i

 "Deficyt politycznego myślenia".

No to teraz mamy.  Polityczne myślenie? Czy potwornie błędne decyzje?

Gdyby ten film, to była fabularyzowana relacja świadków, niechby nawet najbardziej zakłamanych "nad-ludzi"...

Niestety - to tylko fabularyzowane zakłamane stereotypy antypolskie, które zostały dla niepoznaki rozwodnione przez łzawe historie o cierpieniu nad-ludzi. Którzy chcieli być przyzwoici, ale im furer nie pozwalał.
Pamiętacie Rykowa z Pana Tadeusza? Ale ten przynajmniej Polaków lubił. I miał czyste, rosyjskie sumienie.

Dyskusja w studiu

"Oburzony" Kraśko, przypierający Niemca - "historyka" do muru.  Jakiś nieostrzelany, przestraszony, młody funkcjonariusz „niemieckiej polityki historycznej” wije się, poci, jak piskorz, łypie oczkami na prawo i lewo. Wykręca się, jak uczniak złapany na kłamstwie.

Trzeba rutyny!
Kłamstwo wymaga rutyny. A nowe pokolenie jeszcze nieostrzelane, jeszcze wierzy, że warto być przyzwoitym.

Koło ratunkowe, najczystszą niemczyzną, rzuca mu zresztą profesor Szymon Weiss.
Machte ich nicht diesen Film – „zacytował”, co tamten przyjął z widoczną wdzięcznością.
Funkcjonariusz ośmiela się wreszcie:
"długo by dyskutować. A Jedwabne? A Kielce?" - rzucił przykładami.
Historyk, historyk niemiecki (HN), czy funkcjonariusz polityki historycznej (FPH)?
Pozostawiam widzom, do której kategorii gościa przypisać.

Ja będę używał umownego określenia Historyk Niemiecki (HN)

HN użył dokładnie dwóch słów, jak liczmanów w rozgrywce. Jedwabne. Kielce.

Pamiętajmy o dewizie Goebbelsa:

"Historia toczy się na ulicy".

Trzeba używać argumentów, jak cepy. Ulica (a właściwie - teraz - światowa publika telewizyjna) - musi zapamiętać! I zapamięta: Kłamstwo ich matek i ich ojców - o ich wrogach z Ak - antysemickiej, przyrównywanej do formacji SS!

Czy HN, zna historię dwudziestowiecznej Polski z antypolskich bryków,
czy z instrukcji dla funkcjonariuszy polityki historycznej (FPH)  demokratycznych, potężnych i ambitnych Niemiec, "państwa poważnego"? A może to to samo?

Czy każde, najbardziej bezczelne kłamstwo o Polakach jest teraz usprawiedliwione przez dwa magiczne słowa - Kielce, Jedwabne

Co robić?!
Nie prowadzimy polityki historycznej. A „na ulicy” latają liczmany historyczne, jak cepy!

Liczman 1: "Kielce"
Skoro za dobrego wujka Joe "udowodniono" jeszcze w 46-tym, akurat przed referendum "zagłosuj jakkolwiek, ale trzy razy, my resztę załatwimy". Bo wypadł akurat przypadkowo „pogrom kielecki”.
Polscy historycy nie znaleźli żadnych dokumentów towarzysza Stalina. A czy ktoś zna książkę „Umarły cmentarz”, Krzysztofa Kąkolewskiego?
Ktoś się do niej odniósł??? Czy ktoś jeszcze pamięta tego pisarza, który żmudnie zrekonstruował wydarzenia?
Udowodniono wówczas całemu światu, że Polacy nie zasługują na swój rząd, bo jeszcze dobiją resztki Żydów w Polsce
Akcja przykrywkowa, dzisiejszy elementarz propagandowy, czy niezbity fakt historyczny, przytaczany, jak na zamówienie przez historyków, "historyków" i funkcjonariuszy?
Bo HN w 13-tym roku nowego stulecia coś dobrze o tym pamięta. Wie, że to jest ARGUMENT.

Liczman 2:"Marzec"
Skoro Polacy urządzali czystki antysemickie w 68-mym? (prof.Szymon Weiss)

Liczman 3:"Antysemicka AK"
Skoro sam redaktor Michnik dawno udowodnił, że AK mordowała Żydów w Powstaniu Warszawskim?

Liczman 4:"Jedwabne"
Skoro sam, sławny na cały świat profesor Gross napisał o, też sławnej na cały świat,stodole, sąsiadach, o złotych żniwach, o chciwych, nienawistnych Polakach - antysemitach

Liczman 5:"Polskie obozy śmierci"
Skoro sam prezydent Obama przecież powiedział o polskich obozach śmierci?

I coś nowego, chyba pierwszy raz się pojawiło w publicznej dyskusji. A może ktoś już się zetknął?
Liczman? :"Żydzi nas nie lubią"

Skoro Żydzi nie chcą dzisiaj przyjeżdżać do Polski ? (prof.Szymon Weiss)
Czy czcigodny profesor nawiązał do klasycznej już (chociaż miała być prześmiewcza), definicji antysemity?

Antysemita: ktoś, kogo Żydzi nie lubią.

Bądźmy sprawiedliwi: Weiss bronił nas po swojemu, „kontrowersyjnie”, ale nie przekraczał granic absurdu.

Sam mogę podać przykład pewnego pół-Polaka, pół - Rosyjskiego Żyda, wychowanego w sowieckiej Rosji i w jej kulturze, mieszkającego w Izraelu. Który najpierw się ochrzcił po katolicku w Częstochowie, na fali zrywu Solidarności.
A nieco później wyznał mi, że w Izraelu nie przyznaje się do polskich korzeni. Taki tam panuje antypolonizm, że on „się wstydzi”.
Wyciągamy chyba jednak z panem ambasadorem odmienne wnioski z tej sytuacji.

A HN? 
Właściwie nie popisał się. Tylko dwa liczmany, z listy pięciu „żelaznych”.

 Co dalej, sąsiedzi?

Hitler (…) naprawiał – według (Niemców KR) – krzywdę wyrządzoną im w Wersalu (1918 r.), gdy ustalano porządek europejski po Wielkiej Wojnie. (…) swą władzę zdobył legalnie. Nie było żadnej rewolucji, zamachu stanu. Trzecią Rzeszę urodziła niemiecka demokracja. (…) zbrodniczy fenomen państwa niemieckiego, które istniało zaledwie 12 lat, przeszło do historii pod nazwą Trzeciej Rzeszy, a zostawiło po sobie wymordowany i zrujnowany kontynent.
Źródło: Pomocnik Historyczny "Trzecia Rzesza 1933-1945"  autorzy: dziennikarze tygodnika POLITYKA oraz naukowcy.

Czy wobec tej nowej wojny ideologicznej Polacy znów będą mówić Broniewskim?

Są w ojczyźnie rachunki krzywd …

Nie te czasy. Zdaję sobie z tego sprawę, Redaktor Jan Bogatko, korespondent Radia Wnet w Niemczech:

Nie można doprowadzić do tego, by świat nt. polskiej historii wiedział tak mało. (A nawet, żeby takie bzdury "wiedzieli" historycy niemieccy - HN. Przyp.KR)
W normalnym państwie byłoby to niemożliwe, zaś polskie władze powinny wezwać do siebie niemieckiego ambasadora. Wyjaśnić tę sprawę. Jednak jak widać Polacy albo nie mają wyobraźni albo nie chcą jej mieć.
(...)
 niemieckie media zastanawiają się jaka była i czy w ogóle istniała jakakolwiek różnica pomiędzy SS a AK. 

Do czego zmierzają nasi sąsiedzi?
Czyżby naród niemiecki miałby być niepoprawny? Recydywa?

PS
Tak sobie teraz myślę, po miesiącach, nad tą "historyczną" wpadką Macieja Stuhra. Z tą Cedynią. Jako pokłosiem Pokłosia. 
Najpierw było Pokłosie. Potem Cedynia. Teraz Matki i Ojcowie esesmani. 
Ups. Dobrzy, niemieccy żołnierze, i ich - dziewczyny, siostry miłosierdzia. Co ratowali Żydów, chociaż zapomnieli szalików na kampanię na wschodzie.
=================================== 
Czy on, ten Stuhr - junior jest faktycznie takim ignorantem?
 ===================================
 A może po prostu wie, gdzie rosną konfitury? Może taka kompromitacja, o której nikt już nie pamięta, była opłacalna?

Teraz więc, panie Macieju, ty cudowne, nieco wyrośnięte, dziecko polskiego teatru, mówię do Pana !

Jaką rolę grał Pan w tej niemieckiej, "historycznej" tragifarsie?
Głupca, czy nikczemnika?

Głupiec może zmądrzeć. Nikczemnik może się nawrócić.
Ale kiedyś trzeba zacząć!

Kiedy Pan zacznie?
Z tego punktu są tylko dwie drogi:
W górę lub w dół.