piątek, 18 marca 2011

Mit Tacyta


Sine ira et studio…Tacyt

Każdy tekst, nawet najbardziej silący się na beznamiętność i postawę sine ira et studio zawiera jakieś milczące założenie.
To nie jest tak, że ktoś, nazwijmy go Bezstronny Analityk, zabiera się do rozważań i nie wie, co mu wyjdzie. Jak wyjdzie, to ogłosi. On tylko otwiera Księgę Mądrości i czyta, a potem opowiada, co przeczytał.
Nie! To samookłamywanie się.


Jak się pisze analizę

Jest zawsze inaczej. No dobrze, pewnie trzeba się zastrzec; prawie zawsze.
- Najpierw jakiś czas obserwuje nowe zjawisko.

Jeśli jest wyjątkowym przypadkiem „bezstronności”, to – długo,
ale nie oszukujmy się, „przeważnie” z a  k r ó t k o.

- Potem a właściwie, „w  t r a k c i e”, zajmuje stanowisko,
p r z y j m u j e  p o s t a w ę .

- Na końcu szukając uzasadnień pisze rozprawę, analizę, medytację. Ma ukierunkowanie przez postawę, ma argumenty zebrane zgodnie z ukierunkowaniem analizy, ma wnioski, które czuł na początku. Koniec.

Kółko się zamknęło.

Zatrzymajmy się chwilę na przyjęciu postawy. Bo to jest kluczowy punkt moich rozważań.Będą przykłady.

Drodzy czytelnicy, czy zdarzało się Wam czasem (i jak często?), czytając pewne teksty, że niemal natychmiast wiedzieliście, iż autor był za (albo przeciw) przedmiotowi rozważań?
To jeszcze pół biedy. Co rzetelniejsi ogłaszali z góry: „Obronę Sokratesa”, „Pochwałę Głupoty”, albo „Krytykę Czystego Rozumu”.

Gorzej jednak, gdy od razu, na pierwszy rzut oka, dostrzegaliśmy, że autor nie prowadził żadnej rzetelnej analizy, tylko dobierał argumenty do wyrobionego wcześniej przeświadczenia.
Pomijanie oczywistych faktów. Albo pomijanie faktów ukrytych, których istnienia się jednak domyślamy. No i gwóźdź do trumny, auto-demaskacja: Dobór epitetów, a nawet inwektyw.
Wtedy nie mamy wątpliwości, że tekst jest tendencyjny. To rzecz znana z lektury prasy określonego rodzaju wczoraj. I dziś.

Nie mam zamiaru rozwijać tego wątku. Ja nie o tym. To tylko punkt wyjścia.
Chcę bowiem użyć przykładu skrajnej, czasem podłej, tendencyjności do ukazania zjawiska tendencyjności „w dobrej wierze”.

I jeszcze jedno. Do tych, którzy nie piszą analiz w ogóle. Którzy czytają analizy. To ich nie dotyczy? Tak? To dlaczego czasem wiemy, że tekst jest tendencyjny, przerysowany, obraz jest przyczerniony,  …. a nam się podoba? Bo odpowiada naszej postawie.
Nie będziemy przecież kontestować ostrego ataku na kogoś przez nas nielubianego. Albo rozprawiania się z odrzucaną przez nas tezą. Chociaż nie nasz smak, nieco za cierpki, myślimy: „trochę przesadził, ale nie ma co żałować tego pacana, nie ma co się patyczkować z tą bzdurą.”
Prawda?


Przyczyny przyjęcia postawy

Przyczyny przyjęcia postawy są często irracjonalne, a zawsze subiektywne. Wynikają z naszych doświadczeń, kompleksów, skłonności. Z naszej wrażliwości. I naszych talentów. A zwłaszcza, nie waham się to powiedzieć, i przede wszystkim z naszych nałogów, a nawet popełnionych w życiu niegodziwości.
Czy nałogowy alkoholik będzie wysłuchiwał argumentów przemawiających za szkodliwością nadużywania alkoholu?
Albo podrywacz będzie skłonny rozważać obiektywnie problemy demoralizacji młodych, zagubionych panienek?
Czy może bandyta przygotowujący się do skoku życia chętnie porozmawia o etyce własności i paradoksie marnowania inteligencji w służbie Złego. Gdy ta sama inteligencja być może dała by dochód większy, pewniejszy i pozbawiony ryzyka? A przede wszystkim spokój duszy i poczucie satysfakcji z tytułu osiągnięcia czegoś więcej, niż zysku?
Jak już będzie po, pieniądze już przehulane, a pomysłu na drugi skok jeszcze nie ma, wtedy może tak, ale przed?
To skrajności.
Skrajności? Czyżby?

Przykłady

Parę dobrze znanych przykładów „z życia”.


Przykład pierwszy


Ktoś nie lubi teorii spiskowych. Bo kiedyś przeczytał jakąś książkę, w której było przekonywające rozważanie, że teorie spiskowe rodzą się z „bezsilności wobec zdarzeń, budzących sprzeciw”.  A poza tym, spiski to rzecz niebezpieczna. Lepiej się od tego trzymać z daleka. No i łatwo się ośmieszyć. Ważniejsze jest bezpieczeństwo, albo poczucie własnej godności, niż prawda, prawda?
A jeżeli po jakimś „zdarzeniu budzącym sprzeciw” wychodzą na jaw, albo, jak kto woli, są preparowane (nie wiadomo przez kogo – spisek!) dziwne fakty? Niewytłumaczalne inaczej, jak przez „teorię spiskową”?
Nasz „rozsądny i poważny” obywatel będzie te fakty uważał za konfabulację, mitomanię, prowokację zwolenników „teorii spiskowych”…. Hola, hola! Toż to jakaś nowa, tyle, że „poprawna”, teoria spiskowa!
Nie!

Po prostu, będzie te fakty zwyczajnie ignorował.

Usłyszałem kiedyś w radiu, od Redaktora Godnego Szacunku (żadnej ironii!), takie zdanie:
„Te wszystkie fakty z Internetu… To budzi moje podejrzenie, dystans. To by trzeba sprawdzić”.
OK. Żadnych zastrzeżeń. Zdrowy sceptycyzm.

Pojawiają się bulwersujące informacje. Które, gdyby okazały się prawdziwe, to właściwie ŚWIAT SIĘ KOŃCZY i … nikt niczego nie sprawdza, nikt się nie oburza, nikt  PALCEM NIE KIWNIE?

A nasz przeciwnik teorii spiskowych? Też śpi spokojnie. Pojawiły się NIESPRAWDZONE fakty. Ale nikt nie ma ochoty tego sprawdzać. Sprawdzanie jest trudne, żmudne, niebezpieczne.
Ludzie giną po prostu od strzału z rewolweru (Papała), w wypadkach samochodowych(Pańko, Adwent, Karp). Robią u nich rewizje (Sumliński), wieszają im na płotach martwe wiewiórki (asystent Macierewicza), są aresztowani (Kluska), czasem nawet przy pomocy desantu z helikoptera (asystent ministra Szeremietiewa Faramuz).
Ich dzieci są porywane a następnie uwiedzione(Kern) a im urządza się nagonkę w opiniotwórczej prasie i kręci satyryczne filmy.

Albo przestają ich przyjmować do pracy na dobre posady. A przynajmniej na salony.
Nie wiadomo z jakich przyczyn. Może są „niepoważni”? A może …
No i po co się w to mieszać? Nie dość, że niepoważne, to jeszcze niebezpieczne, prawda?
A tak? Jest w porządku. Napiszę „rozsądny” komentarz i będę chodził w aureoli człowieka poważnego. Prawda?

A z drugiej strony?  Jak zwykle reaguje zwolennik takich teorii? Oczywiście ON TEŻ niczego nie będzie sprawdzał. On JUŻ ma dowód. I zostaje umocniony w swoim przeświadczeniu.
Zostawmy jednak spiski. Przecież to niepoważne. Przytoczmy jakiś poważniejszy przykład.


Przykład drugi


Ktoś jest znudzony liturgią posoborową. Może ksiądz nie ma „talentu”? I mruczy niewyraźnie?  A może ten ktoś w ogóle lubi odmianę?
Poszedł na liturgię trydencką i się zachwycił. Świeżość. Nowość.
Czy teraz będzie obiektywny w dobieraniu argumentów? Czy uwzględni fakt, że w pięćdziesiąt lat po soborze półtora miliarda katolików i z milion księży uczestniczy w Przenajświętszej Eucharystii i dokonuje Przeistoczenia? I Chrystus przychodzi każdego dnia tysiące razy w tym rycie? Rycie mającym najwyższe formalne umocowanie, jakie tylko można pomyśleć?


Wzmianka


Na koniec, wzmianka. Żeby uniknąć słonia w butelce, czyli traktatu zawartego w notce.
Zestawienie postaw, albo raczej przeciwstawienie Jana Tomasza Grossa i Marka Jana Chodakiewicza.:
Postawa oskarżycielska, pełna surowego moralizatorstwa w stosunku do ludzi zagrożonych utratą życia. Postawa moralisty, który przyciśnięty tylko trochę przez SB-ków, nie umiał nie sypnąć kolegów w 68-mym.

Pełna nieuprawnionych uogólnień i naciągania lub zwykłej pogardy dla faktów.
„Nonkomformistyczna inaczej’, czyli zgodna modą na „polski antysemityzm” w anonimowym, „nazistowskim otoczeniu”.  I modą na ideę „próby moralnej”, której rzekomo Naród, a właściwie „mniej wartościowy naród”, nie sprostał.

Wspierana ogólnoświatowym klangorem „upokarzania Polski”.
To z jednej strony. Czym spowodowana?

Odrzućmy, z wielkim wysiłkiem dobrej woli, posądzenie o zwykły zdegenerowany pęd za sławą i uznaniem ze strony panujących nad świadomością światową środowisk „holocaust industry”.
Zostaje tylko miłosierne wyjaśnienie „drugiego”,  znawcy stosunków polsko-żydowskich – Chodakiewicza. Nie mogłem się powstrzymać od cudzysłowu, ale to nie jest bynajmniej zarzut do niego.

Wyjaśnienie w jednym zdaniu: 
Familiarity breeds contempt. Spoufalenie rodzi pogardę.

Ocaleńcy żydowscy, którzy poznali swoich wybawców, jako ludzi, nie jako aniołów. I wzgardzili nimi. To jest przynajmniej autentyczne.
Tą pogardą przesiąkł Jan Tomasz, Polak, syn matki Polki – żołnierza AK i żydowskiego ocaleńca, kawaler  Orderu Zasługi Rzeczpospolitej.

A z drugiej strony?
Postawa apologetyczna, pochylająca się nad ludźmi i ich wyborami moralnymi pod presja ostatecznych zagrożeń dla nich i dla ich rodzin. Badająca cierpliwie wszystkie fakty, również te niezbyt chwalebne, jakie były udziałem owego Narodu, z którego pochodzi.

Postawa przeciwstawiania się rozpowszechniającej się coraz szerzej, wbrew faktom i wbrew zdrowemu rozsądkowi pogardzie. Ku radości wrogów, którzy podnosza coraz dumniej głowy.
Uff. Przykładów więcej nie będzie. Każdy zresztą może sięgnąć po dowolny artykuł z opiniotwórczej gazety. Może nie tak spektakularny, jak grossomania. A może modniej będzie grossofilia?

Wynik beznamiętnej analizy: czytajcie czy strzeżcie się?

Bezstronny Analityk prezentuje nam rozprawę.  Analizę. Medytację. Zebrane argumenty. Wnioski.
Ogłasza swoje uczucia?
Nie lubię spisków, bo się boję. Śmieszności i tego, że mnie Redaktor skreśli.
Nie lubię Rytu NOM, bo jest obciachowy.
Nie lubię swojego narodu Polaków, bo … bardziej trendy jest nie lubić. A w ogóle w razie czego, to ja sp……am.

Dlaczego jeden historyk pisze peany a drugi paszkwile?
Dlaczego jeden ekspert uważa, że  n a   p e w n o   t a k,
.    a drugi, że  n a  p e w n o   i n a c z e j?

Nie mówię o przypadku eksperta do wynajęcia, który pyta, co ma mu wyjść. I mu wychodzi.
Ani o prasowych pałkarzach, którzy dostają zlecenie na Kowalskiego i go zrównują z ziemią.
To za proste.
Mówię o armii ludzi „dobrej woli”, którzy codziennie biorą się za łby z takimi samymi ludźmi dobrej woli. Tyle, że mającymi inne doświadczenia, inną wrażliwość, inną specjalność.


Tylko prawda jest ciekawa. 

A cóż to jest Prawda?
Ciekawa?
Czym zapłacił Mackiewicz za tę miłość do prawdy? 
Staraniem sił wyższych, do dzisiaj jego książki prawie nie są wydawane.

Kisiel, zanim został klasykiem, był traktowany w najlepszym wypadku, jak nieszkodliwy wariat, a w najgorszym? 
Został dotkliwie pobity.

Herbert po śmierci jest własnością „ogółu”, jeszcze niedawno, przed śmiercią był „chory psychicznie”.

Nonkonformiści! Proszę się nie pchać! Prawdziwy nonkonformizm jest dla ascetów, nie dla sybarytów.
(moja "złota" myśl)

Ale ad rem.

Inna wrażliwość, życiorys, inna spostrzegawczość, przenikliwość. Umiejętność spojrzenia na zjawisko z innej strony, na innym poziomie uogólnienia, abstrakcji. Zdradzanie urazu na punkcie czegoś, co komuś innemu wydaje się normalne. I odwrotnie.
Czy to przekleństwo, czy bogactwo i dary Boga?

Ależ oczywiście, że błogosławieństwo.

Prawda jest jedna. 

Ale prawda nie jest kamieniem, który można użyć do kiszenia ogórków, leżącym w lochu i wystarczy tam się włamać. 

Prawda jest widoczna, widoczna z daleka, postawiona wysoko na górze. 
Ale nikt jej do końca nie może ogarnąć. 
Podobna do majestatycznego łańcucha górskiego, pełna tajemniczych uskoków i rozpadlin, strzelistych szczytów i karkołomnych przepaści. 

Kto ją potrafi opisać?

Biblia jest księgą prawdy. Czy starczy życia, żeby ją zgłębić?
Bóg dam ludziom różne charyzmaty. Każdemu inne. Jeden ma więcej rozumu, inny więcej szlachetności. Jeszcze inny więcej męstwa, żeby głosić prawdy proste, ale niebezpieczne.

I ci ludzie, zamiast wspólnie szukać Prawdy, w duchu medytacji, szacunku do innego spojrzenia, ba, radości z daru, jakim jest drugi człowiek, który odkrył inny fragment skomplikowanego obrazu rzeczywistości, zamiast tego wszystkiego, ciągniemy „sukno prawdy” w swoją stronę. W imię swoich emocji, które skrywamy pod maską „analizy”, czyli dobierania argumentów dla ich uzasadnienia. A sukno delikatne. I zaraz się porwie. I nie wiadomo już, gdzie prawda, a gdzie  tylko zakłamana, nienawistna przesada. I krzywdzenie – „głupiego”, „nieuczciwego”,  „nienawistnego” (a jakże – zwłaszcza to, każdy sądzi po sobie!).


Duch sporu. O MOJĄ prawdę. To duch tych czasów.

O to już inna historia.