piątek, 9 marca 2012

Patrioci i Nosorożce

Ci, którzy rezygnują z Wolności w imię bezpieczeństwa,
nie zasługują na żadne z nich.
Drzewo wolności trzeba podlewać krwią patriotów i tyranów.
Tomasz Jefferson

Pozwoliłem sobie napisać list do znakomitego felietonisty.
Napisał felieton, który stanowi dla mnie rzadkie doświadczenie. Bo w tych dziwnych czasach coraz więcej tzw. normalnych ludzi zaczyna ryczeć, jak nosorożce. Pisałem już o tym, więc kto chce, ten może się poinformować. Dalej, dla ułatwienia, będą linki.

A on, w sprawie oczywistej, zajął oczywiste stanowisko.
Stanął po stronie Żołnierzy Wyklętych, po stronie Szarego, Ognia i Łupaszki.
Po stronie Nila, Inki i Anody. Zamordowanych przez polskich realistów, którzy zrozumieli, że trzeba się sprzymierzyć z silniejszymi.

Stanął po stronie pierwowzoru Maćka w ciemnych okularach, Stanisława Kosickiego.

Prawdziwy bohater "Popiołu i Diamentu", Maciej Chełmicki - to właśnie Stanisław Kosicki, zabójca szemranego typa, agenta sowieckiego skazanego przed wojną na dożywocie za zabójstwo, a nie ideowego komunisty.

Ten pechowy Żołnierz Wyklęty, będąc na służbie, jeszcze w AK, zabił w strzelaninie, w obronie własnej, złapanego na gorącym uczynku rabusia, który okazał się aparatczykiem, osadzonym już przez Sowietów na wysokim stanowisku w Ostrowcu Świętokrzyskim.
I z tej historii talent zaangażowanego pisarza zrobił poetycką opowieść o realizmie politycznym.

Żołnierze Wyklęci nie byli samobójcami. Marzyli o wolnej Polsce. Jej brak wielu z nich mogłoby opłakiwać do końca życia. Po złożeniu broni. Gdyby dano im uczciwą szansę. A nie oszukańczą amnestię, która często oznaczała po prostu oddanie się na łaskę oprawców, tortury, śmierć.

Redaktor Michalkiewicz stanął za nimi wszystkimi a przeciw ludziom rozsądnym i przyzwoitym.  Przynajmniej niektórym. Bo ja wiem? Jestem ostrożny.

A gdyby nie stanął?

Czy można wytłumaczyć komuś ducha Wolnego Polaka? Są jakieś argumenty? Czy można wytłumaczyć wartość niepodległości?
Gdy ktoś pisze, że „żyjemy między Rosją i Niemcami i musimy sobie wybrać protektora” ?

Tu nie ma argumentów. Tak, jak trudno znaleźć argumenty, by być przyzwoitym gdy mamy zapewnioną anonimowość. By nie kraść, gdy jest pewność, że nikt nie złapie. By nie zdradzać żony, jeśli się jest na pięcioletniej delegacji.
By nie donosić, kiedy jest szansa, że się „nie szkodzi”.
By służyć Ojczyźnie, nawet za cenę życia i wbrew poczuciu, że to nic nie da.
To nie kwestia argumentów. To kwestia czucia. To kwestia wychowania. Ktoś jeszcze tak wychowuje dzieci.

Dzisiaj nie trzeba wielkiej odwagi, żeby stanąć po stronie odważnych i wiernych.
Ochotnicza postawa odrzucająca tę odwagę i tę wierność jest więc tym bardziej wymowna.
W imię realizmu.
Redaktor Michalkiewicz nie tylko stanął przeciw zwalczającym „bohaterszczyznę” realistom, ale i znalazł właściwą formułę, by podjąć próbę przemówienia im do rozumu. Możecie sobie poczytać.

Najważniejszy cytat – podaję niżej.

Realiści. Co to za jedni?
Nie chodzi mi o „onych”. O oficerach wyszkolenia bojowego w środkach masowej perswazji, o sługusach układów, ludziach skorumpowanych, o lewakach, o pożytecznych idiotach cieszących się z przynależności do półinteligenckiej elity, o wszystkich tych ludziach nie wspomnę.
Szkoda czasu i atłasu. Tym bardziej, że atłasu nie mam ani skrawka. Zapomniałem, jak wygląda.
Mówię o ludziach mądrych, konserwatywnych, sprawdzonych w długiej, żmudnej drodze, bez zaszczytów, bez profitów.

Ja mam tu szczególną optykę. Mam niezłą pamięć. Proszę nie mówić mojej żonie. I tak nie uwierzy, bo zapominam, gdzie położyłem klucze. Albo uwierzy i będzie gderać, że mam pamięć wybiórczą.

Może i wybiórczą. Ale pamiętam wiele z interesujących faktów ostatnich kilkudziesięciu lat.
Pamiętam początek nowej drogi grupy jeszcze młodych i jeszcze młodszych ludzi, którzy chcieli mieć swój udział w budowaniu normalnej, wolnej Polski. Tej Wolnej, o której marzyli Żołnierze.

W 1990 roku Gazeta Wyborcza wybierała już swoją drogę do Europy. I odchodziła w siną dal. A ta grupa ludzi zaczęła wydawać pismo związane konserwatywną partią.

We wczesnych latach dziewięćdziesiątych mogłem powiedzieć w rozmowie ze swoim znajomym, związanym ze środowiskiem Unii Demokratycznej o trzech mało znanych publicystach niszowego pisemka: - Zobaczysz, ci trzej publicyści za kilka lat będą należeć do najwybitniejszych w Polsce. Chodziło mi o Janusza Korwina – Mikke, Rafała Ziemkiewicza i właśnie Stanisława Michalkiewicza.

Znajomy uśmiechnął się sceptycznie. I to była uprzejmość. Bo mógł mnie wyśmiać.

Dwóch z nich wytrzymało próbę czasu i stało się rzeczywiście jednymi z najwybitniejszych.
Trzeci, Janusz Korwin-Mikke. No cóż. Ma wielkie zasługi. Jest też wybitny.
Ale należy paradoksalnie, do tych rozsądnych i przyzwoitych. Ma napady nosorożacizny.
W tym środowisku duch realizmu też zagościł. A raczej się rozplenił, niczym…

Więcej nie powiem.
Reszta w liście do redaktora Michalkiewicza.

Wielce Szanowny Panie Redaktorze,

Piszę ten list (…), po przeczytaniu Pańskiego felietonu w tygodniku „Najwyższy Czas”. Ale nie w piśmie, a na Pana stronie internetowej.
(…)
Przyczyny mojego odejścia od tego zasłużonego tygodnika były dwie:

Ześlizgiwanie się pana Janusza Korwin-Mikkego z pozycji „rektora” konserwatywno-liberalnej pepiniery, której organem był od początku „Najwyższy Czas”, do pozycji błazna, ale w wydaniu nie stańczykowskim tylko raczej hmm… mainstreamowym, postmodernistycznym. Jako jego karykatura. (…)
Jego idiotyczna akcja z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego dopełniła miary goryczy. Już nie będę na niego głosował, jak to robiłem z zaciśniętymi przez dwadzieścia lat, zębami, „marnując głos”.
Ostatnio nawrócił się na antylustrację. Macierewicz, ten kryptokomunista (!),  wszystkiemu winien. Żenada.
(…)
Ale zostawmy czcigodnego pana Janusza, który goni najwyraźniej w piętkę a właściwie goni za uciekającą wizją osiągnięcia sukcesu politycznego.

I zajmijmy się drugim powodem, który ma większy związek z Pana felietonem.
Pisze Pan bardzo dowcipnie i celnie, o wykrytym przez Pana zjawisku dziwnej, zastanawiającej symetrii, między stanowiskiem fejginiatek (z GazWyb) i konserwatywnych narodowców w sprawie Żołnierzy Wyklętych.

Najśmieszniejszy, w najlepszym, Kisielowym stylu, jest fragment:


„ …nie może być tak, by ta zasługa, by ta cnota nadal pozostawała bez nagrody. Skoro już 1 marca ustanowiono ten nieszczęsny „Dzień Żołnierzy Wyklętych” (a bodaj ich...!), to konieczność zachowania symetrii wymaga, by dajmy na to, 1 kwietnia, a więc w Prima Aprilis, ustanowiony został Dzień Realizmu Politycznego,”

Pana stanowisko zajęte wobec tej, kolejnej już orgii nosorożacizny, całkowicie mnie uspokaja, co do busoli ideowej mojego ulubionego felietonisty.
Tyle człowiek ponosi strat wokół siebie. Tyle mniej wydaje na prasę. Na tym wprawdzie zyskuje emerycki budżet ale zyskuje też smutne, emeryckie poczucie osamotnienia…

Wszystko to bardzo pięknie, ale (…) nie mogę się powstrzymać od uwagi, że w tym zasłużonym piśmie, (…) hula od pewnego czasu, pewien Nosorożec.  (…)

Nasz Narodowiec ma już swoje osiągnięcia, w wyśmiewaniu się z wysiłków wyjaśnienia przyczyn Katastrofy, spekulowaniu co do potwornych intencji frankensteina imieniem Jarosław i wiele innych, które być może Pan, jego redakcyjny kolega, zna lepiej ode mnie.
(…)
Zresztą nie wiem, czy on narodowiec, czy monarchista. Mimo, że on profesor i encyklopedysta szacownej, niepoprawnej politycznie encyklopedii, w tradycyjnej monarchii dawno by ktoś obciął mu wąsy. Albo wytarzał w pierzu.

Jeśli o nim wspominam, to tylko przez owo skojarzenie.
Symetria.
Mędrca i Nosorożca. Nie w mainstreamie. W szacownym, jak najbardziej konserwatywnym czasopiśmie.
(…)
Jest post. Ojczyzna jest okupowana przez stada nosorożców. Ale nosorożce hasają też na prawicowych, czcigodnych łamach. Trochę pokory. Bo w naszych szeregach choroba nosorożacizny pleni się, jak rotawirus w przedszkolu.

Zacznijmy od siebie.
Czy Pan zrobił ten krok w swoim świetnym felietonie? Dyplomacja to, czy po prostu solidarność redakcyjna?

Ze smutnym uśmiechem
Serdecznie pozdrawiam.

(…)
Koniec cytatu.

Otrzymałem uprzejmą odpowiedź od pana Stanisława. Potwierdzenie, że się często nie zgadza z owym nosorożcem. I chwała Bogu. Taka ulga!
Ulubiony felietonista, któremu nie zdarzyło się zaryczeć. Czy to jest świadectwo mądrości? Tak myślę. I cieszę się.