wtorek, 20 października 2009

O gotowaniu spaghetti

Pewnego jesiennego dnia szewc wrócił ze swego warsztatu nieco wcześniej i zastał Żonę w czasie przygotowywania obiadu.



Postanowił podjąć bezskuteczną walkę z opinią nieroba i zagadał z troską:



- Pomóc Ci w czymś, kochanie?



Żona, doceniając jego dobrą wolę, kazała mu poszukać jakiegoś dużego garnka, który by się nadał do gotowania spaghetti.

Utonął do połowy w szafce z garnkami i przez długą chwilę słuchać było straszliwy rumor i tłumione marudzenie Szewca. Wreszcie z brzękiem rodzącym obawy o całość polewy wydostał z szafki garnek średniej, niestety, wielkości.



- Nie mamy odpowiedniego garnka do spaghetti. – Powiedział z miną eksperta Szewc. – Garnek do makaronu powinien być wysoki. No i nie mamy grubej soli…

- Szewcze – odrzekła Żona – podaj mi ten garnek, jakoś sobie poradzę. Chyba jadłeś coś przed obiadem, bo zaczynasz marudzić. Idź już mi z kuchni. Zawołam cię na obiad. A sprzątnij ten rozgardiasz w szafce, bo drzwiczki się nie domykają!



Bezapelacyjny Nierób z poczuciem klęski wycofał się do swojej gazety i postanowił nie odzywać się aż do obiadu.



Po pewnym czasie Żona woła z kuchni. – Szewcze, chodźże ino – pokażę Ci coś.



No i Szewc widzi, jak Żona, ostrożnie, by nie poparzyć się wrzątkiem, wkłada do garnka spaghetti. Wiązkę po wiązce, jednym końcem do wody, drugi trzymając w dłoni. Czekając, aż zmiękną, by koliście ułożyć je w za płytkim garnku.



- Widzisz? – rzecze Żona – dowiodłam Ci niezawodnie, że NIE POTRZEBUJEMY wysokiego garnka.



- Przeciwnie – odrzekł Szewc. – właśnie udowodniłaś sobie, że GO POTRZEBUJEMY.



Dalej Narrator nie będzie ciągnął tej historii. Oddalił się dyskretnie, by nie być świadkiem starej jak świat sceny małżeńskiej, z której, jeśli mamy szczęście, najlepsze jest zakończenie.



Narrator ma jednak jedną prośbę do czytelników.

Powiedzcie, KTO MIAŁ RACJĘ?