poniedziałek, 1 lipca 2013

Pojednanie Polaków i Ukraińców cz.1

Przyjacielskie uwagi do tekstu i glossa do dyskusji pod nim…

Na początek…

Od autora dostałem zaszczytne zaproszenie do dyskusji. Postanowiłem dołączyć się do niej na swój sposób. Nieco z oddali, nieco powściągając emocje, reflektując dłużej, trochę rozmawiając „na boku”, żeby nie wyskoczyć, jak Filip z konopi, w delikatnej w końcu, nabrzmiałej kwestii i nie urazić głupio,  niezasłużenie internetowego przyjaciela, którego znam osobiście i cenię wysoko. Zaplanowałem wypowiedź na co najmniej dwie części. Najpierw fakty. Potem meritum.

Zaczynam, w Imię Boże.

Przede wszystkim chcę wyrazić szacunek dla wrażliwości Ukraińca, który w duchu prawdy i pojednania z Polakami prezentuje swój, ukraiński punkt widzenia.
Tak powinno być. Jasne stawianie sprawy, miłość własnego narodu, jego przeszłości i dążność do zapewnienia mu lepszej przyszłości, połączone z otwartością na dialog, budzi życzliwość i solidarność.
Nawet, jeśli nasze punkty widzenia nie są tożsame, czasem znacznie się różnią a zdarza się, że mogą być sprzeczne, znajdować się niejako - na kursie „kolizyjnym”.
Ten kolizyjny kurs nietrudno zauważyć w dyskusji pod wpisem. Ale jest rozmowa! Ostra, emocjonalna, czasem wręcz boleśnie raniąca przeciwników. Jak czasem dyskusja między braćmi.

Ja mam takie jedno wspomnienie ze stanu wojennego. W telewizji, w której nie wystąpił żaden przyzwoity aktor, wystąpił Ryszard Filipski, niezapomniany Hubal z filmu komunisty nacjonalisty Bohdana Poręby. Ach ten Poręba! Gdyby był byłym zupakiem z zardzewiałym naganem w kieszeni, ale dzisiaj by śpiewał w chórze byłych internacjonalistycznych łajdaków, którzy dzisiaj są normalnie – europejskimi człowiekami honoru, chodził by w chwale. A tak? Nacjonalista! Faszysta!
Ale ja nie o tym. Ja o Filipskim.
Zapamiętałem wówczas jego tekst, który miał być propagandą stanu wojennego.
Powiedział coś przejmującego, co mnie całkowicie rozbroiło i nigdy już nie miałem do niego pretensji o ten występ. W końcu Janusz Korwin Mikke, którego kiedyś uważałem za mędrca, (co mi nieco przeszło) też popierał stan wojenny.

Oto słowa Ryszarda Filipskiego w telewizji stanu wojennego:
            Wojsko… Wojsko jest jak matka. Godzi zwaśnionych braci…
Było to naiwne, może nawet zakłamane. Filipski był partyjny. Pewnie z grupy Poręby. I opromieniony wspaniałą rolą. Mógł się skompromitować wówczas, kiedy wszystko było jasne. Czarno białe. Moim zdaniem w tym szczególnym momencie - nie skompromitował się.

Jako jeden z nielicznych powiedział coś zastanawiającego. Nie mogłem odmówić tej myśli jakiejś tajemniczej głębi. Usprawiedliwienia dla wojskowych zamachów. Bo przecież różne zamachy wojskowe były usprawiedliwione. A ten zamach jeszcze był niewiadomą. Nikt nie znał przyszłości. Popiełuszko i większość ofiar stanu wojennego jeszcze żyła. Filipski dawał nadzieję. Czy świadomie usypiał? Jakoś nie wierzę. Raczej był naiwny. Ten tekst płynął z serca.
Ale jednak! Jeśli w takiej „beznadziejnej” sytuacji Filipskiemu się udało nie jątrzyć ani nie zostać od razu „nasz”, to nam ma się nie udać?

My teraz stoimy w sporze. Dajmy sobie szansę. W prawdzie. Nie bądźmy naiwni.

Nie walmy cepem – obelgą – „nacjonalizm, nacjonalista”. Ani my – ani oni.

Ktoś, kto naprawdę kocha swój kraj, tradycję, obrządek, lepiej zrozumie kogoś(przynajmniej powinien!) o innych wartościach tych cech, niż ktoś (tej samej krwi) o niejasnych poglądach, albo w ogóle pozbawiony wrażliwości na imponderabilia.
Jeśli będę więc polemizował, chcę wyraźnie zaznaczyć, że po pierwsze – to jest moja „płaszczyzna braterskiego dialogu”, po drugie, polemizuję z kimś, kto jest mi bliższy wiarą i wrażliwością od niejednego Polaka. Ale moje uwagi nie powinny być żadnym zarzewiem konfliktu narodowościowego. Co najwyżej szczerą rozmową braci o bolesnych, drażliwych sprawach.

Geoffrey jest w tej dyskusji osamotniony, a jego bracia – adwersarze nie mają dla niego względów: żadnej taryfy ulgowej. Jego męstwo budzi respekt. Dla mnie pewnym zaskoczeniem jest, że pierwszy raz widzę, jak Hrabia wyszedł z nerw. Oj – musiało naprawdę boleć.
Ale ten brak względów – to jednocześnie wyraz głębokiego szacunku, Hrabio!
Wymaga się od Ciebie najwyższych standardów intelektualnych i moralnych.
Pozwól, że wtrącę kilka swoich skromnych uwag.

Niniejszy tekst odniesie się do interpretacji faktów i będzie polemiką.

„Dżentelmeni o faktach nie dyskutują”. Ten angielski aforyzm jakoś się średnio sprawdza. Ale cóż. Tak widocznie musi być.

Mam nadzieję popełnić tekst o właściwym temacie wpisu Geoffa, , jak mniemam, o pojednaniu narodów.
Ale to się zobaczy.
Czy będzie zainteresowanie?

Zacznijmy więc:

Problem narzucania wersji historii

Geoffrey:
Problem polega na tym, że Polacy nie rozumieją, iż wraz ze słusznym żądaniem potępienia ukraińskich zbrodni, niejako „w pakiecie” wysuwają dodatkowe żądania, którymi zmuszają Ukraińców do przyjęcia polskiej wersji historii Ukrainy.

Nie jest to na pewno moim zamiarem narzucać komukolwiek swojej wersji historii.

Wątpię również, żeby ktokolwiek z Polaków miał taki zamiar. Jeśli by taki się znalazł, byłaby to postawa nierealistyczna i niemądra.
Ale należy rozszyfrować pojęcie – „historii”. Autor chyba ma na myśli raczej historiozofię ukraińską.

Tak, prawdopodobnie będą dwie historiozofie – polska i ukraińska. Czyli sens historycznych faktów wynikający z interesu, wrażliwości i dążeń oraz wyczucia wartości obu narodów. Dla każdego z dyskutantów, „niestety” w zależności od narodowej tożsamości, może działać inna optyka. Te same fakty będą miały dla każdego inny sens, znaczenie, wagę. Inaczej mogą być odtwarzane łańcuchy przyczynowo skutkowe. I to świetnie widać w tej pasjonującej dyskusji, która była merytoryczna i wbrew zniechęconych wypowiedzi, wiele wyjaśniła. Chociaż niewiele uzgodniono.

Ba! Nie tak prędko! To pierwszy wypadek, jaki znam!  
I kolejność była właściwa. Najpierw się z Geoffem poznaliśmy, zaprzyjaźniliśmy, uzgodniliśmy wspólną płaszczyznę wrażliwości na Boga, Miłość, Dobro, Prawdę i Piękno. Uważamy się za Braci. Potem zaczęliśmy robić rzeczy trudniejsze.
Trudne momenty dyskusji niektórzy dyskutanci przechodzili szczęśliwie odwołując się do historii internetowych stosunków, dobrych doświadczeń. Jesteśmy więc powiązani jakimiś mocnymi nićmi i nie wylecimy na pierwszym zakręcie, jak jakieś trolle, które sobie nawymyślały wskutek wzajemnych posądzeń o różne niefajne przywary.

Przypuśćmy, że adwersarz wypowiedział teraz pogląd niesłuszny, ale znamy cały wachlarz jego poglądów słusznych!
To piękne i budujące doświadczenie. Tak trzymać. I nie wolno się zniechęcać!

Może powinniśmy jednak dążyć do jednej wersji historii? Przynajmniej w świetle faktów („dżentelmeni nie dyskutują o faktach” ;) ) oraz ocen – co jest złem, co jest zbrodnią, co jest ludobójstwem. Czy może zatrzymamy się na etapie „kroniki”: listy dat i wydarzeń właściwie bez uzgodnienia ich i objaśnienia?
Czas pokaże, o optymizm jest trudno, ale kto powiedział, że ma być łatwo?

A może, jako „bonus” w naszym wspólnym interesie, trzeba by wyciągnąć wspólne wnioski z historii i ułożyć sobie wspólne życie w Europie Środkowej, z uwzględnieniem wspólnych interesów?
Ale cierpliwości!

Żeby jednak całkiem nie pofrunąć, trochę konkretnych uwag.

Problem terminu „Ludobójstwo”

Geoffrey:
Dobrą ilustracją niefrasobliwości polskich publicystów jest zamienne używanie określenia „rzeź wołyńska” i „ludobójstwo na Kresach”.
(…) używanie drugiego  sformułowania jest odczytywane przez Ukraińców jako akt wrogi.
Po pierwsze – wbrew prawdzie historycznej opisuje Wołyń jako ziemie polskie, po drugie – jednostronnie (podkr.KR) uznaje Zbrodnię Wołyńską za ludobójstwo, narzuca polski punkt widzenia (???? Pytanie moje).  Ukraińcy nie chcą się zgodzić na uznanie Zbrodni Wołyńskiej za ludobójstwo, ponieważ wciąż za ludobójstwo nie został uznany Wielki Głód, w którym zginęło 100 ( sto!) razy więcej ludzi. Czy życie Polaka jest (sto razy) więcej warte, niż życie Ukraińca?
Jest to fragment, który budzi mój sprzeciw.
Po pierwsze:
Zacznijmy od rzeczy najprostszej:
Nie będzie niespodzianką, że zgodzę się ze stanowiskiem Henryka Krzyżanowskiego, który, zdaje się, prawie przekonał Autora.
Ludobójstwo jest terminem encyklopedycznym (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ludob%C3%B3jstwo) i wydarzenia mające swoją kulminację  „krwawą niedzielą” 43 roku tę definicję z Wikipedii w sposób oczywisty wyczerpują. Można oczywiście udawać lub łudzić się, że to jest tylko „polski punkt widzenia” a nie obiektywna prawda, ale czy to coś zmieni?

Czy jeśli nazwiemy masową rzeź ludności polskiej na wielkich obszarach Zachodniej Ukrainy, nie tylko na Wołyniu (albo, jak to wyrażają kresowianie – na polskich Kresach, bo taka jest polska, historyczna nazwa tych ziem, zgoda, polocentryczny punkt widzenia, ale dlaczego mamy go wymazywać?), jeśli więc tę rzeź pod hasłem „Śmierć Lachom” - nazwiemy anonimową „tragedią”, a nawet zbrodnią, to coś to zmieni, poza złudzeniami?

Czy nazywanie tej okrutnej zbrodni, mającej cechy orgii perwersyjnego okrucieństwa, którą politycznie zaplanowano i metodycznie realizowano na wielkim obszarze oraz karano śmiercią swoich rodaków za próby udzielenia pomocy zagrożonym Polakom, czy nazywanie tych strasznych wydarzeń – ludobójstwem – to naprawdę bujanie w obłokach upartych Polaków, którzy chcą narzucać swój błędny punkt widzenia?
No cóż, jeśli tak myślisz, Umiłowany Bracie, to pozwól sobie powiedzieć: Uważam, że się mylisz.
I dyskusja pod Twoim wpisem mnie w tym raczej umocniła.

Druga rzecz:
Iunctim: Ludobójstwo + Wołyń jako „ziemie polskie” = polski punkt widzenia narzucany Ukraińcom.

Faktem jest, z punktu widzenia formalno - prawnego, nie uznając agresji sowieckiej w 39 oraz przesunięcia granicy jurysdykcji niemieckiej po czerwcu 41, były to ziemie Państwa Polskiego, województwa wołyńskiego.
Ukraińcy mogli/mogą uważać, że owoce tych wrogich Państwu Polskiemu aktów – posłużyły „sprawiedliwości dziejowej”, z punktu widzenia Ukraińców i  - „wziąć zagrabione”/usprawiedliwiać postawę odzyskania dziedzictwa. Ja to rozumiem jako Ukraiński punkt widzenia. OK.

Można tę kwestię dyskutować bez końca,  ale, w pewnym sensie, raczej nie ma o czym.
Nikt z Polaków dzisiaj nie śni nawet o ustanowieniu Państwa Polskiego aż po Dniepr, więc to spór wyłącznie symboliczny. To trochę tak, jak dyskusja między Kartagińczykami i Grekami po ustanowieniu Cesarstwa Rzymskiego. To se ne vrati, panie Havranek. I trzeba czekać, aż Polacy przestaną tęsknie wspominać Kresy a Ukraińcy reagować urazowo na „polskich panów”, które to reakcje, są głownie, jak celnie zauważyła Elfi, pokłosiem bolszewickiej propagandy. Bazującej, jak z kolei celnie zauważył Autor, na rzeczywistych pretensjach Ukraińców do Polaków.
A może lepiej przestać mieć kompleksy i zacząć, jeśli nie wspólnie tęsknie wspominać Rzeczpospolitą Obojga Narodów – to tworzyć jakiś nowy wielobok  U-B-P-L-Ł-E?
Podczas zwiedzania dawniej – polskiego (nie – ukraińskiego – przyjacielu), wtedy - sowieckiego Lwowa, każda przewodniczka (pewnie Ukrainka, ale zawsze świetnie mówiąca po rosyjsku, więc dla mnie Sowietka), za punkt honoru musiała powiedzieć coś o „pańskiej Polszy”. Ale może później do tego wrócę, bo ukraiński kompleks ma swój odpowiednik w kompleksie polskim. I o tym – „warto rozmawiać”. Na razie jednak – FAKTY!

Jeśli jakiś Twój polski rozmówca tak się wyraża (tak uważa), to trwa w absurdzie. Ja nie znam nikogo takiego. Ale w dyskusji nic takiego nie padło, więc z kim, Drogi Hrabio, się spierasz, z cieniem?

Ale ….
Jeśli na dużym obszarze żyli/żyją od wieków dziesiątki tysięcy Polaków, to była/jest to też ich ziemia? Czy nie?

Podobnie dzisiaj, na ziemi powojennej Polski żyje w pokoju i względnym (ba, względnym! tak :) ) dobrobycie i spokoju, tysiące Ukraińców.

Jeśli któregoś dnia powstała by Polska Powstańcza Armia oraz nacjonalistyczna partia polska OPN (Boże uchowaj!), która zaplanowała by a potem metodycznie wykonała rzeź każdego Ukraińca, którego zdołała by dopaść a karała okrutną śmiercią każdego Polaka przyłapanego na pomocy Ukraińcom, to uznałbym to za ludobójstwo.

I według mojej nadziei, sam ryzykował bym życiem, żeby Ciebie, Drogi Bracie, ratować.
Mało tego, jestem przekonany, że Ty w odwrotnej sytuacji – robiłbyś to samo.
Skoro więc nie ma między nami sporu  w tej sprawie, to spieramy się wyłącznie o słowo. I jest to spór prawdziwy. Ale przyznając Ukraińcom prawo do zajmowania takiego stanowiska, uważam je za przeczące oczywistości.

Trzecia sprawa.
Argument o nieuznawaniu za ludobójstwa Rzezi na Polakach, ponieważ Wielki Głód nie zyskał jeszcze uznania za ludobójstwo uważam również za nietrafny. Byłą o tym mowa w dyskusji, a ja powtórzę, dla porządku, zgadzając się z przytoczonymi argumentami Henryka, Sociera i Matematyka.
Niepotrzebnie tylko, być może, niektórzy dyskutanci ulegali błędnemu wrażeniu, że Autor w jakikolwiek usprawiedliwiał zbrodnie UPA. On tylko tłumaczył mechanizmy narastania nienawiści.

Pomijam tu kwestie liczb i proporcji. Sto razy, czy pięćdziesiąt, czy trzydzieści. Nie o to chodzi.
Czy Polacy mają jakieś opory w tej sprawie? Nic o tym nie wiem. Natomiast fakt, że Ukraińcy mają takowe w sprawie Rzezi Wołyńskiej jest oczywisty. Jeśli by Ukraina poprzez swoich oficjalnych przedstawicieli zażądała tego aktu, w ramach wzajemności, nie sądzę, żeby były trudności.
Ale nawet, jeśli by były, to byłby z kolei problem z poczuciem rzeczywistości samych Polaków. Nie jest to takie niemożliwe, znając nasz polityczny groch z kapustą.

Geoffrey:
Ale wtedy każdą zbrodnię można nazwać ludobójstwem, na przykład polskie akcje odwetowe, w których ginęła tysiącami ukraińska ludność cywilna. Dlaczego nie? Bo były odpowiedzią na zbrodnie ukraińskie? Albo zgadzamy się, że mordowanie ludności cywilnej nie ma usprawiedliwienia, albo nie.
Znów argument nietrafny, również w dyskusji obalony przekonywająco:
Zgadzamy się, że mordowanie ludności cywilnej nie ma usprawiedliwienia. Koniec kropka.
Ale:
1)    akcje odwetowe na ludności cywilnej, są zbrodnią.
2)    Nie są ludobójstwem. Z definicji. Są zbrodniczymi akcjami odwetowymi. Spowodowanymi przez ludobójczą akcję UPA. Jak sama nazwa wskazuje. To też jest dla mnie oczywiste.

Sedno sporu „Drugie dno”

Dochodzimy wreszcie do tytułowego „Drugiego Dna”.

Geoffrey:
Polacy nie dostrzegają, że spór o Rzeź Wołyńską ma drugie dno. Za żądaniem potępienia ukraińskich zbrodni (które jest zrozumiałe i słuszne) idzie żądanie  aby  potępić w całości Ukraińską Powstańczą Armię, jej kilkunastoletnią walkę z sowietami i  cel, do którego dążyła -ideę niepodległej Ukrainy. Przekaz jest prosty: UPA to bandyci, zatem to my, Polacy mieliśmy w tej wojnie rację. To otwarta próba wymuszenia na Ukraińcach uznania, że walka Kresowiaków o polskość Ukrainy była moralnie uzasadniona. A na  to żaden Ukrainiec zgodzić się nie może.

Moim skromnym zdaniem, gdyby Mój Umiłowany Brat darował sobie bronienie tez nie do obrony i od razu przeszedł do SEDNA, byłoby o wiele łatwiej rozmawiać. Tymczasem mamy tu pootwieranych wiele drugorzędnych frontów. A to drugie dno rzeczywiście jest warte rozważenia.

Zajmijmy się więc sednem: drugim dnem.

Wielu publicystów po obu stronach nie potrafi oddzielić problemu ukraińskich zbrodni na polskiej ludności cywilnej, od słusznej walki Ukraińców o niepodległe państwo. Polacy  forsują pogląd, że Ukraińska Powstańcza Armia, która popełniała zbrodnie, z definicji nie mogła realizować dobrych celów ( jakby nie pamiętali, że AK także popełniała zbrodnie). Natomiast wielu Ukraińców uważa, że organizacja walcząca o wolność narodu nie mogła popełniać zbrodni i wypiera ze świadomości dobrze udokumentowane fakty.

Najpierw: Trochę to boleśnie małoduszne „wypominania źdźbła w oku bliźniego”
Porównywanie zbrodni UPA ze zbrodniami akcji odwetowych polskiej samoobrony i niektórych oddziałów AK na Kresach, jest niestety, łagodnie mówiąc, nieporozumieniem. Podobnym do mówienia, że „Antysemityzm AK”, lub antysemityzm Polaków jest analogiczny do antysemityzmu Niemców. Notabene nikt nie mówi o antysemityzmie Wermachtu a nawet SS. To jest widocznie znów polska specjalność. Wyssana z mlekiem matki…

Z tym jednym zastrzeżeniem właściwie mógłbym się zgodzić z resztą i dać jednocześnie obietnicę:
Poważnie i rzetelnie będę się starał, chociaż z trudem, oddzielać zbrodnie UPA od jej etosu bojownika o niepodległość Ukrainy.
Dla mnie jednak, pozwól to sobie powiedzieć, Drogi Bracie, już zawsze będzie to Bojownik zdeterminowany wywalczyć tę niepodległość nawet po trupach niemowląt, ciężarnych kobiet i duchownych, oraz własnych, miłosiernych rodaków.
Podkreślam: wszystkich niemowląt, wszystkich ciężarnych kobiet i chyba wszystkich księży. Oraz wszystkich miłosiernych Ukraińców, jakich po rzuceniu hasła „Śmierć Lachom” zdołano dopaść.
Jak rozumiem, tylko na połowie obszaru działania UPA. To dla mnie nowa informacja. Cieszę się z tej dobrej wiadomości.

Ale i tak - mam wątpliwości, czy taki „narodowy mit” przyniesie dostatecznie dobroczynne owoce samemu narodowi ukraińskiemu.
Podobnie, jak nie wróżę dobroczynnych owoców narodowi niemieckiemu, któremu wahadło pokory z powodu zbrodni przeszło na stronę zakłamania, wypierania ze świadomości i przerzucania odpowiedzialności - na Polaków. Zresztą przy okazji i na Ukraińców również.
Czy to Cię nie zastanawia, Drogi Bracie?

W każdym razie - pogodzenie tego etosu i rzeczywistości – to problem ukraiński.

Koniec części pierwszej, wstęp do drugiej

Dalsza część wywodu Autora prezentuje uprawniony, ukraiński punkt widzenia oraz zupełnie sensowne prognozy szans i pożytków z pojednania dwóch narodów.

Ja nie jestem od razu gotów kompetentnie się w tej sprawie wypowiadać. Muszę pomyśleć. No i już dochodzę do 20tys.znaków. Nikt tu nie dobrnie. Halo! Jesteś tu? Stawiam kawę!
Pragnę tylko zapewnić o dwóch rzeczach.

Po pierwsze ja na pewno, ale chyba nikt z Polaków a w każdym razie nikt z wypowiadających się w dyskusji (mimo emocjonalnych uogólnień typu „wy-my”), nie obwinia o to ludobójstwo ani Państwa Ukraińskiego, ani całego narodu.
To była pewna istotna, zorganizowana mniejszość, gotowa posunąć się aż do zbrodni na swoich „wrogach” – Polakach. Jest ponurą ironią, że Polacy – sąsiedzi, byli dla tej mniejszości – czymś w rodzaju insektów, które trzeba wytępić, mając przy tym jakąś piekielną, opętańczą zabawę. Zaś Niemcy – „normalni” zbrodniarze i najeźdźcy – sojusznikami. A jednocześnie - wówczas, tam na Wołyniu i bliżej na Zachodzie – byli dla ściganych Polaków jedyną szansą ocalenia. I czasem naprawdę byli wybawicielami.
Fakty są, jakie są. Odczucia – to już inna sprawa. Uczciwie chcę to zakomunikować, Drogi Bracie.

Ukraińcy (czy wszyscy?) są gotowi uczynić tę mniejszość kimś w rodzaju Ojców Założycieli Niepodległej Ukrainy. Nie mają innych? Rozumiem. Reszta jest milczeniem.

Po drugie, szczerze pragnę pojednania w prawdzie. Z Geoffreyem – osobiście – nie mam żadnego „sporu o Wołyń”. Ale może nie dotarliśmy wspólnie do tego „drugiego dna”? Zresztą z nikim ze znanych mi Ukraińców. Jestem chyba strasznym szczęściarzem, bo mam samych znajomych „stamtąd” – budzących sympatię. Nawet Władysław Frasyniuk (no – jego znam, ale on mnie nie zna), miał u mnie plusa. A jeśli teraz trochę stracił, to nie z powodu narodowości :)
I dlatego nie jestem pewien, co to znaczy?

Po trzecie, pragnę wierzyć, że perspektywy są niezłe. I ta dyskusja, tuszę, te pespektywy nieco przybliża.

Serdecznie Cię pozdrawiam.
Twój Brat - Kris.


4 komentarze:

  1. Witaj, Krisie.
    Obiecałem odpowiedź.
    Zacząłem pisać poważny, długi tekst. Sięgnąłem do ukraińskich źródeł.
    Jest gorzej, niż myślałem.
    To, co opisujesz jako drzazgę w oku bliźniego, nie jest drzazgą.
    To cały tartak.
    To, co nazywasz całą prawdą – nie jest nią. To wycinek prawdy, który karykaturalnie zniekształca cały obraz.
    Czy wiesz, ze w Polsce tylko 7 % ludzi dobrze myśli o Ukraińcach? Cała wiedza Polaków o Ukraińcach sprowadza się do tego, że to bandyci, którzy zabijali Polaków. Taki jest plon kresowiackiej propagandy o „przemilczanej” prawdzie.
    Ostatnio czytałem komentarze pod wiadomościami o kobiecie zgwałconej przez ukraińskich milicjantów z obwodu mikołajowskiego. Przeważają teksty typu: „ bo to bandycki, banderowski naród”. W Mikołajowie, siedemset kilometrów od Wołynia ! Tyle przeciętny Polak wie o Ukrainie.
    .
    Piszesz, że nowością jest dla Ciebie informacja o „drugiej stronie” Ukraińskiej Powstańczej Armii. Dlaczego?
    Czy możesz wypowiadać się o sprawach, o których sam przyznajesz, że nie masz pojęcia? Czy to uczciwe?
    Czy ja mam obowiązek przedstawić Ci racje drugiej strony? Czy to nie jest Twój obowiązek, jeśli deklarujesz, że szukasz prawdy?

    Proszę, to jeden z głosów z drugiej strony:
    http://www.rp.pl/artykul/9157,1024285-Dwie-prawdy-o-Wolyniu.html

    To mnie chyba najbardziej irytuje w polskiej postawie: NIC nie wiedzą, nie mają pojęcia, a WYMAGAJĄ, żeby dostosować się do ich niewiedzy. Z głębokim przeświadczeniem, że znają Ukrainę, bo ktoś tam z rodziny pochodził z Kresów, wypowiadają „niepodważalne prawdy”, nie znając ani tła historycznego, ani faktów – z wyjątkiem tych, które dotyczą ich samych.
    .
    Mój tekst prawdopodobnie w końcu powstanie. Za dużo wątków mam już gotowych, żeby je porzucić. Ale chwilowo nie jestem nań gotowy. Temat bardzo mnie niszczy, muszę stawać po stronie ludzi odpowiedzialnych za zło, z którymi się zasadniczo nie zgadzam. Ale z elementarnej uczciwości jestem im to winny.
    Chciałbym Ci jeszcze podziękować za przyjacielskie, braterskie słowa otuchy i szacunek. Były mi potrzebne, jak rzadko kiedy.
    Wybacz mi rozgoryczenie. Zapewniam Cię moim szacunku dla Ciebie, oraz dla Polaków, szczególnie tych, którzy wierni są idei walki o wolność.
    Proszę Cię o cierpliwość.
    Z braterskim pozdrowieniem,

    Dżef.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Dżef:
    "Piszesz, że nowością jest dla Ciebie informacja o „drugiej stronie” Ukraińskiej Powstańczej Armii. Dlaczego?
    Czy możesz wypowiadać się o sprawach, o których sam przyznajesz, że nie masz pojęcia? Czy to uczciwe?"

    "Chciałbym Ci jeszcze podziękować za przyjacielskie, braterskie słowa otuchy i szacunek. Były mi potrzebne, jak rzadko kiedy.
    Wybacz mi rozgoryczenie. "

    Te dwa fragmenty są najbardziej charakterystyczne w Twej wypowiedzi.
    Szacunek i rozgoryczenie. Nie ma czego wybaczać, Dżef. Spoko :)

    Wyrażam dodatkowo solidarność w Twoim rozgoryczeniu. Rozumiem.

    Niestety nie mogę podzielić Twojego punktu widzenia.

    Skoro mamy w prawdzie, jak bracia i przyjaciele rozmawiać o tych tragicznie trudnych sprawach, musimy być szczerzy. Zasługujesz na szacunek. Nie zasługujesz na żadne klajstrowanie.

    Czekam na Twój "poważny tekst".

    Być może, w Twoich oczach jawię się, jak ktoś, kto mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia.

    Z drugiej strony, niektóre Twoje wypowiedzi również budzą zdumienie nie tyle faktem, że o czymś nie masz pojęcia, ile postawą wobec bezspornych faktów i ich równie oczywistych (zdawało by się dla nas obu) ocen.

    Wreszcie ośmielam się mieć nadzieję, że być może dlatego zostaliśmy przyjaciółmi, żeby teraz móc "bezpiecznie" skonfrontować te dwie postawy.
    Spróbujmy to wykorzystać. Spróbujmy zrobić wysiłek, zdobyć się na wzajemną empatię i udowodnić "światu" nasze umiłowanie Prawdy.

    Pojednanie.

    Nie ma pojednania bez prawdy.
    I ciężko iść dalej, kiedy potykamy się na tak oczywistych faktach i stosunku do nich.
    Obawiam się, że jeśli mamy te trudności my, to co dopiero ludzie sobie obcy?

    Zająłem stanowisko wobec dyskusji jako ostatni, starając się powściągać emocje i wczuwać w Twoją trudną rolę "samotnego wilka".

    Może moje blade pojęcie o sprawie powinno być dla Ciebie dobrym testem?
    Co chciałeś przekazać Polakom?
    Jakie nowe, nieznane im fakty przytoczyłeś i co z nich wynika DLA Polaków, nie dla Twojego sposobu rozumowania?

    Zastanów się nad tym, Umiłowany Bracie, gdy będziesz pracował nad Twoim tekstem.

    To Ty podjąłeś trud "samotnego wilka" mówiącego ludzkim głosem.
    Pamiętaj jednak, że jesteś "wilkiem", ale jednocześnie naszym bratem w Chrystusie.
    A to zobowiązuje.
    Niech Ci Bóg błogosławi w Twoim dziele.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dżeff,
    Ciekaw jestem, czy bylibysmy w stanie rozpocząć naszą rozmowę od punktu, w którym zatrzymał się Wojciech Wencel, medytując o "Młodziankach".
    Link teraz jest na górze linków prefererowanych, po prawej stronie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Krisie, nie będę dolewał oliwy do ognia; to nie czas na tę dyskusję. Dobra z tego nie będzie. W każdym razie nie teraz. Poczekajmy, aż opadną emocje. Przeżyj swoją żałobę w pokoju. Jestem z Tobą. W milczeniu.

    OdpowiedzUsuń