List do nieznajomego
Drogi X.,
Pytałeś mnie o atmosferze, jaka panuje u Ciebie ? I dlaczego jestem taki ostrożny?
Skoro pytasz….
napiszę coś, co mi ślina przyniesie, bo przecież wiesz, że o atmosferze można nieskończenie ?
Otóż miałem właśnie takie doświadczenie u pewnego znajomego, nazwijmy go, Bobika.
Napisał coś, co było mi wręcz wstrętne (cytowali go z entuzjazmem gdzieś w świecie), ale wszedłem na jego blog i poczułem się, jak u siebie, co za przyjemna niespodzianka!
Ktoś o innej wrażliwości, ale da się gadać, bo kulturalny!
No i potem przyszło rozczarowujące wyjaśnienie: nie ma przeproś. Wychodzi szydło z worka. Zza maski kultury wychodzi ryj „obcego”. Jak w koszmarze. I nie ja go skasowałem – on mnie zbanował!
Zacząłem mu za bardzo marudzić i wpadłem w ton umoralniający!
Wyobrażam sobie, jak on się rozczarował! A też powitał mnie uprzejmie. Jestem wyznawcą teorii dwóch oddalających się światów. Z prędkością 2c. Nie jakiś tam ułamek.
A wiesz, o co poszło? O parę ryzykownych żartów i pewną, pozornie, dla niezorientowanych- niewinną odpowiedź na mój gniewny test: „Co myślisz o reklamie zimnego „Lecha”, widocznej z Wawelu?”
Nie zdradzę Ci, jak się to skończyło. Ale rozumiem teraz lepiej przedwojenny, absurdalny żart – historyjkę.
Pewien oficer siedzi przy stoliku w kawiarnianym ogródku w eleganckim towarzystwie. Wierci się niespokojnie jakiś taki pochmurny. W pewnej chwili podnosi się gwałtownie od stolika, podchodzi do stolika opodal i zwraca się tonem prawie nieuprzejmym:
- Ty, w Gródku Jagiellońskim, był?
Zagadnięty, zaskoczony i nieco urażony obcesowym pytaniem, odpowiada:
- Był. A bo co?
Oficer, wykrzyknąwszy tryumfalnie – „Wiedziałem!”, wymierza mu mocny cios, który powala nieszczęsnego rozmówcę na ziemię, po czym zostawia swoją wizytówkę na stole, obrzucając wyzywającym spojrzeniem towarzyszy napadniętego i szukając wyraźnie tylko okazji, żeby wdać się z nimi z podobne stosunki. Nie znalazłszy jednak dostatecznego pretekstu, macha ręką i zrezygnowany wraca do stolika.
Jego towarzysze są równie zaskoczeni co towarzysze gramolącego się właśnie, wyraźnie nic nie rozumiejącego faceta z obolałą szczęką, który zabiera się do czytania zawartości wizytówki, ale wyraźnie nie ma ochoty do wysyłania sekundantów oficerowi – zabijace.
- Co się wydarzyło w Gródku Jagiellońskim? Gdzie to jest? - dopytują.
- A dajcie mi spokój! Nie mam pojęcia! Po prostu facet tak mnie irytował, że musiałem mu dać w mordę.
- A co by było, gdyby powiedział, że nie był w Gródku Jagiellońskim?
- To też bym mu dał w mordę. Właśnie za to. Pretekst dobry, jak każdy inny.
Drogi X., nadchodzą takie czasy, że nie wiadomo, ile osób wokół zachowuje się tak, że chciałbyś im dać w mordę a pozornie nie masz powodu.
Cieszę się więc z każdego, który nie daje mi powodu. Ale jestem ostrożny.
Kapujesz?
Bobik Cię zbanował? Cóż, współczuję. To chyba nigdy nie jest przyjemne, kiedy wyrzucają człowieka za drzwi, nawet jeśli nie bardzo pasował do reszty towarzystwa. Pomimo to - głowa do góry! Sumienie masz czyste. Przynajmniej próbowałeś. Może zasiałeś jakieś ziarno, które dziś wgniecione obcasem głęboko w ziemię, kiedyś wyda niespodziewany owoc. Pozostaje pomodlić się za "nieprzyjaciół". Dla dobra ich i własnego, by oczyścić swe intencje od nalotu smutku, przykrości i być może resztek urażonej dumy, która przecież w każdym człowieku siedzi i bruździ.
OdpowiedzUsuńNie jestem taki zdołowany, jak wynika z tej notki. To tylko takie wspomnienie, wyjasnienie nowemu znajomemu.
OdpowiedzUsuń...
Skojarzenie.
A modlitwa?
Jasne.
Jest tych intencji, że boję się, czy nie następuje ich inflacja.
Rozważanie samych intencji - czy to już modlitwa?
Też mam problem z wielością intencji. :-) Nie ogarniam ich już pamięcią. Wpadłem więc na taki pomysł - powierzyłem je wszystkie Matce Bożej (zwłaszcza te zapomniane, a wciąż aktualne) i jestem spokojny, że jak się modlę to przynajmniej Ona wie o co. :-)
OdpowiedzUsuń