czwartek, 11 kwietnia 2013

A to Polska właśnie

Dostałem link od pewnej znajomej. Takiej mojej pani Z. Ale na inną literę.

Podam go, ale za chwilę, 
Zostawiam sobie suspens, bo od razu klikniecie i guzik z naszej rozmowy.
To taki mój dorobek, z braku innego. Linki tylko na końcu albo w przypisach.

Zwiększa szansę na utrzymanie uwagi niecierpliwego, jak wszyscy diabli, współczesnego czytelnika.

A linka podaję, bo jest dobry. 
Moim skromnym zdaniem, bo moja żona uważa, że ciągle się wypowiadam ex cathedra. No to zaznaczam, że nie ex cathedra tylko ex „mea quidem sententia”.
To quidem łączy się z mea. "Rzeczywiście, faktycznie" - moja. „Moja” – bo „zdanie” ma inny rodzaj po łacinie.
Ale to nic takiego. W wileńskim dialekcie samolot to „aeroplana”. I spróbujcie poprawić starą wileńską damę! Odparuje bez namysłu.

         „A cóż ty, mileńki taki sokół, żeś jej przyrodzeni zobaczył?”

Nie wiecie? Trzeba czytać polską literaturę lotniczą. Meissner, ale cytowany z pamięci.  
…ści lat temu. A jeszcze pamiętam, przynajmniej sens. Jakby coś było nie tak, proszę dać znać. Toż to Internet, się poprawi….

…ale ten wujek G. wykształcony!
Wie, że Rzymianie podkreślali, "naprawdę to tylko mój pogląd!".

Bo ja ostatnie zdanie po łacinie napisałem trochę na odpowiedzialność googlowego tłumacza. Nie będę udawał łacińskiego eksperta. I tak się ze mnie śmieją, że mam bzika na jej punkcie.

No i dobrze. Teraz jest moda na makaronizmy z dużą liczbą niefonetycznych zbitek spółgłosek i samogłosek, które, wbrew wszelkiej logice, zdobyły sobie w rankingu makaronizmów pozycję Number One
Air force One.
Każdy wie, jak się to czyta? I co to znaczy?

Ja idę pod prąd mód!

Chociaż nie mam nic do tego numeru One.
Kiedyś czytałem jakieś użalanie się nad angielskimi dziećmi. Jakie one biedne, muszą się nauczyć, jak się pisze "Shakespeare"!

No i do dzisiaj nikt tam nie zaproponował wprowadzenia ortografii fonetycznej. W Ameryce nieśmiało reformują. Ale co to za reformy. I nie ma tam żadnych dysgrafików! A na dobitek - ta koszmarna ortografia stała się w końcu .. standardem światowym.

Z tego wniosek, że cyrylica też miała szansę. Jak widać, nie wykorzystała.
Ale jeszcze nie wiadomo. Hieroglify, ups... jak się nazywają te chińsko-japońskie misterne grafitti na papierze?  
Po prostu znaki? Eeee. Jakoś za bardzo swojsko....Ideogramy?
No właśnie, ideogramy. Są w natarciu. Mają teraz szansę stać się światowym standardem.
I jak będą wyglądały klawiatury? Muszę zajrzeć na jakąś chińską stronę. .... Jest!
Źródło


A nasza, prosta jak drut ortografia skutkuje legionem wrodzonych, ortograficznych nieuków!
A "moim skromnym zdaniem" - to nie żadna dysgrafia, tylko lenistwo i ... brak oczytania!

To z kolei skutkuje słabą pamięcią (dorośli na przykład nie pamiętają, co pan w telewizorze mówił wczoraj i cieszą się tym, co mówi dzisiaj), wreszcie nieumiejętnością kojarzenia.
Dlatego ludzie widzą „wszystko oddzielnie”. Mówią, że "oni są do bani", ale nie kojarzą, że "oni", robią tak, bo "im" na to pozwalamy. A mistrz Julian mówi: „A nie mówiłem?”

Dalej już z górki – prosto na samo dno upadku kultury - brak elementarnych środków wyrazu.

Brak wyczucia poezji.
Kto to zrozumie?
Te anafory („Czemuż…”) i epifory („…pierwej”)?
I porównania („…partyje, jak bandy lub koczowiska polityczne…”).
Te metafory („… których ogniem jest niezgoda a rzeczywistością cuchnący dym wyrazów.”)
…. i hiperbole („… krzyż ma wielkie na całą Europę ramiona”)?

Bez wyczucia poezji nie mamy łodzi, by wypłynąć na głębię.
Za to mamy: zanik uczuć wyższych, jałowy utylitaryzm.

„Ale o co się rozchodzi? Co ten biskup opowiada?"

Wreszcie, co najgorsze - według zasady "od rzemyczka do koniczka", kończy się niedostatkami charakterologicznymi. 

Brak cnót. To po polsku, Nie po angielskiemu. C jak cnota. 
Pamiętacie jeszcze? Hej, młodzi czytelnicy! Dziadek do was mówi!

Wiara, nadzieja i miłość.
Powściągliwość, męstwo, sprawiedliwość i roztropność.
3 + 4 = 7.

Pamiętajcie!
Zaczynamy od kaligrafii, czytania, ortografii, potem umiejętność czytania ze zrozumieniem, analizy tekstu, jego treści, metaforyki, poetyki, głębi.....

Matko, ale się rozgadałem. A miałem dać tylko linka….
No, jednego już dałem. Ale nie tego, którego miałem dać na początku.
W nagrodę dam jeszcze dwa.

Ale musicie jeszcze strawić  jeden komentarz. Króciutki. Dobrze?

Link od „Pani Z.” – Artur Olędzki.
I mój własny typ: - Aleksander Ścios.

 A oto mój komentarz, napisany na portaliku pana Artura, odnoszący się jednocześnie do tych dwóch poruszających tekstów: (…) spotkałem bloga „braterskiego”.
Oczywiście „toutes proportions gardées”.
Proszę mnie nie brać za żabę, która podstawia nogę.
„…cisza tej krypty przetrwa wiele i wielu. Nie trzeba być wybitnym „mesjanistą“, by podejrzewać, że to państwo zwane Polską przeżyje, albo też odnowi się, dzięki tej ciszy.”
Z drugiej strony …
„Nad trumnami ofiar nie może być ciszy. W tej sprawie jest wspólniczką łotrów i kryjówką tchórzy. Żadne komisje, sądy i prokuratury, nie zagrodzą też drogi do poznania prawdy. Nie wygasi jej jazgot kanalii ani bełkot idiotów dławionych moskiewskim kneblem.”

Takie teksty TEŻ mi się podobają. Dlaczego?
Mistyczna refleksja dobrze współbrzmi z mozaiką poetyckich cytatów brzmiących jak „dzwon z płynnego powietrza”. To może nawet lepsze niż eseje „apokaliptyczne”?
Czy tacy autorzy mają ze sobą coś wspólnego?

Mistyka w sercu czyli głębia duszy, powściągliwość wobec nieuświadomionych („ewangeliczne przypowieści”).

I dobitny przekaz odbierający złudzenia postmodernistycznym zakłamywaczom. Nie mają oni do czynienia z ciepłymi kluchami, płaksami, tylko twardymi, jak skała ludźmi, niepodatnymi na ich syrenie śpiewy.
Charyzmaty każdy ma inne, ale duch ten sam: 

„Poza matrixem”!
PS.
Biskup Zawitkowski 
(10 kwietnia 2013, katedra Św.Jana, Warszawa, godz 20-ta
Źródło
dostał po swojej homilii owację. Wymiana wrażeń - jednobrzmiąca. Niektórzy dopiero spostrzegli: Co za homiletyk!

Ja nie. Pamiętam go jeszcze z mszy świętych radiowych. Jedyny głos Wolnej Polski w radiu, w stanie wojennym.

Ale nieważne. 
Ważne, że przynajmniej TAM obecni ROZUMIEJĄ POEZJĘ. A może nie rozumieją? Tylko CZUJĄ?

Wystarczy. 
Czują sercem.
A to Polska właśnie.
Źródło

Sursum corda!

10 komentarzy:

  1. Dzień dobry!
    W sumie... przez prawie 24 lata rzeczywiście nazywałam się na Z. :)
    Nie ma sprzeczności między ciszą a ciszą- bo żeby przejść do działania- mówienia o jakiejś sprawie, walki o nią, czegokolwiek- najpierw musi się wydarzyć ta cisza w głowie. Przez chwilę trzeba być pustym jak dzwon, żeby mogły zabrzmieć pytania: co się zdarzyło? Dlaczego to tak ważne? Co teraz? Kim jesteś ty i twoje dzieci? W jakim domu przyjdzie im żyć?
    Te pytania muszą dojrzeć w ciszy, by ten dzwon człowieczy mógł wybrzmieć sensownie :)
    .
    Bardzo fajne równanie 3+4=7!
    .
    Zgadzam się całkowicie, że trzeba się uczyć! (nie zaniedbywać Brandysa ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisałam i pisałam, a po napisaniu przyszło mi do głowy krótsze podsumowanie- które brzmi:
    Człowiek jak dzwon- nim zabrzmi, musi się w nim rozkołysać serce.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i znów aforyzm:
    "Człowiek, jak dzwon - nim zabrzmi, musi się w nim rozkołysać serce."

    Matko Leonko, masz już założony zeszycik?

    Bo już chyba z pamięci wszystkich nie powtórzę...
    "Lepiej zrobić małe coś, niż wielkie nic"
    To pamiętam i staram się stosować.
    Ale potem jeszcze coś było.
    Na face ....muszę zajrzeć i sobie przypomnieć...
    Dziadek Leonki też miał jakieś powiedzonka....

    Może tutaj, pod tym wpisem - zrobimy tymczasowy magazyn?
    Czy też lepiej je schować, żeby nie palić przed publikacją?

    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie Cię znalazłem Krisie Witaj :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, Antoni, ale przybliż mi siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Krisie pozwolę sobie na odrobinę radości z bycia póki co anonimowym - znamy się z Frondy dokładniej ja Ciebie znam głównie jako czytacz :)choć nie tylko. Jestem zagorzałym fanem Twojego stylu choć naprawdę będę się musiał namęczyć aby podjąć z Tobą choć próbę nie tyle polemiki co rozmowy na temat wpisu.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Antoni,
    Dziękuję za miłe słowa i ...
    przyjemnej zabawy... :)
    Trochę jednostronna, ale ... czym chata bogata.

    Rozumiem, że później otrzymam honorarium w postaci merytorycznego komentarza.
    Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  8. Postaram się. Jesteś przebiegły niczym Lis ( pamiętasz Lisa i Szewca?). Wciągasz niezauważenie czytelnika na bardzo niebezpieczne wody. Ale po kolei :). Poprzez dygresje i lingwistyczne rozważania z lekkimi wtrętami pedagogicznymi przy czym wykorzystujesz nawet chińską klawiaturę wciągasz najpierw do Krypty Prezydenckiej a później przed ołtarz do Katery Św. Jana. Na koniec wreszcie nagradzasz tego , który dobrnął do końca „widokiem” zapierającym dech w piersiach – kazaniem ks. bp. Zawitkowskiego czytając je poczułem dawno już zapomniane dreszcze jakie pamiętam jako kilkunastoletni chłopiec gdy czytałem te słowa „Mości pułkowniku Wołodyjowski…”
    Za to Ci Krisie dziękuję – dałeś wstęp godny rozwinięcia a jakie będzie zakończenie…?
    P.s. Leonka rzecz jasna ujęła to w czterech słowach „rozkołysać dzwon swojego serca” Mistrzyni :)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Antoni:
    "Leonka rzecz jasna ujęła to w czterech słowach „rozkołysać dzwon swojego serca” Mistrzyni :)"

    Nic dodać, nic ująć.
    Dobrze, że Ty to powiedziałeś. Nie chcę uchodzić za osamotnionego pochlebcę.
    Dwóch - to już jest niewinnie:
    Nawet, jako wielbiciele :)

    Dziękuję za komentarz.
    Bałem się, że zostanę rozsmarowany, a tu: niespodzianka...
    A może to persyflaż?
    Jeszcze jestem napięty....

    OdpowiedzUsuń
  10. @Antoni
    "Wciągasz niezauważenie czytelnika na bardzo niebezpieczne wody. "
    To mnie najbardziej ucieszyło.
    O to mi chodziło. Żeby zachęcić.
    Z jednym zastrzeżeniem. Nie robię podstępów.
    Cytuję:
    "Zostawiam sobie suspens, bo od razu klikniecie i guzik z naszej rozmowy.
    To taki mój dorobek, z braku innego. Linki tylko na końcu albo w przypisach.

    Zwiększa szansę na utrzymanie uwagi niecierpliwego, jak wszyscy diabli, współczesnego czytelnika."

    Twój komentarz - to dowód, że zamierzenie, tak nieostrożnie ogłoszone, nie było czczą przechwałką.
    Przynajmniej w jednym wypadku.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń