poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Pochwała głupoty



Czyli, jak oczekiwać przełomu

Wiosenne przesilenie

Tygodnik Uwarzam Rze, który należy zaliczyć, bez urazy, do papierowych mediów głównego nurtu, przechodzi do sekty smoleńskiej! Zamach - to już słowo zwyczajne.

Ciekawe są te „delikatne” korekty linii redakcyjnej.
Wydawnictwo, które publikuje dziennik Rzeczpospolita wraz z tygodniowym dodatkiem Plus Minus i tygodnik Uwarzam Rze, przechodziło nieraz metamorfozę. Nie mam zamiaru robić jakiejś napuszonej, prasoznawczej analizy, ale pozwól, zabłąkany tu czytelniku, na kilka spostrzeżeń walczącego ze zmiennym szczęściem z uzależnieniami „homo politicus” blogera, którego dusza wyrywa się do innych, „wyższych” tematów. Jeszcze nie teraz. Ale  już ostatni raz. Może.

Geneza dziennika ginie w mrokach stanu wojennego, kiedy Ślepiec postanowił grać na nucie państwowotwórczej. Wznowił pismo o przedwojennych korzeniach zimą ‘82 – go, umieścił w winiecie orła podobnego nieco do sępa i nadał mu linię, niby świecką odmianę Paxu.

Długo by opisywać krętą i czasem dramatyczną drogę dziennika w „wolnej Polsce”, po godnej szacunku, zgodnej z europejskimi standardami, decyzji premiera Mazowieckiego, oznaczającej względną niezależność redakcji od państwowego właściciela.

Odnotujmy tylko symptomatyczny fakt śmierci „na posterunku”, chociaż z przyczyn naturalnych, dwóch redaktorów naczelnych: Dariusza Fikusa i Macieja Łukaszewicza. Kadencje Aleksandrowicza i Gaudena nie należą do szczególnie znaczących, ale faktem jest, że pismo powoli, ale konsekwentnie przesuwało się na prawo i nigdy nie obniżyło lotów do poziomu, który Gazeta Wyborcza, czy Dziennik osiągały w tydzień.

Sukces na prawicy

Jednak czas świetności dziennika Rzeczpospolita nadszedł dopiero z chwilą, gdy padło ostatnie pismo codzienne o linii radykalnie konserwatywnej, Życie „z kropką” (2002) i kiedy zamknięto katolicki tygodnik Ozon (2006).
W 2006 roku, pod rządami „strrrasznych Kaczorów”, trwała już w najlepsze wojna polsko-polska. A Platforma Obywatelska z partii bliskiej ideowo PiS, autorki marzenia o IV RP i specjalistki od gospodarki, rozsądku i umiaru przeradzała się w demagogiczną, wrzaskliwą zgraję sfrustrowanych, dyszących żądzą władzy polityków, przedstawianych w mediach głównego nurtu, jako rozsądną alternatywę dla kartofeln.
W tej wrzawie Rzeczpospolita zachowywała umiar, przyzwoitość i zmysł taktyczny. Nie dała się zepchnąć na „prawicowy margines”, przechodziła obronną ręką przez różne burze, omijała rafy. Zwiększała wpływy i nakład.

Nie uniknęła wpadek. A może wyrzucała „murzyniątka” np. pod postacią Bronisława Wildstena, z szalupy, broniąc się przez najgorszym?
Ale ewenementem na polską, (a może nie tylko?) skalę był sukces Rzepy pod wodzą prawicowego, ultrakatolickiego naczelnego, Pawła Lisickiego.

Pracował on tam ponad dwadzieścia lat, bez rozgłosu, cierpliwie, na różnych stanowiskach, aż do stanowiska zastępcy redaktora naczelnego. Ale znany był głównie, jako niszowy eseista, roztrząsający hobbystycznie kardynalne problemy natury Boga i człowieka. Oraz niuanse i meandry ortodoksji w Kościele Katolickim pod wodzą kolejno - polskiego zbyt łagodnego gołąbka i niemieckiego panzer-kardynała.
I ten człowiek stał się nagle rekinem medialnego biznesu. 

O jego klasie intelektualnej i zmyśle medialnym świadczy prowokacja, jakiej się dopuścił na swoim blogu na jesieni 2007 roku. Prześmiewczą „spowiedź agenta Tomka” medialni kretyni dyszący żądzą krwi Kaczorów potraktowali poważnie, kompromitując się w sposób niezawodnie przewidywalny. Lisicki jednak dowiódł wówczas całkiem czego innego. Dowiódł istnienia teflonowej powłoki, jaką posiadają protegowani wpływowego środowiska medialnego.

To był jednak czas zwykły. Czas walki politycznej. Czas gierek demokratycznych. I bezkrwawych gier operacyjnych.
No może niezupełnie bezkrwawych.
Czasem wprawdzie ktoś chciał popełnić samobójstwo. Ale go odratowali. Czasem kogoś zabili nieznani sprawcy, ale to pewnie jacyś kryminaliści. Albo syn niespełna rozumu. Kogoś przejechała ciężarówka ze żwirem, ale wypadki chodzą po ludziach.

To był czas zwykły. Kiedy trudno odróżnić agenta wpływu od głupca i pożytecznego idioty od członka lobby, które sobie może kupić za 3 miliony ustawę sejmową.
Jednym słowem można uprawiać normalną publicystykę, ale nie należy ulegać manii teorii spiskowych. Chronić image człowieka rozsądnego, którego zapraszają do telewizji.
Nadszedł jednak czas próby

Katastrofa Smoleńska

Ten splamiony krwią najlepszych synów Polski papierek lakmusowy przyzwoitości, odwagi i pryncypialności. Patriotyzmu i miłości prawdy.
Najdroższy z możliwych papierek lakmusowy wrażliwości na jeszcze jeden przejaw, ku zniecierpliwieniu większości,  odwiecznego, tragicznego losu narodu.
Papierek lakmusowy wrażliwości na Znak, który był dany.
Wigilia Miłosierdzia Bożego, na nieludzkiej ziemi.
Jeszcze jeden katyński wagon, czy absurdalna katastrofa, przejaw polskiego nieudacznictwa, naburmuszonego uporu i pchania się, gdzie nas nie chcą i gdzie nas nie wysyłają?
Ludzie rozsądni są, na szczęście, po obu stronach politycznej sceny obrotowej, wiedzą, jak się zachować.

Spokojnie, to tylko zwykła katastrofa. Nie ulegajmy paranoi.
Dajmy im szansę.
Dajmy szansę Putinowi, żeby okazał się przyzwoitym człowiekiem.
Dajmy szansę Tuskowi, żeby okazał się twardym, polskim premierem. Chytrym, jak lis i mądrym, jak sowa. Nieustępliwym, jak osioł.
Dajmy szansę prokuraturze, specjalistom lotniczym, odpowiedzialnym ministrom, dowództwu Biura, które ma chronić naszych rządzących. I zastępcom dowódców, którzy zginęli.
Niech się Państwo sprawdzi.
Niestety.

Było pełno głupców. Którzy od początku wiedzieli swoje. Jak to głupcy. Czuli, że coś tu śmierdzi. Od początku.
Od kiedy na podstawie doniesień z telewizji, wykazując się zdecydowaniem marszałek sejmu orzekał o śmierci prezydenta i przejmował władzę. Od momentu, kiedy pruto kasy pancerne w Kancelarii, bo nie było kluczy. Wykazując się stanowczością.
Od kiedy pierwszym zamiarem nowego prezydenta było usunięcia niestosownego i nieestetycznego Krzyża Smoleńskiego. A najważniejszą sprawą prezydenta Warszawy, było zlikwidowanie idiotycznej manifestacji paranoicznej rozpaczy. Nareszcie nastali odpowiedni następcy. Zdecydowani i stanowczy. Przeciwieństwo archaicznego, politycznego nieporozumienia, na dodatek - niskiego wzrostu.

Rzepa pod presją

W tej nowej sytuacji, kiedy wszystkie demony polskiego piekła harcowały, jak podpici balangowicze zwołani przez fejsbuka, Rzepa w zasadzie się sprawdziła.
Zastosowała sprawdzoną metodę umiaru, rozsądku i powściągliwości. Ze wstrętem odcinała się od kompromitujących ekscesów w prasie i na Krakowskim.

Jednocześnie z taktem, mądrą miną i elegancko zatykając nos, dystansowała się od głupców.
Teorie spiskowe, to nie jest rzecz dla ludzi z lepszego towarzystwa. Zamach to słowo nieeleganckie.
Wybitny może, ale niezbyt mądry, (a może nawet głupi, ale bądźmy miłosierni) pisarz publikuje jakieś niewczesne bzdury, niewyważone wiersze, służalcze wobec Tragicznego ale Przegrywającego Na Własne 

Życzenie Polityka. Poeta ten patronuje grupce młodych poetów, którym szkodzi, a w każdym razie nie potrafi ich uchronić przed kiczem nekrofilii.
Marnuje swój talent na idiotyczne eseje historyczne, w których podważa właściwie podstawy naszej cywilizacji.

Zrobimy mu kocówę w kilku numerach i komentarzach naczelnego?
Żyjemy w normalnym państwie, mamy wielkie osiągnięcia a to wydziwianie tradycjonalnej inteligencji i jej samozwańczego guru to dowód jej niedostosowania i nieudacznictwa. Z żywymi naprzód iść!
Obserwowałem te próby z bólem ale i ze zrozumieniem. Trochę Ziemkiewicza, Wildsteina i Masłonia. I dla równowagi trochę Horubały, Skwiecińskiego i Warzechy. Pluralizm. Dyskusja różnych punktów widzenia. Umiar. Utrzymać się w głównym nurcie rozsądku za wszelką cenę. W jego prawej części.

Czasami czytając ten dziennik przypominała się anegdota o kameleonie, opowiedziana przez Jonasza Koftę.
Jak to on umiał okrywać się powłoką bardzo … sophisticated. Nie tam jakieś różne kolory. To żenada. W taką drobną pepitkę.
Nie do końca się udało się. Wykupili wydawnictwo. Szurnęli najlepszego redaktora.
Kameleon i tak się przekręcił.

Na szczęście udało się w ostatnim momencie, zamiast wyrzucać z szalupy najczarniejsze „murzyniatka”, zbudować solidną krypę i przesiąść się na nią.
Mamy więc Uważam Rze. Kolejny sukces medialny. Cieszmy się wszyscy. Czym by był rynek bez tego synka Rzepy, enfant terrible głównego nurtu?
Kiedy jego mamusię właśnie pomału przerabiają na zwykłą papierową wyrobniczkę z prawicową odchyłką ala późny Wołek?

Ale konkurencja nie śpi.  Trzeba uprawiać tajemną mieszankę rozsądku i umiaru oraz niezbędnej przytomności umysłu. Bo sytuacja jest dynamiczna.
Gazeta Polska i jej dziennik – to wprawdzie oszołomy, które szkodzą sprawie. Od początku bezwstydnie żerowali na Katastrofie, nie uważali na nuty, otwarcie, coraz bardziej zdecydowanie brali pod uwagę wątek zamachu. Przed wyborami 2011 ogłosili wprost tezę o zamachu. Co za głupota! Co za nekrofilia polityczna!

Zwycięstwo głupoty

I te oszołomy, do kłótliwej spółki z „biznesmenem z Torunia” spowodowały cud.
Kretyńska teza o zamachu, smoleńska religia zaczyna być na tyle silna, że trzeba się z nią liczyć. Nie można zostać, jak głupi(jak głupi? Co jest do licha, przecież byliśmy cały czas rozsądni!) w tym głównym nurcie, który pomału, faktycznie!, co za odkrycie, zaczyna śmierdzieć, jak brudny ściek.

Rozsądne towarzystwo zaczyna więc zdradzać nerwowość.

Sakiewicz był oklaskiwany na wiecu politycznym!
No i Mazurek odnotował to z niesmakiem i zagroził, że więcej pod pałac nie pójdzie.

                - Mazurek! Weź się chłopie ogarnij! Przytomność umysłu jest ważniejsza od umiaru.
                - Umiar teraz znaczy coś innego, niż wczoraj!

Do przykładania oszołomom z GP został wyznaczony teraz mistrz Łysiak.

                   - Mistrz trochę się powtarza. Niby przyłożył po mistrzowsku, ale nie zauważył, 
                   że taka poetyka już została zajęta przez Niesiołowskiego i Palikota. 

                   - Ja wiem, że mistrz był pierwszy i jak kiedyś Ojca Rydzyka potraktował, 
                     to ręce i szczęka opadały. 
                     Wtedy to też było chamskie i płaskie, ale przynajmniej świeże i oryginalne. 
                     Teraz to już żenada i palikotyzm. Buuuuu!

Zakończenie

Nie jestem pisiorem. A byłem na wiecu. Faktycznie czasem nie chciało mi się klaskać, wtedy, kiedy wszystkim się chciało. Czytam Uważam Rze i Gazetę Polską. Czytam Łysiaka i Wencla. Lisickiego i Sakiewicza.

Nawet czasem śmieję się z dowcipów Mazurka. Ale jeśli chodzi o te pięknoduchowskie rozważania Mazurka, który okazał przynajmniej tyle wyczucia, że nie umieścił tego w swojej rubryce „Z życia opozycji”, to  uważam, rze to … rzenada. Ma dwie córki a marze się, jak dziewczynka. Ę i ą.

Co do zaś rozważań Mistrza, to cóż. Nic nie powiem. Mistrz to mistrz. Ma z czego tracić. To czasem … traci. Zdarzyło mu się już co najmniej  drugi raz. O ile ja pamiętam.
A ja mogę tylko powiedzieć, jak ambasador radziecki na przyjęciu u angielskiej, starej Królowej Matki. „Biorę to na siebie.”
To nie dowcip. To aluzja do dowcipu. Nie znacie? Trudno, świetnie, niezbyt elegancki.

6 komentarzy:

  1. Uch, wyszło na to, że jestem w głównym nurcie, dla niepoznaki tylko przebrany w elegancki (choć nieco cuchnący konformizmem) mundurek prawicowego umiaru. Cóż, nemo iudex in causa sua. Mocno napisane i od serca. Z szorstką szczerością, którą z upływem lat nauczyłem się cenić. Bo tak mówią sobie prawdę ludzie, którym na sobie nawzajem zależy. Dzięki Kris, choć już kończę ten nieco osobisty wtręt, bo Twój tekst odebrałem jako tylko czasem i między wierszami o mnie ("zabłąkanego czytelnika" "wziąłem na siebie" :-)), a bardziej o zjawisku, postawie i... tygodniku, który chwalę i polecam.

    Czuję się Twym tekstem wywołany do tablicy, choć do polemiki słabo jestem przygotowany. "Uważam rze" kupuję gdzieś tak raz na miesiąc, w związku z czym nie znam dokładnie publicystycznego dorobku poszczególnych redaktorów, szczegółów polemik, środowiskowych niuansów itp. Jednak pismo polecam na moim blogu, więc muszę go teraz bronić tak jak umiem.

    Być może jestem naiwny, ale pluralizm obecny za Lisickiego w "Rzeczypospolitej" i obecnie w "Uważam rze" wydaje mi się mniej koniunkturalną grą, mającą na celu utrzymanie się w "głównyum nurcie", a bardziej próbą wszczepienia w polski rynek medialny innego stylu prawicowści, który np. łączy ortodoksyjny katolicyzm z otwartością na świat, polegającą choćby na tym, że zanim się krzyknie pod czyimś adresem "hańba!" lub "Targowica!" warto bliżej poznać jego poglądy i dać mu możliwość ich spokojnego uzasadnienia. Ta postawa jest mi bardzo bliska, a rzadko ją znajdowałem w "Naszym Dzienniku", "Gazecie Polskiej", czy "Najwyższym Czasie!", kiedy jeszcze te tytuły czytywałem. Niestety pisma te bardziej mi przypominały "oblężone twierdze" skupione wokół swoich guru. To gazety przeznaczone dla dość hermetycznych środowisk wiernych słuchaczy Radia Maryja, ortodoksyjnych wolnorynkowców i - o ile dobrze się domyślam - reprezentantów kolejnej inkarnacji polskiego mesjanizmu. Nie twierdzę, że wszyscy ci ludzie przynajmniej w pewnych sprawach nie miewają racji, ale ja akurat nie czuję się członkiem żadnej z tych grup. Szukałem czegoś innego i znalazłem "to" u Lisickiego. Myślę, że nie ja jeden, skoro "Uważam rze" przegoniło dziś pod względem nakładu "Wprost", "Newsweeka" i "Politykę", choć jeszcze do niedawna "segment tygodników opinii" wydawał się całkowicie "nasycony".

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chcę przez to powiedzieć, że w "Uważam rze" nie popełnia się błędów. Z pewnością jego szef prowadzi też jakąś politykę, grę z możnymi tego świata, którzy kręcą medialnym rynkiem. Jednak moim zdaniem jak dotąd się "nie sprzedał". Czy gdyby było inaczej wciąż pisali by tam Ziemkiewicz, Feusette, Wildstein, czy (zwłaszcza) wspomniany przez Ciebie Łysiak?

    Katastrofa smoleńska podzieliła Polaków, Lisicki dał u siebie głos każdej opcji - za zamachem i przeciw, za Rymkiewiczem i przeciw. Salonowy "umiar" maskowany "pluralizmem" czy próba ostrego, pełnego emocji, lecz rzetelnego dialogu w celu zbliżenia się do prawdy? Dla mnie jednak bardziej to drugie, choć "szczegółowej prasówki" nie zrobiłem. Poza tym dziś jesteśmy już o wiele mądrzejsi niż rok czy dwa lata temu. Mnie też początkowo "hipoteza zamachu" wydawała się absurdalna. Jednak postępowanie władz Rosji podczas śledztwa sprawiło, że "hipoteza" mocno się uprawdopodobniła, choć absolutnej pewności nadal nie mam. Ty wiedziałeś od razu? Gratuluję przenikliwości. I rozumiem, że widząc "prozamachową" ewolucję "Uważam rze" trudno Ci powstrzymać gorzką ironię. Nie broń jednak redaktorowi Mazurkowi prawa do wyrażania swego zdania. Ani Łysiakowi prawa do poprztykania się z Wenclem (a propos, czyżby "Mistrz" zdenerwował się tak bez powodu i skąd pewność, że został "wyznaczony" do flekowania GP?). Być może "Uważam rze" to ostatni z liczących się prawicowych tytułów, w którym nie ma niepisanego redakcyjnego prawa, co myśleć wolno, a czego nie. Dlatego tak wielu znamienitych autorów tam publikuje i dlatego coraz więcej ludzi czyta. Lewicowe pisma są dla nich bowiem nie do przełknięcia, zaś w prawicowe prędzej czy później napiętnowałyby ich jako "heretyków" (łagodnie pisząc).

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Romeusie,
    Nasze rozmowy chadzają różnymi drogami. Zaiste byłbym ostatnim, który coś by wywąchiwał u Ciebie. Jeśli cokolwiek to tylko yardleya zmieszanego z nutą katolickich kadzideł :)

    I cieszę się BARDZO, że zdobyłeś się na tak rozbudowaną obronę szacownego pisma.
    To zapowiada fascynującą dyskusję, ale ...zobaczymy.
    W każdym razie nie odpowiem od razu.
    Tylko kilka wyjaśnień
    ----
    1) Nie jestem "PiSiorem", czytaj sekciarzem. Ale mam coraz większy szacunek zarówno do "sekciarzy", jak i PiSiorów.
    Tak, jak (pamiętasz?) miałem wielki szacunek do obciachowych obrońców "Krzyża Smoleńskiego".

    Ty zadeklarowałeś się, jako umiarkowany i zdystansowany. OK. To mój "były" ideał.
    To idealna sytuacja do ciekawej dyskusji. Czy stać nas będzie na nią? Zdaję sobie sprawę, że to wymaga czasu. I motywacji.
    Zobaczymy. Niczego nie przesądzajmy.

    2) Twoja wypowiedź jest nie tylko merytorycznie i formalnie bez zarzutu. Jest inspirująca. I chcę ją potraktować specjalnie.
    Tak, jak się postępuje ze specjalnym darem. Jeśli są jakieś emocje z nią związane - to jest mieszanina fascynacji i radosnego, choć bez pewności, oczekiwania na dyskusję.

    OdpowiedzUsuń
  4. 3) Ale emocje związane ze sprawą (a nie z Twoją wypowiedzią) wydają się we mnie jeszcze wzbierać.
    Może najpierw ogłoszę jeszcze jeden tekst. Mam nowe inspiracje a emocje mi się jeszcze rozwijają. Staram się nad nimi panować. Nie chcę brać przykładu z Mistrza. Bo emocje wspaniale mnie pobudzają do pisania. Tylko trzeba nad nimi panować. A nie im ulegać.


    4) Czytam "Uwarzam rze" dość systematycznie. Jednak pamiętaj, że to dość świeża inicjatywa. Co będzie? Przecież dalej muszą "uważać, rze". Czasem wydaje mi się, że oni uważają, ale w innym sensie. To nic złego. Ale też nie jest to powód do chełpienia się.
    Właściciel może uderzyć w każdej chwili. A GP i Nasz Dziennik to inicjatywy samodzielne. Mają już wiele lat. I zintegrowane środowisko. Postrzegane, jako sekta.
    Ja Uważam, rze :) ... coś w tym jest. Zauważyłeś, że Najwyższy Czas miał ten sam rys? Ba, nie Ty jeden. To coś, jak wyznanie wiary. Ogień w oczach i poczucie misji. Szaleństwo. No i co z tego?
    A chrześcijaństwo? Zwłaszcza neofici?

    Znasz tę historię?
    Pewna pani się nawróciła. I modliła się nawet, jak mąż ją kochał. Dziękczynnie.
    Mógł się zdenerwować! Ale czy to nie rozczulające?

    Potem emocje opadają, przysypuje je piasek codzienności. Wracamy do "normy".
    Ale jeśli patrzymy na nowych nawróconych z irytacją a nie ze wzruszeniem, to coś z nami nie tak. Nie uważasz?

    Zresztą - jedni wrzeszczą "heretycy" a inni: "sekciarze". Wart Pac pałaca.
    Ale noblesse oblige. I z noblesse wyłazi czasem konformizm, a czasem wprost słoma z butów.
    ---
    Rozumiem Mazurka, jak napisałem. I uważam jego tekst za kabotyński.
    ---
    Na razie tyle.
    Bo jeszcze spalę sobie nowy wpis.
    Dla Ciebie specjalnie - oddzielna, trochę inna wersja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. PS :)

    Nieco inna wersja tego tekstu wisi na Frondzie. Została prawie w ogóle zignorowana a liczyłem właśnie na dyskusję, którą Ty tu wywołałeś.

    Przeczytaj TYLKO zakończenie.
    Jest inne, niż tu. Po prostu zimna reakcja zarówno Moderacji, jak i społeczności, nieco mnie zniechęciła. Dlatego je usunąłem w niniejszym tekście.

    Ale dzisiaj odbyłem pewne rozmowy...
    Reszta jest (na razie) milczeniem :)
    Do usłyszenie (mam nadzieję)

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogi Krisie!

    Jeśli moja obrona "Uważam rze" była obszerna, to co powiedzieć o Twojej ripoście. :-) Dziękuję Ci za wyważony ton, bo Twój tekst "Pochwała głupoty" był jak spienione morze i spodziewałem się, że moja próba obrony "frakcji Lisickiego" wywoła sztorm, który zostawi biednego Romeusa w samych skarpetkach, albo i gorzej. Podobnie jak w moich polemikach z Metrodorem brakuje mi erudycji i oczytania, ale dyskusję postaram się podjąć, bo czasem myślę, że "tematyką smoleńską" zajmowałem się zbyt rzadko i zbyt powierzchownie, co sumienie czasem mi wyrzuca. Być może zatem nasza ewentualna dyskusja będzie zarówno polemiką z niektórymi Twoimi tezami, jak i (jak to kiedyś przenikliwie zauważył bloger Arednot - pamiętasz go?) dochodzeniem do tego, co NAPRAWDĘ myślę w sprawie, o której rozmawiamy.

    Co do Mazurka to akurat też nie do końca się z nim zgadzam, bo choć zapalić znicz na Krakowskim Przedmieściu byłem ostatnio w zeszłym roku, również wtedy była gdzieniegdzie atmosfera partyjnego wiecu, ale mnie jakoś to nie przeszkadzało. Bronię więc nie tyle jego poglądu, co prawa do jego wyrażania, bo w moim przekonaniu nikomu nie uwłacza.

    "Uważam rze" stąpa po śliskim gruncie - pełna zgoda. Sytuacja jest zgoła niesamowita: Lisicki za "salonowe" pieniądze robi konserwatywny tygodnik, który w ciągu roku z medialnego Kopciuszka zostaje potentatem rynku. Hajdarowicz pewnie chętnie ukręciłby łeb tej hydrze tak jak "Rzeczypospolitej", ale w przeciwieństwie do "Przekroju" "Uważam rze" przynosi coraz większe zyski. A przecież "pecunia non olet", zwłaszcza biznesmenom. Coś podobnego próbowali kiedyś zrobić frondyści, kiedy za pieniądze Palikota wydawali "Ozon", ale się nie udało. Być może Lisicki przeanalizował przyczyny tego niepowodzenia i wyciągnął wnioski. Okazało się, że ten wyrafinowany eseista potrafi być także znakomitym politykiem. Odniósł sukces w nieprzyjaznym otoczeniu, pozostając sobą. Ale zgoda - stąpa po śliskim gruncie i jego sukcesy mogą wreszcie zdenerwować elity "michnikowszczyzny" tak dalece, że uświadomią Hajdarowiczowi, że od chęci bogacenia się ważniejsze są jednak "ideowe pryncypia", a na opornych zawsze może się znaleźć jakaś "teczka".

    "Nasz Dziennik", "GP" i "NCz" są tu w o tyle lepszej sytuacji, że rzeczywiście mają swój stały, wierny "target", no i niejedno już przeszły i ostały się. To też jest kapitał, czasem większy niż ten finansowy. Zobaczymy więc, jak będzie. Dopóki Lisicki się nie sprzeda, będę mu kibicował.

    A co do dyskusji z Tobą... Nie watpię, że będzie dla mnie - jak to mawia Marek Jurek - "ubogacająca", tak jak w sprawie lemingów (ciągle pamiętam). Nawet niniejsza, wstępna wymiana zdań już zmusiła mnie do przewertowania wujka "Google'a" w celu ustalenia, co to za tajemniczy byt ten "Yardley". :-)

    Pozdrawiam czekając na Twe kolejne teksty

    R.

    OdpowiedzUsuń