sobota, 11 lutego 2012

Zarządzanie absurdem (wersja pełna)

Absurdalny rozsądek, rozsądny absurd


Świątynia Zeusa w Akragas

Ten wpis dedykuję Romualdowi Bartkowiczowi
który robi właściwy użytek z poczucia absurdu
Co zostało docenione przez jurorów konkursu na blog Roku 2011

1.      To nie jest tekst o Katastrofie. 

Ale zaczynamy od rozważań na jej temat.
Często, ostatnio coraz częściej, stanowczo za często, mam takie uczucie. Uczucie, podkreślam. Uczucie absurdu. I, okazuje się, nie tylko ja.

Absurd. Słownikowo, to niewinna rzecz. Teatr absurdu? Równie niewinna, takie fajne błazny, mówią trochę niezrozumiale i bez sensu, ale jest w tym coś tajemniczo …głębokiego? Dowcipnego? Zdradzają poczucie smaku lub absmaku, wszystko jedno, ale to klasa!

Bohaterowie Pirandella, Gombrowicza, Mrożka, Różewicza, ci tam… arlekiny od Carné… niebieskie ptaki od Felliniego… safandułowate łotry od Starszych Panów…

Ilu tam jeszcze, już pozapominałem, mógłbym odtworzyć dawne fascynacje. Ale nie… wystarczy, że zrobiłem aluzję do całej tej cyganerii, tej niepozbawionej talentu i prawdziwych osiągnięć międzynarodowej bohemy, która chciała imponować bezkompromisowością i łamaniem skostniałych reguł a stała się zwolna …klasyką, pomnikową galerią i przedmiotem zazdrosnych westchnień pogardzanych snobów, którzy mieli być prześladowcami a okazali się akolitami.

No właśnie, snoby…
Może to jest właściwy klucz do zrozumienia zasady tej formy wyrazu?

Wspólnota wrażliwości na absurd?
Czy jest nam dana z natury, czy też wykształcona w toku przebywania we właściwym towarzystwie?
Oskard Wilde twierdził, że droga do prawdziwej kultury prowadzi przez królestwo absurdu (ups…o pardon), snobizmu.

Czyżby?

A może to tylko genialne przeczucie prawa psychologii społecznej, które głosi, że dziesiąty obserwator, który widzi krótszą kreskę ale słyszy od poprzedników, że kreska jest dłuższa, obserwuje i zeznaje, że faktycznie, jak się przyjrzeć, to kreska – dłuższa?

Jak to się stało, że oglądamy klasyczny teatr absurdu w życiu realnym?

Przypominam encyklopedyczne wyjaśnienie: 
zostają w nim odwrócone tradycyjne role przypisane tragizmowi i komizmowi – tragizm staje się nośnikiem treści komicznych, a komizm – tragicznych.

Kwestia zamiany ról tragizmu i komizmu prowadzi nas do Katastrofy Smoleńskiej.
I nie do jednej, ogólnie przyjętej wspólnoty wrażliwości na absurd. Ale co najmniej dwóch.
Ale po kolei.

Katastrofa. Wydarzenie historyczne, nieporównywalne z żadnym innym.
Po pierwsze - Bezprecedensowa liczba ofiar z najwyższych kręgów władzy i elit niepodległościowych. Zdekapitowano Państwo Polskie.

Po drugie - Rozpętana wokół niej orgia kłamstwa, manipulacji, nienawiści, podłości, „zdrady i zaprzaństwa”. I po prostu: zwykłego pętactwa. Ostra polaryzacja społeczna. Na świadomą mniejszość i na usypianą i słodko śpiącą większość.

Po trzecie - Swoisty, najdroższy, jaki można sobie wyobrazić, papierek lakmusowy.
Ujawnia charaktery, stopień mądrości/głupoty, męstwa/tchórzostwa, szlachetności/podłości polityków, publicystów i ekspertów, prawdziwych i fałszywych przyjaciół zagranicznych.
Pokazuje, jak na dłoni, mechanizmy polityki; wewnętrznej i zagranicznej. Rzeczywistą pozycję Polski. Demaskuje stopień degrengolady duchowej poszczególnych ludzi i całych grup społecznych.
No i rezerwy ducha narodu, pokłady moralnej energii. Determinację, zdolność organizacji, pomysłowość. Wytrwałość i talent, miłość prawdy i empatię dla „zdradzonych o świcie”.

Studia nad tym aspektem Katastrofy nie zakończą się wraz wyjaśnieniem jej przyczyn. Historycy, socjologowie, publicyści, filozofowie a może nawet teologowie będą pisać doktoraty i prace habilitacyjne. 

Już piszą!

Tak, tak, drodzy chłopcy od podawania piłek, to nie jest wypadeczek, który się wam wypsnął i który da się zamazać, zatupać, zapomnieć. Żeby wszystko wróciło do normy i było, „jak dawniej”.

Bo wiadomo, marzycie, żeby tego nie było. Zupełnie, jak mały chłopiec, który spalił dom, bo bawił się zapałkami.

Oj mamo! Żeby znów nas kochali i podziwiali, jacy to europejscy jesteśmy. Jacy przystojni, jak świetnie się prezentujemy w telewizorze!

To nie jest odchodzący w niepamięć incydent. To zbrodnia wołająca o pomstę do nieba. I mściciel nieubłaganie przyjdzie.

Boicie się pojedynku z Komandorem? Bo Don Juan był łajdakiem, ale miał swój łajdacki honor i konsekwencję. I zapłacił najwyższą cenę strącenia do piekła. Was - strącą do piekła, jako durnych jak pasożyty  zdrajców i zaprzańców.

To obśmiejemy. Jak zwykle. Nasi chłopcy się rzucą i załatwią. Komandor? Absurd. Wykreujemy kolejną wersję absurdu. Po to się przecież zatrudnia fachowców!

2.      Pierwsza oficjalna wspólnota wrażliwości na absurd

Zanim pokażę oficjalną, niejako urzędową wspólnotę wrażliwości na absurd, pokażę, jako obserwator uczestniczący, wrażliwość własną.
Na początek wypowiedź profesora Andrzeja Zybertowicza.

„W Polsce po roku 2005 nasiliła się rozbieżność politycznych wyobrażeń świata. Szczególnie nasiliła się w odniesieniu do katastrofy smoleńskiej. Po obu głównych stronach sporu występuje niezdolność do rzeczowego patrzenia na katastrofę. Na czym takie rzeczowe spojrzenie miałoby polegać? (…)”

Dalej profesor przypomina, że muszą istnieć „okoliczności bezsporne” – tj. niezaprzeczone przez strony sporu. Bez takiej minimalnej zgody nie można dojść do żadnych wiążących ustaleń.
Cały wywód w Gazecie „Codziennie” - 14-15 stycznia 2012.

Zastanówmy się nad tym, kto, w okresie po 10 kwietnia pamiętnego roku, próbował budować przestrzeń uznawanych przez wszystkich „okoliczności bezspornych”. 

I jaki absurd kreowano.
Wywołajmy do tablicy jednego eksperta i dwóch mężów stanu: 

Bardzo szybki ekspertBardzo odpowiedzialny minister od zagranicyrównie odpowiedzialny - od wojska

Obecnie po wygranych w cuglach wyborach na senatora królewskiego miasta Krakowa.
Krakowianie, nie chcieliście przenosić sobie stolicy? Bardzo słusznie. Teraz macie stolicę absurdu… Ale mniejsza z tym.

Jaka była jedyna prawda, przyjęta od pierwszych minut po katastrofie? Taki, zastanawiająco często powtarzający się motyw zaczynający się od słów: „A dla mnie sprawa jest prosta”:

Piloci usiłowali lądować na siłę. Byli pod presją prezydenta. Naciskał ich dowódca. 
W domyśle: polski b..ałagan skrzyżowany z ruskim bardakiem. Razem dał katastrofalny wynik.

Największa siła tego motywu, że zawiera elementy prawdy

Niektóre bezsporne, ale tak ogólne, że nikogo nie obciążały, co najwyżej, jak się wyraził pewien frondowy bloger, - „nas – Polaków”, inne nieżyjących, którzy nie mogli się bronić.

Ja to kupowałem. Nie mieściło mi się w głowie, żeby „Ruskie” odważyli się posunąć do „takiego czynu”.Absurd.

Czekałem. Wszystko się wyjaśni. Pomijając mistyczny wręcz wymiar niewyobrażalnej katastrofy, szukałem w tym racjonalności, rozsądku. Żałoba, żałobą, ale teraz już państwo porzuci nędzne gierki i zacznie działać.
Przecież to też ludzie zasłużeni w odzyskiwaniu wolności. Jest szansa na zgodę narodową. Uzyskują przecież teraz szansę na wzięcie odpowiedzialności!

NATO, zdjęcia satelitarne, Unia, nareszcie te wszystkie bzdurne przepisy, te serwituty, jako koszt się opłacą, „nasi” się spiszą. Spokojnie!

Po pierwszych czułościach między Putinem i Tuskiem (które też kupiłem w dobrej wierze) państwo „zaczęło się sprawdzać”.

Niczego nie wyjaśniano.

Żadnych faktów. Żadnych ustępstw. Trumien nie otwierać. Sekcje? Co za różnica? Ten, czy nie ten?
Bałagan w wojsku, brak szkolenia. Piloci, rozbisurmanieni, jak dziadowskie bicze, naciskani przez pijanego (to na deser, później, po przygotowaniu artyleryjskim) dowódcę, chcącego się przypodobać Prezydentowi, dopięli swego. Wylądowali.

Taką opowieścią karmiono mnie od pierwszych minut po katastrofie. Pamiętam. A może mi się śniło?
Moja nieufność rosła. I rosło poczucie absurdu. Bez dowodów oskarżać pilotów? Dowódcę? Już wiadomo? Nowe wiadomości służyły wzmacnianiu tej już sformułowanej opowieści.
Jeszcze czekam. Może się jednak okaże. No dobrze, popełnili błędy. Ale JAKIE?
Postępowali zgodnie z zapowiedziami  nagranymi w czarnych skrzynkach. Mieli zejść do 100 m. Dostali pozwolenie.

Na czym polegał KONKRETNY błąd?
Anodina wyjaśniła: brzoza, błędna wysokość.
Opowieść śmierdziała kłamstwem na odległość, ale trzeba było mieć smoleńską obsesję i węch nekrofila.

Zaś oficjalna wspólnota wrażliwości na absurd była oparta na jej przyjęciu, czyli wykazaniu się rozsądkiem i przyzwoitością oraz na poddawaniu się uczuciu absurdu przy napotkaniu każdej wątpliwości w stosunku do jej elementów.

Teraz całe to wyjaśnienie wali się w gruzy. Znów nie wiemy, na czym polegał błąd. Nie istnieje żaden element opowieści. 

Ani brzozy, ani generała, trzeźwego, czy pijanego, nawet błędnej wysokości. NIC.

Jakie są dziś „bezsporne okoliczności”? Mniejsza z tym. Przecież to pojęcie stworzone na użytek pisowkiej propagandy.
No dobrze, ale teraz jaka obowiązuje wersja, panowie?

3.      Budowanie nowej, drugiej oficjalnej wspólnoty wrażliwości na absurd

Teraz trzeba zbudować absurd potężniejszy. Nie ma innego wyjścia. I panowie spod znaku rozsądku, umiaru i przyzwoitości piszą rozsądnie:

A dla mnie sprawa jest prosta

PiotrZW (anonimowy bloger Frondy)
Włączyłem Internet, a tam czytam, że polscy uczeni zbadali, że gen. Błasiak (tak w tekście! Przypis mój)  nie mówił nic w kabinie pilotów, z czego wynika, że musiał to być ruski zamach, w związku z czym trzeba wznowić śledztwo. To podawały, jako czołową wiadomość, wszystkie polskie portale.
Wyłączyłem komputer i zacząłem się zastanawiać, na ile otaczający mnie świat jest absurdalny, a na ile ja po prostu jestem niedostosowany.
16.1.2012

Piotr Stasiński, GW
Zdumiewająca jest jednak sprawność, z jaką wciąga w smoleńską obsesję politycznych oponentów, media, dużą część opinii publicznej. Antoni Macierewicz, autor najbardziej karkołomnych teorii spiskowych (…)
Kłótnie o "bombę" czy wrak tupolewa toczą się w rodzinach. Wuj jest znawcą konstrukcji kokpitu, a kuzyn - fonoskopii. Ojciec czuje psychologię generała, bo kiedyś był w wojsku.Babcia nigdy nie uwierzy ruskim, bo dziadek był na Syberii.
21.1.2012

 Adam Michnik – najstarszy, zgodnie z dobrą regułą pierwszeństwa, wypowiada się na końcu.
… to pokolenie wychodzi na ulice naszych miast w sprawie bezpłatnego i niekontrolowanego internetu, a nie w sprawie wyjaśnienia, kto i kiedy znajdował się w kokpicie samolotu podczas tragicznego lotuReligia smoleńska przeżywa swój zmierzch. Kolejne hipotezy konfliktu rozniecanego wokół katastrofy smoleńskiej - zamach bombowy, sztuczna mgła, obecność w kokpicie osób spoza załogi - przestają budzić emocje. Staje się oczywiste, że nie chodzi tu o ustalenie prawdy materialnej.
3.2.2012

Wszystko jasne?

Skomentuję tylko środkowy głos „pistoleta średniej wielkości”.

Każdy zwrot z tej błyskotliwej tyrady - to cios w idiotów: w wuja, ojca, babcię (zwłaszcza babcię, moherka jedna!). Jest czymś w rodzaju symbolicznego ciosu w serce absurdu a jednocześnie w serce starego oszołoma, który łaknie i pragnie prawdy i sprawiedliwości. Kiedy będzie nasycony?

Pan pistolet nie pozostawia wątpliwości: NIGDY.

Śledztwo nigdy nie da pełnej informacji, bo wszyscy bezpośredni świadkowie nie żyją, więc trzeba mozolnie analizować dowody pośrednie. A każdą nową wątpliwość łatwo zamienić w podejrzenie.

Tak! Jeśli pojawi się wątpliwość, nie wolno nabierać podejrzeń! To absurd.
Co więc robić? Jaka jest historia na dziś?
Pora przejść do naszego tematu. Mówiłem: to nie jest tekst o Katastrofie Smoleńskiej.
To naukowa rozprawa z tezą.

4.      Drugie twierdzenie Lisa (pierwsze też było i  się zgubiło. Ale się znajdzie!)

Zasada rosnącego absurdu

Zarządzanie psychologią tłumu przy pomocy absurdu w celu wytworzenia odpowiedniego przekonania wymaga jego ciągłego zwiększania.

 Inaczej przedsięwzięcie się zawali. Prawdopodobnie to niczego nie gwarantuje i przedsięwzięcie i tak się zawali, ale później i z większym hukiem. Ale co sobie pożyjemy to nasze. A i tak spadniemy na cztery łapy.

Dowód.

Przepisuję od pana Pistoleta:
Śledztwo nigdy nie da pełnej informacji …

I od „Cadyka”:
Religia smoleńska przeżywa swój zmierzch. Kolejne hipotezy konfliktu rozniecanego wokół katastrofy smoleńskiej - zamach bombowy, sztuczna mgła, obecność w kokpicie osób spoza załogi - przestają budzić emocje.

No tak, ale oni tak jakoś ogródkiem piszą. I ludzie rozumni i przyzwoici nie wiedzą, co myśleć.
Jak to przestają budzić emocje? Ale konkretnie, co mamy myśleć? Nic?
Musimy jeszcze poszukać u „cadyka”. Wszystko w porządku:

Jestem zdania, że były dwie istotne przyczyny katastrofy. Pierwsza: ten samolot nie powinien wystartować z Warszawy; po drugie - nie powinien lądować na lotnisku w Smoleńsku. Warunki atmosferyczne nie zezwalały na jedno i drugie.

Rozumiecie głupki? To są właśnie „bezsporne okoliczności”!
Skoro okazało się, że piloci nie lądowali w Smoleńsku, Błasika w kokpicie nie było a z brzozą też chyba się nie dało ściemnić, to … nieważne! A kto chce tu mieć jakieś pytania, ten kiep i musicie znów go zatupać, zapluć a nawet, jak trzeba, obsikać. Tylko na wesoło! Howg. Czy jakoś tak. Powiedział Czerwony.

Jeśli nie widzicie tego rosnącego absurdu, to … ja lepiej nie umiem udowodnić Drugiego Twierdzenia Lisa.

Epilog


W piątym wieku przed Chrystusem żył sobie w Akragas na południowym wybrzeżu Sycylii poeta i filozof Empedokles, myśliciel, który na dziesięć wieków przed Św. Augustynem i dwadzieścia dwa wieki przed Kartezjuszem był filozofem – pluralistą, a dwadzieścia pięć wieków przed Einsteinem zakładał skończoność prędkości światła. Otóż tenże grecki filozof głosił w czterech słowach prostą zasadę:
 Rzecz słuszną należy powtarzać.

Jeśli Katastrofa Smoleńska już się Wam znudziła, wiedzcie, że „im” właśnie o to chodziło.
Cała strategia tajnej frakcji powiększania, stosownie do potrzeb,  absurdu -TFP(sdp)A - polega na zmęczeniu szarego człowieka i wyrobieniu w nim przekonania, w zależności od jego wrażliwości, że:

Albo  „to do niczego nie prowadzi”,
Albo „nigdy się nie dowiemy”
Albo „tym się zajmują tylko oszołomy zbijający kapitał polityczny na nieszczęśliwym wypadku, w którym zginęło paru pisiorów i niestety, tylko jedna kaczka”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz