(Ten tekst ma wartość historyczną. To inauguracja postaci Szewca. Od tego momentu czasem ja odwiedzam jego, czasem on mnie. Nigdy nie wiem, kiedy to nastąpi. Co ciekawsze, pojawiają się również inne postaci. Ot, życie literackie dzikich...)
W tych dniach spotkałem pewnego szewca, którego zawsze uważałem za straszliwego oszołoma-prawicowca. Spytałem, dlaczego jest taki czerwony. Po kilku piwach, kiedy go apopleksja trochę puściła powiedział, że bliski przyjaciel zaciągnął go w zeszłą sobotę na dyskusję teologiczną.
Ten przyjaciel bardzo szewca lubi i zabiera go w różne fajne miejsca. Szewc poszedł niechętnie, ale przez wzgląd na przyjaciela zgodził się posłuchać, co mówią specjaliści teologowie (To pobożny, tradycyjnie wychowany, choć trochę pomylony szewc „z przeszłością”).
Dyskusja trwała już od piątku i dyskutanci trochę gonili w piętkę, więc szewc zerkał niecierpliwie na przyjaciela, kiedy już wyjdą, bo końca nie było widać.
Kiedy jednak referent ogłosił, że to jest ostatnia szansa (w tę sobotę!) i zaraz mają ukraść Boga, nie wytrzymał, palnął jakąś mówkę, pokazał kombatanckie blizny, trzasnął drzwiami i wyszedł.
- No dobrze, ale to przecież było już tydzień temu? Zapytałem. I jeszcze Panu nie przeszło?
- Przeszło, ale Panie, tak się zdenerwowałem, że mi Boga ukradną, że do 2-giej w nocy nie mogłem pacierza skończyć i moja stara w końcu mnie dyscypliną do łóżka zagoniła.
W niedzielę na Mszy Świętej cały czas podejrzliwie na księdza patrzyłem, czy nie oszukuje, ale wszystko odbyło się jak należy, więc się trochę uspokoiłem. Ale ciągle myślałem, czy czasem ci złodzieje dla niepoznaki po niedzieli przyjdą.
- A wczoraj sprawdziłem, co oni tam uradzili. Bo na takimś ichnim głogu, czy czymś tam ogłaszają. I przepisałem sobie, o!
Szewc podał mi kilka zmiętolonych kartek. Widać bardzo się starał, bo rzeczywiście dokładnie przepisał podsumowanie dyskusji oraz główne, najbardziej spektakularne tezy referenta.
Referent ten miał szczęście, bo znalazł się pewien dyskutant, spośród owych przebrzydłych stronników złodziei, który przetłumaczył jego tezy na język polski:
Belisso: (…)
- Ty uważasz, że NOM zrywa z dotychczasową Tradycją Kościoła, jest spreparowany w dziwnych okolicznościach, wypacza sens i cel Eucharystii itd.; argumentujesz to różnymi badaniami, opiniami wielu osób, w tym wielu zacnych biskupów i kardynałów;
A oto, jakie słowa streścił Belisso, po całej dyskusji na sto kilkadziesiąt komentarzy, gdzie wypowiadało się wielu obrońców aktualnie obowiązującego rytu, czyli NOM:
Jedyną rzeczywistością pozostanie wtedy drugoplanowy teatr liturgii składającej się z pustych słów i symbolicznych gestów(…)Tak właśnie wygląda droga do nikąd, której pierwszym krokiem jest lekceważenie liturgii. Dlatego ostrzegam was, nieszczęśników tkwiących w oparach modernistycznego lekceważenia: nie dajcie sobie i swoim dzieciom ukraść Boga!(podkreślenie moje) Nie będziecie mieli drugiej szansy. (???pytanie moje) (…).
Dla osłupiałych czytelników: To jest spekulacja referenta na temat przyszłości Świętego Kościoła Katolickiego, jeśli przebrzydli zwolennicy złodziei się nie opamiętają.
A oto podsumowanie stanowiska nieszczęśników, popierających zło, pogrążających się w "modernistycznym lekceważeniu liturgii” dokonane przez tegoż cierpliwego i wyrozumiałego do końca, komentatora Belisso:
- ja uważam, że NOM wyrasta z dotychczasowej Tradycji Kościoła, wpisuje się w nią i stanowi o jej rozwoju; poza tym, sięga do elementów, które ta Tradycja w ciągu wieków "zgubiła"; tak naucza Kościół. Sądziłem, że ucieszy Cię nazwanie "Tridentiny" szlachetnymi korzeniami… ;)
To jest również moja opinia.
Szewca nie pytałem. Powiedział, żebym go więcej nie wyzywał od oszołomów i prawicowców, bo się zapisze do..(wyciąłem, żeby nie robić reklamy partii na tym szacownym forum).Wypił piwo i chwiejąc się na nogach, bynajmniej nie z nadużycia alkoholu, bo głowę ma mocną, odszedł.
Poczuwam się do obowiązku podkreślić, że rzetelne i odchwaszczające streszczenie wpisu blogera, przynosi zaszczyt streszczającemu – Belisso.
Włożył wiele cierpliwości i użył całej swojej kompetencji, pokory i pobożności.
Z poetyki wieszczącej katastrofę Kościoła Katolickiego, lekceważącej paru papieży, oficjalne dokumenty Kościoła i miliony katolików na całym świecie, uczestniczących pokornie i pobożnie w Mszy Świętej wyłowił kilka zdań, z których wynika, że nie wszystko jest w porządku na tym najlepszym ze światów.
Zdań przesadzonych, ale nie obraźliwych, mieszczących się w normie dyskursu teologicznego. Jestem po jego stronie i jestem z tego dumny.
Być może Belisso odniósł z tego korzyść, bo wytrwale doskonalił się w swoim kunszcie profesjonalnej dyskusji.
Nasz bloger też by miał korzyść, gdyby zechciał po nią sięgnąć. Dostał darmowe tłumaczenie histerycznego bełkotu na polski.
Ale czy Belisso nie zasłużył przynajmniej na piwo?
Dopisek Lisa (tutaj całkowicie historyczny i niezrozumiały nawet dla mnie, co to za facet?): To była wprawka przed dalszym lotem w śmiertelnym korkociągu, w który wpadłem. Miałem „robić w kulturze” a wplątałem się w wojnę z tradsami. Już bym zdezerterował, ale dołączył do nich naprawdę fajny gość. Chcę z nim gadać, ale z TYM facetem żartów nie będzie. Musiałem trochę poćwiczyć. Udało się: 4916 znaków.
Na razie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz