wtorek, 25 sierpnia 2009

Apologia Apologetyki

czyli expose Wyleniałego Lisa …

Niedawno na pewnym forum rozległo się tęskne wołanie o oryginalność. Było ono wprawdzie wyrażone w częstej dzisiaj formie: mocne słowa i same ogólniki. Gdy zapytałem grzecznie o szczegóły, ofuknięto mnie tak, jak w wojsku dziadek traktuje kota, kiedy ma dobry humor.

Jak by nie było banalne, wołanie to jest zawsze aktualne i zasadniczo słuszne, więc niepokój pozostał.

Postanowiłem wykonać polecenie dziadka i pogłówkować.

Oto wynik:

Apologetyka!

Co dzisiaj jest najbardziej typowe? Nonkonformizm.

Co jest najnudniejsze? Prowokacja.

Co jest monotonne, jak ciężki metal i natarczywe, jak techno? Wulgarność.

Co jest najbardziej usypiające, jak nawała artyleryjska dla wiarusa w okopach? Krzyk.

Co jest klasyczne? Sprzeczność poszukiwaczy klubu, czyli bzdura.

Dzisiaj spotkać można legion wyznawców Kisielewskiego, którym się nie chce napisać porządnego wypracowania szkolnego.

Tradycjonalistów, którzy nie rozumieją dobrze wszystkich przykazań.

Obrońców wiary, gotowych dla tej obrony gorszyć maluczkich, czyli szerzyć niewiarę.

Absolwentów akademii sztuk pięknych, sławiących brzydotę, zło i fałsz (kolejność nieprzypadkowa, bo też odwrotna).

A ja mam czasem wrażenie, że jestem jedyny, który z przerażeniem i smutkiem, to dostrzega. Co do przerażenia, to na szczęście człowiek się przyzwyczaja, że czas umierać, byle miał szansę. Smutek wymaga pocieszenia. I pocieszenie znalazłem.

Po pierwsze wpadłem na pomysł, jak być oryginalnym.

Kiedy większość krzyczy, ja postaram się mówić ciszej. Pełno jest prowokatorów, to ja będę czynił pokój, łagodził.

Na dekonstrukcję przyszłych czy niedoszłych Świętych, mitów, a nawet co bardziej szacownych stereotypów będę reagował cierpliwym zbieraniem skorup, sklejaniem i stawianiem ich z powrotem na piedestał, albo po prostu, na półce z bibelotami.

Zamiast fast-foodu z bon motami zaoferuję gospodę z tradycyjnymi pierogami, z wywieszoną na szyldzie dewizą z francuskich restauracji: „Tu nie McDonnald’s, u nas trzeba poczekać!”.

Zamiast awangardowego łubudu z CD-ROMa puszczę starą, trochę porysowaną płytę z oberkiem, albo z upojnym tangiem.

Jest przecież tylu atakowanych, opluwanych, pogardzanych, obciachowych, których żaden nonkonformista nie odważy się obronić. O nie, no bez przesady. Krzyż, owszem, ale aksamitny.

Przez nieodpowiedzialny atak w nieodpowiednią stronę, albo zbyt nonkonformistyczną obronę, można się nadziać nie na wyrzut w oczach ofiary, tylko na ostrze potężniejszych sił, których lepiej, na wszelki wypadek, nie tykać.

Zamiast sprytnie uważać na granice polemiki, ja raczej będę uważał pod nogi i wokół siebie. Żeby kogoś nie potrącić, żeby nie pognębić już i tak pognębionego, żeby uratować ostatnią szansę idącemu na dno.

Czy ktoś w ogóle pamięta, co to takiego Apologetyka? Autorytet? Wzorzec?

Ja mam taki zwyczaj, kiedy chcę wystąpić jako autorytet przed swoimi dziećmi: Kiedy już spokojnie i bez obawy o utratę tegoż, wytłumaczę się z rzekomego błędu(językowego, merytorycznego, obyczajowego), mówię tak: A na przyszłość, dziecko, zanim zaczniesz kontestować, to CO powiedziałem, pomyśl, PO CO.

To jest postawa apologetyczna.

Staram się wyrabiać ją, jak mogę, w swoich dzieciach, mając świadomość panującego nam niemiłosiernie ducha czasów. Może nie jest ona obowiązkowa w rozmowie ze starym durniem, nawet ojcem, ale na pewno godna polecenia przy sprawach wiary. A ćwiczenia w pokorze są tym łatwiejsze, im bardziej kogoś kochamy, a tym trudniejsze, z im większym durniem mamy do czynienia. Więc takich ćwiczeń nigdy za wiele. A postępy? Maaarne, fakt.

To było po pierwsze.

A po drugie?

Po drugie, ogłaszam uzurpatorsko, że nie jestem już kotem. Żadnej fali, dziadki! Koniec.

Od dzisiaj jestem lisem (a te, jak wiadomo, są z rodziny psów).

Ja też potrafię dać w pysk! I jeśli nie przylutowałem, to wcale nie wynika z mojej misiaczkowatości, tylko wyrozumowanego pomiarkowania. Phi, wielka mi sztuka. Przylutować… Chcecie spróbować?

Co bardziej zapalczywym "Mścicielom Krzyża": Jesteśmy nie tylko Jego świadkami ale i Nadziei. A Wam zdradzę w tajemnicy. Mam nawet przyjaciół „po tamtej stronie”. Nie przyjaźnię sie jednak z ich grzechami. Wiem natomiast, jestem pewny!, że „stamtąd” jest tajemne przejście. Dlatego nie spycham ich przedwcześnie, tam gdzie nie trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz