piątek, 24 września 2010

Korespondencja z Kanady

Do nauki angielskiego dla młodych tradycjonalistów wersja dwujęzyczna:
 
Zasłyszane....




Młody Arab pyta swego ojca:

- Co to za dziwaczny kapelusz, który my nosimy?
- Ależ synu, to turban, który chroni nas przed słońcem!
- A co za rodzaj ubioru nosimy?
- To „galabija”, taka biała koszula nocna, noszona w dzień, która chroni twoje ciało, bo na pustyni jest bardzo gorąco!
- A co to za szkaradne buty, które mamy na nogach?
- To bambosze, to znaczy, pardon, „babouches”, które chronią nasze stopy przed poparzeniem na pustyni!

- Tato?
- Tak synu?

- W takim razie, dlaczego my mieszkamy w Kanadzie?


A young Arab asks his father:
- What is this weird hat that we are wearing?
- Why, it's a "chechia" because in the desert it protects our heads from the sun!
- And what is this type of clothing that we are wearing?
- It's a "djbellah" because in the desert it is very hot and it protects your body!
- And what are these ugly shoes that we have on our feet?
- These are "babouches", which keep us from burning our feet when in the desert!
- Tell me, papa?
- Yes, my son?
Then, why are we living in Canada?
 

4 komentarze:

  1. Biedny ojciec-Arab... to się chyba nazywa dysonans poznawczy, to jest ekhm... cognitive dissonance. :-)

    Proponuję dać do Frondy w rubryce "Rozrywka". Powinno się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kwituję swoje honorarium za ..wiadomo. :)
    Ale Romeusie, proszę!
    Czy będę mógł zawsze liczyć na takie notki? Mogą być nawet takie:
    "Cienkie, spróbuj się lepiej postarać". :)
    :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Krisie, przecież Ci kiedyś pisałem, że będę tu komentował bezinteresownie, bo lubię Twojego "nielegała" (podobnie zresztą jak Ewagriuszowego). Aż się boję pisać, ale zdaje mi się, że teraz Ty nieco mnie przeinterpretowałeś "in minus". Chyba, że Ty nie, a znowu ja, że Ty... :-)

    A propos tradsów... Dopiero kilka dni temu, czytając sobie jakiegoś linka do linka odkryłem, dlaczego nazwałeś ich motocyklistami. To po tej wymianie zdań między Hiltsem a Hildegardą, kiedy on (chyba w poczuciu bezradności) dał do zrozumienia, że ostał mu się jeno "motór"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ Romeusie!

    Potwierdzam: "znowu ja, nie Ty". Czyli Ty, nie ja. :)
    Mój komentarz - To był Żart! Just kidding!
    A kuku!
    Wiem, wiem, "pracujesz nad sobą", czyli starannie dobierasz komunikat do odbiorcy, Ty Posągu!
    .
    Chapeau bas.
    .
    A propos, jak pisałem na Frondzie w podsumowującym komentarzu: Ta historyjka miała jeden cel extra: skorygować mój zapłakany i rozmazany wizerunek.
    Ja naprawdę nie jestem płaksą. Pisałem o tym na samym początku mojego blogowania.
    To tylko niedostatki warsztatu, kłopoty z gotowaniem: za dużo soli, za dużo cukru, za mało pieprzu. Jakieś papiery czerpane wpadają mi co i rusz do garnka. I moi e - rozmówcy mają taki obraz, jaki im rysuję.
    .
    Tymczasem do łez doprowadza mnie głównie dobry, inteligentny i zaprawiony miłością do obśmiewanego, żart. Czyli żart z innej epoki.
    .
    No i co? NIE UDAŁO SIĘ.
    Więc musiałem wygłosić expose.
    .....
    Tym niemniej, czekam na Twoje komentarze, jak kania na deszcz.
    Poważnie.
    .
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie. Kawę musisz sobie przynieść w termosie. Prosit!
    Prądu tu nie ma...a ja za jakąś wirtualną, nieprzenikalną ścianą...

    OdpowiedzUsuń