(Felieton. Pięć tysięcy znaków, ale jak na apokalipsę, to krótki!)
Józef Beck, który swoim wprowadzeniem honoru do polityki
zaryzykował wojnę i klęskę Polaków, miał diabelską alternatywę. Kiedy rozważana
była możliwość zgody na pomoc Sowietów w ewentualnej wojnie z Niemcami,
stanowczo odmówił.
„Niemcy mogą nas zabić, ale Sowiety zabiorą nam duszę”
Wolał się bić na śmierć i życie z Niemcami. Ktoś zginie, ale
inni będą ocaleni. I dusza Narodu zostanie ocalona. Może nie był dobrym
politykiem, ale dobrze przewidywał, co się stanie, kiedy wkroczą Sowiety.
I nie
trzeba było być od razu jakimś filozofem. Wystarczyło być - prawdziwym Polakiem.
To była świadomość potoczna. Dusza Polska wiedziała dobrze,
co przyniesie Czerwona Zaraza, która miała ją wybawić od Czarnej Śmierci.
Prawdziwy Polak. Już nam to określenie też zohydzili. Kto?
Ktoś obcy, czy jakaś współczesna podróbka Gombrowicza?
No tak. To nie jest komfortowa sytuacja. Ale to taka mglista
perspektywa. Jak tej pamiętnej nocy na Titanicu, kiedy kapitan zwiększył parę w
kotłach, bo marzył mu się rekord trasy.
Czy jednak przyszły krach finansów, powódź wlewająca się dziurą budżetową.– albo, jak kto woli, zderzenie z lodową górą fałszywych
pieniędzy, jak Mount Everest, to najgorsze, co nas czeka?
To jest coś, jakby grożąca nam inwazja Niemców. Pardon,
nazistów. Bo mi jeszcze gdzieś nie wydrukują, a ja ciągle na to liczę.
Ja się martwię nie o tę katastrofę, o tę powódź.
No cóż.
Stracić oszczędności, emeryturę, może nawet majątek ruchomy i nieruchomy,
doznać głodu i niedostatku. Pewnie, że to straszne, niewyobrażalne.
Zwłaszcza,
dla niektórych balangowiczów, gdy okaże się, że piwo nie tylko nie jest
schłodzone, ale nawet go w ogóle nie ma. A nawet o chleb trudno.
I nie trzeba
już żadnych konsultantów, specjalistów od propagandy, pijaru i marketingu.
Poszukiwani są rzemieślnicy. Producenci nakrętek, hydraulicy i piekarze.
Kierowców nie trzeba. Każdy jeździ sam. Albo rzęchem, albo rowerem. Raczej
rowerem. Benzyna na kartki, albo na czarnym rynku. Śmieciarze? Oferta pracy ograniczona.
Śmieci mało, królują naturalny recykling i nurkowie.
Co po małej apokalipsie?
Wojna z Niemcami nie uchroniła nas od wkroczenia Sowietów. A po tej wieszczonej przeze mnie katastrofie mniejszej? Wkroczą?
Czy pociechą nam będzie, że jesteśmy wolni, mamy czyste sumienia i Bóg nas kocha?
Bo taka była nasza pociecha za Niemca, zanim nas "upokorzyli" kłamcy kieleccy, jedwabieńscy i pokłosieńscy.
Bo taka była nasza pociecha za Niemca, zanim nas "upokorzyli" kłamcy kieleccy, jedwabieńscy i pokłosieńscy.
Czy też będziemy pogrążeni w rozpaczy, niby przodkowie lemingów. Te rozpaczliwe ptaki z połamanymi skrzydłami z Nowego Yorku, spadające z okien wieżowców po krachu na giełdzie w 26-tym XX wieku.
Dzisiaj prawdziwych Sowietów już nie ma. Co najwyżej ich syny i wnuki.
Czy ocaliliśmy duszę?
Czy pamiętamy, kiedy "jeszcze Polska nie umarła"?
"Póki my żyjemy"!
Ale, czy wiemy, co to znaczy, "póki my żyjemy"?
Przecież nie to, że przetrwaliśmy, gotując zupę i czarną kawę.
Czy nam ta polska dusza zsowieciała, jak nie przymierzając major Płut z z ostatniego zajazdu na Litwie?
Czy pamiętamy, kiedy "jeszcze Polska nie umarła"?
"Póki my żyjemy"!
Ale, czy wiemy, co to znaczy, "póki my żyjemy"?
Przecież nie to, że przetrwaliśmy, gotując zupę i czarną kawę.
Czy nam ta polska dusza zsowieciała, jak nie przymierzając major Płut z z ostatniego zajazdu na Litwie?
No jak? Czy ktoś już nam zabrał duszę, czy „Sowieci” dopiero wejdą po swoją własność?
Czy odpierając „inwazję Niemców,
tzn. nazistów”, cerując dziurę, odbudowując kraj po tej powodzi, jaka nadejdzie
i my ją znów przeżyjemy, zaczniemy budować Polskę z polską duszą?
Bo dusza – to jednak co innego, niż ciepła woda w kranach, autostrady z nieco grubszym, niż dzisiaj, asfaltem i zrównoważony budżet.
Sokratejska metoda szukania duszy
Czy mamy w sobie szacunek do Tego, co zawsze było obdarzane
szacunkiem, czy też to już przeszłość i teraz na szacunek zasługuje tylko ten,
kto płaci i wymaga?
Czy mamy poczucie wspólnoty z tymi, którzy oddali za nas
życie, czy uważamy, że „oni” głupio zginęli i już nie ma głupich?
Czy cenimy uczciwość, odwagę w dociekaniu prawdy i rzeczowość, czy też: gadane, udowadniające, że białe jest czarne, wrzeszczące z rozpaczliwej uciechy w telewizorze?
Czy na naszych uniwersytetach kształcą Wolnych Polaków, spadkobierców Poległych za tę wolność, czy Nowych Ludzi, piękniejszych, mądrzejszych od telewizora i swobodniejszych w obejściu?
Czy mamy wytrwałość i pamięć, czy upodobanie do szybkiej wrzutki i siłę na machnięcie ręką?
Machnięcie ręką
Mówi to nam coś?
Czy chodzimy jeszcze do Duchowego Teatru
Polskiego, gdzie można się pośmiać i zadumać nad żałosnym okrzykiem? Pamiętną Kwestią
– kluczem. Kwestią ludzi przegranych ale mających złudzenie wolności.
No? Jaka to kwestia? .
Podpowiedź? Kołtuneria.
Nic? Baaa... To Teatr Zapomniany. To nie wodewil. Ani ponura awangarda. To Sztuka.
„A niech was wszyscy diabli!”
Kogo, nas?
Może i nas! W każdym razie kogoś, kto żyje chwilą i płacze po niewczasie.
Bezwolny, jak marionetka. Dostosowany. Ryczący. Kopytka schowane w specjalnych
ortopedycznych lakierkach.
Czy ja już się dostosowałem? Czy już przybrałem ochronny
wygląd nosorożca?
Czy nosorożce mają duszę?
To pytam ja, Rumiński Kris, bloger z za dużymi pretensjami.
PS
A poeta Jarosław pyta zgryźliwie:
„Jak tak można – przelewać niepotrzebnie krew i ginąć za Polskę – kiedy
można żyć wesoło i balować na salonach.”
I odpowiada POWAŻNIE:
Trzeba
krwi.
Nie zgadzają się z nim prawicowi konsultanci i prawicowi
publicyści, którzy nie chcą wypaść z obiegu. Ja się zgadzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz