Rozsądni mówią, że można współżyć z potworem,
należy tylko unikać gwałtownych ruchów, gwałtownej mowy
Zbigniew Herbert,
Potwór Pana Cogito
Historia zamierzchła lat 80-dziesiątych
Stan wojenny i po. 1982, 1983, …., 1985 …
Był czas dziwny. Siły pokoju i socjalizmu tak się bały, że
wlazły do czołgów, rozpaliły koksowniki i zabroniły podróży wszystkim, z
wyjątkiem emerytów. No i emeryci wywiązywali się. Wozili co trzeba i
przekazywali, co trzeba. Młodsi? Były delegacje służbowe. To samo. Co trzeba i
komu trzeba.
A w pracy? Czas ciekawych poszukiwań i projektów. Pod górę,
pod wiatr, z mozołem do przodu. Nawet w stanie wojennym.
Ale tylko dla średniaków. Tych, co nie wykonywali zbyt
gwałtownych ruchów. Pół roku przed Stanem
Wojennym, jeszcze przed marcowym strajkiem o pobicie Rulewskiego, sławny polski
hodowca świń, Jacek Karpiński, podający się za konstruktora komputerów, żegnał
się przed wyjazdem do Szwajcarii. Wyjeżdżał wówczas do jeszcze sławniejszego
konstruktora profesjonalnych, studyjnych magnetofonów, marki Nagra.
Znacie tę anegdotę? Generał
De Gaulle miał przemówienie radiowe. Już ustępował, czy jeszcze walczył
o utrzymanie pozycji prezydenta Wielkiej Francji? Nie pamiętam.
Technik radiowy do niego:
„Panie
Prezydencie, tutaj jest magnetofon…”
De Gaulle:
„Wiem, …
znam … nie magnetofon, tylko Nagra!”
Konstruktor Nagry
– to Stefan Kudelski, chrześniak Stefana Starzyńskiego, absolwent Politechniki
w Lozannie. W chwili wybuchu wojny miał dziesięć lat. Zmarł na początku
bieżącego roku.
Czy ten syn Tadeusza, obrońcy Lwowa i członka francuskiego
ruchu oporu, w powojennej Polsce miałby szansę skonstruować sławną na cały reporterski świat, Nagrę,
czy również by hodował świnie, jak Karpiński w latach siedemdziesiątych ? Albo
owce, jak Roman Kluska, twórca polskiej firmy komputerowej - Optimus, która była
na drodze do zdominowania polskiego rynku komputerów oraz zdobycia czołowej
pozycji wśród portali opinii w latach dziewięćdziesiątych, a teraz już nie istnieje?
Ale na razie mamy połowę lat osiemdziesiątych. Microsoft
ciągle jeszcze jest, wprawdzie już znaną w kręgach informatyków, ale małą,
kilkusetosobową firmą. Znaną z tego, że zrobiła system operacyjny
przekształcający „mikrokomputery” - małe zabaweczki podłączone przez złącze
„wideo”, do migających, bladozielono – ciemnoniebieskich monitorów, od których
oczy pieką i trzeba je leczyć okładami z herbaty, w komputery o mocy wielkich
szaf, umieszczonych w klimatyzowanych salach.
W owym czasie...
pan K. przebywa z wizytą w pewnym resortowym ośrodku pod Warszawą …
W podobnym co do wielkości, ale nieporównywalnym co do
znaczenia polskim, resortowym Ośrodku odbywa się spotkanie pracowników
Działu Metod Inżynierskich z młodym, nie
mającym jeszcze czterdziestki, doktorem nauk ścisłych, który niedawno powrócił
z Kalifornii, gdzie wykładał na tamtejszym uniwersytecie.
Opowiada pasjonujące szczegóły obyczajowe z kontaktów ze
studentami.
Wówczas właśnie słuchacze usłyszeli po raz pierwszy o odwróconej, uczelnianej hierarchii: to wykładowca był oceniany przez studentów. To on musiał zaciskać zęby, gdy na jego łóżku siadał bez kompleksów i oporów student przybyły na konsultacje, posiłkując się jego laptopem, zadawał pytanie.
I na pytanie trzeba było odpowiedzieć jasno, zrozumiale i ciekawie. Bo pod koniec semestru studenci stawiali oceny wykładowcy. A teraz to na polskich uczelniach, coraz częściej - standard.
Ma ze sobą pierwszy raz widziany przez obecnych – laptop wraz z legendarnym dzisiaj prototypem fascynującej gry komputerowej - programem „Fly simulator”. Komputerek jeszcze mniejszy od „mikro” komputerów, a prawie równy im mocą.
Wówczas właśnie słuchacze usłyszeli po raz pierwszy o odwróconej, uczelnianej hierarchii: to wykładowca był oceniany przez studentów. To on musiał zaciskać zęby, gdy na jego łóżku siadał bez kompleksów i oporów student przybyły na konsultacje, posiłkując się jego laptopem, zadawał pytanie.
I na pytanie trzeba było odpowiedzieć jasno, zrozumiale i ciekawie. Bo pod koniec semestru studenci stawiali oceny wykładowcy. A teraz to na polskich uczelniach, coraz częściej - standard.
Ma ze sobą pierwszy raz widziany przez obecnych – laptop wraz z legendarnym dzisiaj prototypem fascynującej gry komputerowej - programem „Fly simulator”. Komputerek jeszcze mniejszy od „mikro” komputerów, a prawie równy im mocą.
Dla słuchających, pan K.
jest uosobieniem sukcesu polskich, przebojowych naukowców,
zaznaczających swoją obecność na Zachodzie, tam, gdzie weryfikuje się prawdziwa
wartość dorobku, fachowości i talentu. W polskiej prasie technicznej pojawiają
się wówczas, o dziwo, doniesienia o innych polskich naukowcach. Np. o Aleksandrze
Wolszczanie. Niektórzy z nich piszą w tej prasie artykuły, dzieląc się swoimi
doświadczeniami z pobytu w Mekce światowego postępu technicznego. Który wygrał
zimną wojnę bez jednego wystrzału.
W latach 1984-1985 liczba osób wyjeżdżających na różnego rodzaju stypendia, szczególnie do Stanów Zjednoczonych, wyraźnie wzrosła - wyjaśnia dr Krzysztof Pietrewicz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Taka kariera: najpierw studia - ekonomia lub handel zagraniczny, potem stypendium, a w końcu powrót z odpowiednimi umiejętnościami, kontaktami i doświadczeniami, jest dość standardowa.
(Źródło:)
Ale nie tylko stypendia. Również szukanie na własną rękę, dzięki
swoim dotychczasowym osiągnięciom, biegłości językowej, publikacjom w światowej
prasie fachowej, umiejętnościom i wiedzy.
Wyjeżdżali (często wręcz – uciekali,
paląc za sobą mosty) - również
pracownicy Ośrodka.
Jedni dzięki swoim kontaktom, inni żmudną drogą przez austriackie i niemieckie obozy uchodźców.
Niektórzy wracali, jak pan K., inni zostawali. Zostawali ” wrogami” i nie wracali, jak
Andrzej Targowski, czy wspomniany Jacek Karpiński.
K., związany z Instytutem Podstawowych Problemów Techniki
(IPPT PAN), dla grupki wolontariuszy,
prowadzi tam wykłady z Metody Elementów Skończonych. W wersji
najbardziej zaawansowanej – nieliniowej.
W czasach, gdy dla obliczeń tej wersji
w Polsce, nie było jeszcze komputerów odpowiedniej mocy. Szybko awansuje w
hierarchii naukowej.
Dalszy życiorys można prześledzić w Internecie.
Wreszcie ukoronowanie kariery uczonego – prezesura
Polskiej Akademii Nauk.
Uczony, przedstawiciel współczesnej polskiej nauki,
... która jest
rozwinięta i racjonalna.
Irracjonalizmowi
przeciwstawiła się w 1935 roku, ustami polskiego filozofa, Kazimierza
Ajdukiewicza, reprezentanta polskiej określanej, jako lwowsko-warszawska, szkoły filozoficznej uznającej tylko takie
twierdzenia, …
„ które są uzasadnione w sposób
dostępny kontroli, jasności pojęciowej i językowej ścisłości”.
Nauka polska, która dzięki starej i nowej tradycji
łączności, współpracy i wkładu własnego do nauki światowej ma również możliwości.
„Nauka ma dzisiaj takie możliwości, że można stwierdzić, czy faraon Ramzes Czwarty był chory na nerki. Możemy zliczyć pojedyncze atomy. Możemy ustalić jakie było ciśnienie skał w epoce jurajskiej, gdy się tworzyły. Ale byłoby absurdem, gdybyśmy nie domagali się rzeczy podstawowej. Wraku. To jedyny przypadek w historii katastrof, gdy ustalono przyczyny bez dysponowania wrakiem”.
(wypowiedź profesora Piotra Witakowskiego z AGH, w filmie
dokumentalnym, „Anatomia Upadku”)
Tak więc tradycje i
możliwości nauka ma.
Życiorys prezesa PAN można oceniać pozytywnie. Ale nie jest jeszcze dopełniony.
Zbliża się bowiem …
Przełomowy dzień, data emisji programu „Na pierwszym planie”, 8 kwietnia 2013 roku.
Dziennikarze z sekty antysmoleńskiej, którzy zajmują się
analizą psychologiczną ciemnego ludu smoleńskiego i jego szemranych,
nienawistnych przywódców oraz niekompetentnych pilotów, bojących się nie tylko
swego dowódcy ale własnego cienia, robią swoje. To ich zbójeckie prawo.
Dziennikarze z „drugiej strony”, rozpaczliwie usiłują nie
wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, by uchodzić za rozsądnych. Ale pod presją
ciągle nowych faktów i analiz naukowców polskich i polonijnych, niektórzy z
nich, o zgrozo, zostali neofitami prawdopodobnej hipotezy zamachu.
Przestraszeni własną odwagą, trochę nieudolnie przeciwstawiają słowotokowi –
argumenty. Jako neofici, oczywiście są na pozycji słabszej. Zawodowców,
znających fakty i poszlaki hipotezy zamachowej od podszewki, nie zaproszono.
Nie ma autora filmu, nie ma chyba nikogo, kto próbował w
Smoleńsku zbierać relacje, ustalać fakty, robić wizję lokalną.
Wśród tej gromady zapiekłych w absurdalnych przekonaniach z
jednej strony i niekompetentnych lub zaciukanych dyskutantów jest i
przedstawiciel nauki, ...
Prezes PAN.
Tak się składa, że jest specjalistą od
metody, którą posłużył się jeden z amerykańskich naukowców polskiego
pochodzenia. Ten, co wyjechał, ale nie wrócił.
Teraz jest określany przez naszych specjalistów od
psychologii lotniczej mianem pseudo- naukowca. Wprawdzie jest laureatem nagrody
NASA, ale porównywanym do odźwiernego filharmonii wiedeńskiej, laureata nagrody
tej filharmonii za uśmiechy do gości, pozbawionego słuchu.
Profesor Wiesław Binienda. Swoje wyniki opublikował i wygłosił na sesji
plenarnej prestiżowej konferencji lotniczej w Pasadenie , 17 kwietnia 2012
roku.
Jak się zachowuje prezes PAN, specjalista mechaniki
stosowanej, w szczególności problemów metody elementów skończonych w wersji
nieliniowej?
Słowem nie wspomina o swoim koledze po specjalności z Akron.
Nie waha się natomiast wyrazić szacunku członkom komisji Millera, której raport
zawiera wnioski pomijające rozumowanie …
„uzasadnione w sposób dostępny kontroli, jasności pojęciowej i
językowej ścisłości”.
Ten „psychologiczny” raport, który tezy raportu Anodiny
przyjmuje jako punkt wyjścia i punkt dojścia,
nasz bohater proponuje potraktować, jako „dokument bazowy”.
Najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed rządem, według niego, jest
tłumaczenie tez rządowej komisji. Poprawa komunikacji. A nie - korzystanie z prawie
nieograniczonych możliwości nauki przy naprawdę rzetelnym wyjaśnianiu
najbardziej tragicznej katastrofy lotniczej w polskiej historii.
Co dalej?
Śledźmy dalej karierę pana K., prezesa PAN, naukowca z
dorobkiem.
Czy uda się mu zrealizować postulat racjonalizmu szkoły lwowsko-warszawskiej
w tej konkretnej, jednostkowej i rozstrzygniętej już właściwie (przez państwową
komisję) sprawie?
Czy też realizacja tego postulatu byłaby związana z
wykonywaniem zbyt gwałtownych ruchów i użyciem zbyt gwałtownej mowy? I
współżycie z potworem stało by się niemożliwe?